Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Alfabet mistrzostw Euro 2012

Piotr Bednarczyk, Dariusz Łopatka
A - jak autostrady. Gdy w 2007 roku przyznano Polsce współorganizację Euro 2012 byliśmy jeszcze niemal autostradową pustynią. Ale pięć lat później infrastruktura się poprawiła.

A - jak autostrady. Gdy w 2007 roku przyznano Polsce współorganizację Euro 2012 byliśmy jeszcze niemal autostradową pustynią. Ale pięć lat później infrastruktura się poprawiła. Owszem, nie zdążono ze wszystkim, ale nie da się ukryć, że przeżyliśmy spory skok cywilizacyjny. Nie tylko na drogach, ale i na stadionach czy niektórych dworcach. Tego już nikt nam nie zabierze i jest to niewątpliwie zasługa Euro na lata.<!** Image 3 align=none alt="Image 192014" sub="Kibice Euro 2012 byli fantastyczni. W Polsce i na Ukrainie bawili się świetnie. Tak, jak na zdjęciu, grupa fanów reprezentacji Hiszpanii przed wczorajszym finałowym meczem mistrzostw "><!** reklama>

B - jak Błaszczykowski. Kapitan Polaków. „Bez Ciebie nie idę” - mówił w reklamie w TV wyciągając dłoń do zagubionego w tunelu chłopca wyprowadzającego piłkarzy na boisko. Dowcipni internauci od razu przerobili film i zamiast chłopca pojawia się... bilet na mecz. To aluzja do afery rozpętanej przez zawodnika Borussii Dortmund po odpadnięciu Polski z Euro. Zamiast przeprosić kibiców stwierdził, że nie mógł koncentrować się na meczu, bo musiał walczyć z PZPN o zwiększenie puli wejściówek dla rodzin i znajomych. Wątpliwości pojawiły się też po tym, jak kapitan Polaków przekazał red. Monice Olejnik na licytację koszulkę w której miał grać w meczu z Rosją. Co bardziej spostrzegawczy telewidzowie zauważyli, że na rękawie brakuje logo Euro, a w takich strojach grali Polacy podczas turnieju. Grał w niej, czy nie grał - oto jest pytanie...

C - jak „czeski Messi”. Zdecydowanie bardziej z wyglądu, niż ze sposobu gry. Pytacie kto to? Vaclav Pilarz, skrzydłowy drużyny narodowej naszych południowych sąsiadów. Niby błysnął, kilka razy pokazał się na prawej i lewej flance, ale żeby od razu Messi? Do kunsztu Leo jest jemu tak daleko, jak stąd do Rosario we wschodniej Argentynie i z powrotem.

D - jak Duński Dynamit. Wydawało się, że może wypalić i uzyskać awans. Ekipa Olsena zagrała trzy niezłe mecze, choć nie była faworytem ani jednego. Grupa śmierci okazała się za mocna.

E - jak emocje. W jednych spotkaniach było ich więcej, w innych mniej. Naszym zdaniem najciekawszą potyczką, nie licząc gorącej atmosfery finału, był mecz Anglików ze Szwedami - pięć goli i pełne dramatyzmu zwroty akcji. Nawiasem mówiąc Szwedzi zostali mistrzami Euro... w traceniu prowadzenia. W każdym swoim spotkaniu mieli przewagę bramkową, a wygrali tylko raz i nie awansowali nawet do ćwierćfinału.

F - jak Franz. Przydomek selekcjonera Polaków, Franciszka Smudy. Jego zespół zajął ostatnie miejsce w zdecydowanie najsłabszej grupie Euro 2012, nie wygrał meczu, ale nasz selekcjoner do żadnego błędu się nie przyznał i kibiców nie przeprosił. A nawet wyglądał na zadowolonego z faktu, że jego zespół nie przegrywał różnicą pięciu-sześciu bramek, tylko dwa razy zremisował a raz przegrał raptem jednym golem. Nic go nie wzruszała miażdżąca krytyka nie tylko dziennikarzy („nie jest orłem” „zgubił się w labiryncie”, „to nieszczęsny trener” - pierwsze z brzegu cytaty z „La Gazzetty dello Sport”), ale i kolegów po fachu, jak choćby Arsene Wengera, coacha Arsenalu, o Polakach nie wspominając. Chyba jedynym szkoleniowcem, który Smudy nie skrytykował, był Leo Beenhakker. Zapytany o Franza... odmówił komentarza.

