Ciaś, zawodowo grający w tenisa już tylko okazjonalnie, utarł nosa młodzieży - nie stracił w turnieju choćby seta, rywale nie mieli nawet okazji do tie-breaka! To jego trzeci tytuł w karierze – poprzednie świętował w latach 2013 i 2015. W tym roku do kolekcji dołączył także srebro w grze deblowej w parze z Grzegorzem Panfilem.
Pierwszy set niedzielnego finału singla rozgrywany był w bardzo trudnych warunkach, przy nieustannie padającym deszczu i zmiennym wietrze. Od początku widać było, że w takich okolicznościach nawet najlepsi tenisiści mistrzostw nie są w stanie zaprezentować swojego najlepszego tenisa. W decydującej fazie pierwszej partii Ciaś zdobył przewagę przełamania, którą potwierdził wygranym gemem serwisowym. Seta zakończyła prawdopodobnie najdłuższa wymiana (41 uderzeń!) turnieju, a gdyby nie zawahanie Michalskiego mogła trwać jeszcze dłużej...
W drugiej partii tenisiści dotrwali na korcie do stanu 1:1, po czym – wobec coraz mocniejszego deszczu i porywistego wiatru - sędzia naczelny Tomasz Pazik postanowił przerwać pojedynek. Wznowienie gry nastąpiło dopiero po blisko 2 godzinach.
Przerwa nie przyniosła odmiany i znów lepszy był zawodnik z klubu z Ustronia, choć tenisiści nie potrafili utrzymać swojego serwisu, ale to szeroki repertuar uderzeń i różnorodna gra Ciasia pozwoliły mu na przemokniętym korcie na zdobycie decydujących punktów.
- Warunki były dzisiaj bardzo niesprzyjające. Wiatr i padający deszcz w pierwszym secie nie ułatwiały nam gry, ciężko było kontrolować piłkę. Co zadecydowało? Może Daniel był bardziej nerwowy, a może mi bardziej pomogło doświadczenie – skomentował bezpośrednio po finale mistrz Polski, który zawodowo w turniejach gra już tylko okazjonalnie. Jak się okazało, młodzież może się od niego jeszcze sporo nauczyć...
- A ja? Od początku zapędziłem się na walkę z warunkami, z samym sobą i jeszcze z Pawłem. To było trzech na jednego, dosyć nierówna rywalizacja - na poły żartobliwie skwitował Michalski. - Po przerwie Paweł znów dobrze grał i ciężko było mi coś ugrać. Oczywiście szkoda, bo to bardzo fajny turniej i fajnie byłoby zwyciężyć, ale liczę, że będę miał jeszcze kiedyś taką szansę – dodał rewelacyjny w Gliwicach nastolatek, który w 1. rundzie wyeliminował notowanego 5 lat temu na 57. miejscu w rankingu ATP, ale za dwa tygodnie kończącego karierę Michała Przysiężnego.
Na koniec warto przypomnieć, iż oprócz medali, pucharów i nagród rzeczowych (firmy Seiko i Recman) mistrz w grze pojedynczej zapracował na premię w wysokości 18 tys. złotych oraz „dziką kartę” do wrześniowego Pekao Szczecin Open (z pulą nagród 175 tys. dolarów).
Gliwickie mistrzostwa były częścią cyklu LOTOS PZT Polish Tour.
