Niebiesko-czarni w ostatniej kolejce ówczesnej II ligi grali na wyjeździe z Cracovią.
- O awans walczyliśmy ze Startem Łódź - wspomina Edmund Rychlewicz, bramkarz tamtej drużyny. - Mieliśmy tyle samo punktów, ale lepszy bilans goli. To oznaczało, że nie możemy osiągnąć gorszego wyniku niż rywale. Spotkanie miało swój dodatkowy smaczek. Cracovię prowadził Adam Niemiec, który jeszcze jesienią był naszym trenerem - podkreśla.
Wszystko skończyło się szczęśliwie, bo Zawisza wygrał w Krakowie 1:0. Jako ciekawostkę dodajmy, że był rozgrywany na stadionie Wisły.
- Sam mecz był nieciekawy - dodaje Ryszard Harmata, obrońca Zawiszy. - Jedynego gola strzelił Jurek Krasucki z podania Bronka Waligóry, naszego kapitana. Dla niego to było pierwsze trafienie w sezonie, ale jakże ważne. Nie musieliśmy więc patrzeć na to, co zrobią rywale. Wszystko mieliśmy w swoich rękach, a właściwie nogach. Radości nie było końca, bo nikt na nas nie stawiał, a wszystko wyszło w trakcie sezonu - dodaje.
Zawisza po pierwszym historycznym awansie do I ligi wywalczonym w 1960 roku. W kolejnych roku nie utrzymał w elicie, a w kolejnym spadł do III ligi. Po wygraniu grupy Pomorskiej na tym szczeblu rozgrywek, musiał grać w barażach, by wywalczyć o awans na szczebel centralny. Rywalami były Arka Gdynia, Gwardia Koszalin, Czarni Żagań i Czarni Szczecin. W tej rywalizacji przegrali tylko jeden mecz i mogli świętować awans.
Nie było na to dużo czasu, bo baraże zakończyły się 4 sierpnia, a już 17 sierpnia rozpoczęły się rozgrywki II ligi.
- Początek mieliśmy słaby - wspomina Edmund Rychlewicz. - Dopiero tak po pięciu meczach zaczęliśmy grać coraz lepiej i jesień skończyliśmy na drugim miejscu w tabeli, ale nikt z nas nie myślał o awansie - dodaje.
- Wiosną graliśmy zmiennie, dobre mecze przeplataliśmy słabszymi, ale rywale też tracili punkty więc cały czas byliśmy w czołówce. Końcówkę mieliśmy bardzo dobrą i utrzymaliśmy drugie miejsce premiowane awansem. Wtedy nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego co udało się nam osiągnąć. To następowało stopniowo - dodaje Ryszard Harmata.
Na bohaterów wracających z Krakowa w Brzozie czekały specjalne wojskowe gaziki i grupa motocyklistów. Tam zawiszanie przesiedli się z autokaru i w specjalnym szpalerze zostali zawiezieni na stadion przy ul. Gdańskiej. Tu zostali powitani przez Zygmunta Huszczę, generała dywizji i dowódcę Pomorskiego Okręgu Wojskowego oraz działaczy Zawiszy a także oczywiście kibiców.
Niebiesko-czarni w elicie utrzymali się przez trzy sezony. Na kolejny awans sympatycy Zawiszy musieli czekać aż do 1977 roku.
Oni wywalczyli awans
Edmund Rychlewicz - bramkarz
Kazimierz Biernacki - obrońca
Jerzy Fiodorow - obrońca
Waldemar Folbrycht - obrońca
Ryszard Harmata - obrońca
Kazimierz Zgoda - obrońca
Paweł Mueller - pomocnik
Jan Rychlewicz - pomocnik
Ryszard Wesołowski - pomocnik
Mirosław Ziółkowski - pomocnik
Waldemar Chmara - napastnik
Stanisław Gadecki - napastnik
Ryszard Kamiński - napastnik
Jerzy Krasucki - napastnik
Włodzimierz Mielcarek - napastnik
Jan Pieszko - napastnik
Kazimierz Ryciak - napastnik
Jerzy Sułkowski - napastnik
Bronisław Waligóra - napastnik
Adam Niemiec - trener, runda jesienna
Edward Brzozowski - trener, runda wiosenna
Czesław Brzechwa - kierownik drużyny