G - jak grzmoty. Tego jeszcze na Euro nie było - burza nad stadionem w Doniecku powodem prawie godzinnej przerwy w meczu Ukrainy z Francją. Przez chwile rzeczywiście było niebezpiecznie. Kibice, szczególnie ci z tamtejszej Strefy, przemoczeni do ostatniej nitki, nie kryli strachu, gdy nieopodal nich trzaskały pioruny przewracające drzewa. Innym kibicom, już po nawałnicy, dopisywał z kolei humor - pływali bowiem w powstałych na szybko kałużach.

H - jak Hiszpania. Może nie był to już atrakcyjnie grający zespół, jak dwa czy cztery lata temu, ale co z tego, skoro jest tak skuteczny? Trener Vincente del Bosque wprawił niemal wszystkich w osłupienie, stosując grę bez nominalnego napastnika, ale nie przeszkadzało mu to w wygrywaniu spotkań. Aczkolwiek nie uniknął krytyki w swoim kraju. Hiszpania nie może bowiem „tylko” wygrywać. Musi robić to jeszcze w efektownym stylu.

I - jak Irlandia. Z przyjazdu „Wyspiarzy” cieszyli się chyba wszyscy. Dzięki ich obecności w Polsce było bardziej kolorowo i zabawowo. Nie chodzi oczywiście o piłkarzy, którzy nie rozpieszczali swoich fanów, lecz o kibiców, którzy pozostawili po sobie dobre wrażenie. - Coś takiego zdarzyło mi się po raz pierwszy w karierze. Jestem pod ogromnym wrażeniem, że kibice mogą tak traktować policję - mówił Natalia Rogodzińska, policjantka, przed którą klęknęła grupa idących na mecz w Poznaniu Irlandczyków i odśpiewała miłosne wyznanie: „We love You” (czyli kochamy Cię). Niestety, z naszymi przyjaciółmi z Zachodu wiąże się dramatyczna historia Jamesa Nolana, kibica który przyjechał do Polski na Euro, zaginął w Bydgoszczy, a jego ciało odnaleziono w Brdzie.

J - jak Jarzębina. Pamiętacie hit w wykonaniu tego wyznaczającego muzyczne trendy zespołu? „Koko, koko, Euro spoko...”. Pewnie, że pamiętacie. Był to przecież oficjalny przebój polskiej drużyny narodowej, zagrzewający do boju naszych piłkarzy, tyle, że - i tu zaskoczenie - podczas mistrzostw raczej niepuszczany w eterze. Tak na marginesie, tylko jednym zdaniem - jaki przebój, taki wynik reprezentacji.

K - jak kibice. W 99 procentach - fantastyczni. Było wprawdzie kilka przykrych incydentów, jak zamieszki w Warszawie przy okazji meczu Polska - Rosja czy we Wrocławiu, po spotkaniu Rosja - Czechy, ktoś rzucił bananem w Mario Balotellego, ale generalnie słowo „incydent” pasuje tu najbardziej. Bo kibice na Euro byli fantastyczni. Ci z Polski zwłaszcza. Narodziła się nowa, polsko-irlandzka przyjaźń, mimo porażki drużyny Smudy nasi fani byli z nią do końca, świetnie przyjęli wszystkie ekipy, które mieszkały w Polsce. Poza częścią Rosjan wszyscy wyjeżdżali z naszego kraju zachwyceni.

L - jak Lato. Grzegorz, prezes PZPN. „Ja powiedziałem, że zrezygnuję, jeśli nie wyjdziemy z grupy? Nie pamiętam...”

Ł - jak ławka rezerwowych. Z przyglądaniem się poczynaniom kolegów z drużyny spoza boiska pogodzić musiało się wiele gwiazd, co - jak w przypadku Holendrów - nie pozostało bez wpływu na pogorszenie atmosfery w szatni. Ławę grzali przecież Huntelaar i van der Vaart, a w innych ekipach m.in.: Torres, Gomez, czy choćby w ostatnim meczu grupowym - Wojciech Szczęsny, przedturniejowa „jedynka” między słupkami naszej bramki. Z drugiej strony aż prosiło się, aby na ławkę odesłać Milana Barosza, czy nawet, po pierwszych meczach, Mario Balotellego. Drugi z nich wreszcie „wypallił”, pierwszy nie zdążył.

