<!** Image 3 align=left alt="Image 221327" >Jest to sytuacja, którą, niestety, trzeba nazwać lekko niezrozumiałą, o ile nie głupią. Bo niby z naszego punktu widzenia - zwyczajnego bydgoszczanina - policja jest od tego, żeby był spokój.
A jak to policja załatwia, to już nas nie interesuje, no bo z jakiej racji. Policja więc załatwia to tak, że wyłapuje na przykład takich kiboli, którzy wiele nie myśląc i dla swojej tylko frajdy rzucają ludziom pod nogi petardy.
<!** reklama>
Żeby takich zawodników namierzyć i wyłapać, należy przed i po meczu zaangażować o wiele większe niż normalnie siły policyjne. A jak nowe siły, to wiadomo - za darmo nikt tego cudu nie dokona, więc w imię walki z debilizmem ulicznym i zapewnienia bezpieczeństwa zwykłym ludziom - rosną koszty.
A nie są to małe pieniądze. Wystarczy sobie uświadomić, że w ubiegłym roku policja obstawiała w mieście prawie 130 imprez masowych, głównie meczów.
W tym pięć podwyższonego ryzyka. Koszt to dodatkowe 611 tysięcy złotych, których w dziurawej jak sito policyjnej kasie na próżno szukać. Zapyta ktoś spostrzegawczy - skąd są te pieniądze, które policji za „kibolskie nadgodziny” należy zapłacić.
Zresztą - tak na marginesie - nie tylko policji, bo również pracującym w przyspieszonym trybie dyżurnym sędziom w sądach rejonowych... Oczywiście, to środki z budżetu państwa, a na ten - jak wiadomo - płacimy wszyscy.
Dochodzi więc do paranoi: idiota rzuca petardą, ale koszty ponosimy my. Rada jest jedna i logiczna - wymiar sprawiedliwości winien być tak mocny, żeby z kibola tę należność ściągnąć.
Dopóki taki mocny nie będzie, dalej będziemy bulić za wybryki. Ja, pan, pani, państwo.