Wśród zawiedzionych był reporter „Expressu Bydgoskiego”, który zabrał się do stolicy jednym z pięciu autokarów podstawionych przez bydgoskich posłów PiS.
Do Warszawy przyjechało wczoraj ponad tysiąc autobusów ze wszystkich stron kraju, zwożąc głównie zwolenników Prawa i Sprawiedliwości. Nie zabrakło nawet kapeli góralskiej, która była atrakcją delegacji z Zakopanego.
Szczegółowe instrukcje bezpieczeństwa, które rozdawano w autokarach, okazały się nieprzydatne. Zalecano w nich, by na chroniony przez policję plac Krasińskich nie wnosić parasolek, termosów, dronów i... materiałów wybuchowych.
Ostatecznie mało kto miał szansę dostać się na ogrodzony stalowymi barierkami i kordonami policjantów teren, miejsce przemówienia Donalda Trumpa.
Wysportowany naród
Plac, który o godz. 10 otwarto w trzech miejscach, wypełnił się błyskawicznie ludźmi i został zamknięty w samo południe. Tłum jednak cały czas napierał, a co sprytniejsi szukali przysłowiowej dziury w płocie, by mimo wszystko zobaczyć na własne oczy słynną grzywkę gościa z USA. Można było odnieść wrażenie, że policja nie panuje nad sytuacją.
Na wysokości ulicy Miodowej zdesperowany tłum zaczął forsować zamkniętą bramę Ogrodu Krasińskich. Brano ją górą. Okazało się, że całkiem wysportowany mamy naród. Prawie trzymetrową przeszkodę pokonywali zarówno sześćdziesięcioletni seniorzy, jak i nastolatki.
W tłumie pojawiały się komentarze o złej organizacji całej imprezy. Bezradność niektórych policjantów kłuła w oczy. Nasz reporter był świadkiem rozmowy, jaką prowadzili ze swoim przełożonym przez radiotelefon dwaj mundurowi ochraniający prezydencki wiec w rejonie ul. Miodowej. Pytali, czy brama, której pilnują jest wyjściem ewakuacyjnym i czy można ją otworzyć.
„Bolek!, Bolek!”
Przemówienie Trumpa rozpoczęło się kilka minut po trzynastej od paru ciepłych zwrotów pod adresem Polaków wypowiedzianych przez... jego żonę. Słowa prezydenta USA, zwłaszcza te, które chwaliły heroiczną postawę Polaków np. w czasie II wojny światowej albo zapewniały o przyjaźni USA z naszym krajem, nagradzane były gromkimi brawami.
Choć były momenty, w których dało się słyszeć okrzyki: „Bolek!, Bolek!”. Albo: „Sierpem czy młotem, zaj...my czerwoną hołotę”. W okolicznych barach oglądano telewizyjną relację z wiecu.
- Nie będzie nas uczył historii. Moja ciotka zginęła w Powstaniu Warszawskim. Gierkowi za komuny też tak skandowano - komentowali warszawiacy.
Nie będzie nas uczył historii. Moja ciotka zginęła w Powstaniu Warszawskim. Gierkowi też tak skandowano