M - jak murawa. Na każdym ze stadionów Euro przystrzyżona równo na 23 milimetry, jednak nie wszędzie taka sama. „To była totalna katastrofa. Murawa była w opłakanym stanie” - marudzili Hiszpanie po meczu z Włochami w Gdańsku. Generalnie poszło o wodę, a w zasadzie jej brak, powodujący brak poślizgu piłki, a na tak (nie)przygotowanym placu mistrzowie świata grać nie potrafią. Gderali, jojczyli, a i tak znaleźli się w finale. Wspomniani Włosi w zasadzie też mogli wybrzydzać, bo w półfinale w Warszawie niemal co drugi ich krok groził upadkiem, bądź poślizgiem. Im też to nie przeszkodziło w awansie do finału.

N - jak Nasri, a nawet jak nieznośne dziecko francuskiej piłki. 25-letni pomocnik sam sobie przypiął łatkę jednego z czarnych charakterów zakończonego właśnie Euro, jednak nie ze względu na poczynania boiskowe. Samir Nasri „pokazał swoje prawdziwe oblicze” - cytując Williama Gallasa, francuskiego piłkarza nieobecnego podczas Euro - w usianej wulgaryzmami przepychance słownej z dziennikarzem, zaraz po odpadnięciu Les Bleus z turnieju. „Zawsze chcesz napisać o nas jakieś gó***. Pierd*** się. Pierd*** swoją matkę, ty skurw***! Teraz możesz powiedzieć, że jestem źle wychowany”.

O - jak Oranje. Jedna z dwóch (oprócz Polski) ekip, które najbardziej zawiodły swoich kibiców na Euro. A już przed mistrzostwami Marco van Basten przestrzegał, że drużyna wicemistrzów świata szczyt możliwości ma za sobą. I się nie pomylił. Zlepek indywidualności. Na pewno Holendrom nie pomógł fakt, że byli „rozczłonkowani” na wiele europejskich klubów, a taką zbieraninę trudno zgrać w ciągu kilku tygodni przygotowań do mistrzostw. Choć przed mundialem w RPA się udało...

Ö - zil. Trzech zawodników o tym samym nazwisku w reprezentacji Niemiec. Grają na tej samej pozycji, nie różnią się nawet wyglądem. Różnią się tylko wymową nazwisk. Jeden to Yzil, drugi Ozil, trzeci Ezil. Tako rzecze Dariusz Szpakowski.

P - jak Pirlo. Nad występami włoskiego reżysera gry rozpływali się wszyscy fachowcy. Usunął w cień samego Xaviego Hernandeza z Hiszpanii, o Angliku Stevenie Gerrardzie nie wspominając. Piłkarz kompletny, mający oczy dookoła głowy. Nie musi być świetnym dryblerem, wystarczy, że myśli na boisku i obsługuje idealnymi podaniami swoich kolegów. I co z tego, że na karku ma 34 lata?

R - jak reklama. I to nie byle jaka, bo na... majtkach. Nicklas Bendtner, napastnik reprezentacji Danii, tuż po zdobyciu drugiej bramki w meczu z Portugalią podciągnął koszulkę, opuścił spodenki i zaprezentował światu swoje biało-zielone slipy z widocznymi dwoma słowami - nazwy firmy bukmacherskiej. Członkowie UEFA szybko stwierdzili, że wspomniana reklama jest gorsza i groźniejsza nawet od rasizmu oraz przemocy i ukarali Duńczyka grzywną w wysokości 100 tys. euro. Bendtnerowi nic jednak do tego, bo wspomnianą sumą zapłacił za niego bukmacher.

S - jak sędziowie. Na ostatnich imprezach rangi mistrzowskiej przeważnie byli antybohaterami turniejów. Tym razem wyjątkowo mało było zastrzeżeń do ich pracy. Choć może innego zdania są Ukraińcy, którym węgierski sędzia Victor Kassai nie uznał gola zdobytego w ostatnim meczu grupowym z Anglią.

T - jak Tytoń. Polski bramkarz może mówić o sporym szczęściu. Jego debiut w Euro to przecież zbieg okoliczności (czerwona kartka Szczęsnego oraz kontuzja Fabiańskiego), po którym, w zasadzie od razu, stał się pierwszym w historii mistrzostw Europy golkiperem, który zaraz po wejściu na boisko obronił rzut karny. Potem już nie błysnął. Z resztą jak cała nasza kadra.

U - jak Ukraina. Współgospodarz Euro 2012. Nie ukrywajmy - dzięki jej działaczom piłkarskim mieliśmy finały w naszym kraju. Z powodu więzienia Julii Tymoszenki miała być bojkotowana przez polityków z Zachodu. Z tym bojkotem jednak różnie bywało. Wg BBC Anglicy mieli wracać z niej w trumnach. Nie wrócili. Tzn. wrócili, ale bez „opakowań”. Ukraina świetnie, dała sobie radę z organizacją turnieju. Jeśli można się do czegokolwiek przyczepić, to jedynie do drożyzny w hotelach czy postawy policji, która potrafiła wlepiać mandaty gościom z Zachodu np. za brak jednego kołpaka w samochodzie. Ale może po prostu niektórzy nie byli do tego przyzwyczajeni.

W - jak Włosi. Niesamowici. Nikt ich nie stawiał w gronie faworytów po porażce w sparingu z Rosją 0:3 tuż przed Euro. A do tego doszła afera bukmacherska, w którą zamieszany był Gianluigi Buffon. Obrażony nagonką trener Cesare Prandelli w pewnym momencie powiedział, że jeśli to oczyści atmosferę, to drużyna może zrezygnować z występu na Euro. Ostatecznie wystąpiła. Ze skutkiem. Niemal śmiertelnym dla rywali.

Ż - jak żony (i partnerki) piłkarzy. Najgłośniej było oczywiście o Shakirze, która zadała kłam o tym, że w jej związku z hiszpańskim obrońcą Barcelony Gerardem Pique źle się dzieje. Znalazła czas na przyjazd do Polski i nawet nagrywała u nas piosenki. Wiele też mówiło się o narzeczonej Ikera Casillasa, bramkarza Hiszpanów - Sarze Carbonero, dziennikarce pracującej dla stacji telewizyjnej Telecinco oraz o czeskiej modelce, byłej wicemiss swojego kraju Alenie Seredovej, żonie Gianluigiego Buffona. Polskie partnerki nie odstawały - na przykład przyjaciółką Sebastiana Boenisha była Tatjana Batinić, miss Austrii z 2007 roku. Wiele mówiono też o narzeczonej Roberta Lewandowskiego, karateczce Annie Stachurskiej. Zainteresowanie nią spotęgował... wypadek samochodowy, jaki miała podczas Euro. Na szczęście nic jej się nie stało.


 

Liczby Euro w Polsce:

652 tys. kibiców z całej Europy bawiło się na czterech polskich stadionach: w Warszawie, Wrocławiu, Poznaniu i Gdańsku. Daje to średnio ponad 43,5 tys. osób na każdym meczu.

272 tys. osób łącznie oglądało mecze grupowe, ćwierćfinał i półfinał na Stadionie Narodowym w Warszawie. Połowę tych kibiców stanowili Polacy, 10,8 procent - Rosjanie, 6,3 procent - Niemcy, 3,01 procent - Grecy, 2,56 procent - Czesi, a 2,2 procent - Włosi.

4,4 razy więcej osób bawiło się w strefach kibica niż na stadionach. W fazie grupowej, ćwierćfinałach i półfinale w miastach gospodarzach Euro, a także w w Krakowie, mecze w strefach kibica oglądały łącznie 2 mln 883 tys. osób. To znacznie więcej niż w poprzednich dwóch międzynarodowych imprezach piłkarskich.

131 tys. policjantów czuwało nad bezpieczeństwem kibiców w trakcie fazy grupowej i ćwierćfinałów w Polsce. Ponadto wspierało ich 24 tys. strażników miejskich i 12 tys. funkcjonariuszy Żandarmerii Wojskowej.

622 osoby zostały zatrzymane przez służby porządkowe. W czasie Euro 2012 doszło do 126 przypadków naruszenia porządku.

3285 interwencji medycznych. W czasie, kiedy kibice bawili się w strefach kibica, służby medyczne odnotowały 3 285 interwencji, czyli pomocy potrzebowało 0,07 procent będących tam osób. Na stadionach zanotowano 692 interwencje medyczne. Oznacza to, że pomocy potrzebowało zaledwie 0,11 procenta kibiców.

 

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!