Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdzie są pieniądze?

(ds)
Czy Lubuskiemu Szkolnemu Związkowi Sportowemu grozi rozpad? - Jeśli szybko nie znajdą się ludzie, chcący wyciągnąć go z zapaści może do tego dojść - mówią jego członkowie.

SZS był jedną z najprężniej działających organizacji sportowych w regionie. Prowadził współzawodnictwo dzieci i młodzieży szkolnej oraz organizował imprezy sportowe na szczeblu wojewódzkim. Tak było przynajmniej dotąd.

Gdzie są pieniądze?

Niestety, w 2003 roku zaczął mieć kłopoty finansowe. Wówczas wprowadzony został program ,,animator", który był skierowany głównie do nauczycieli wychowania fizycznego. Za organizację i przeprowadzenie imprez pedagodzy mieli otrzymywać pieniądze ze związku, który z kolei miał dostawać je z Warszawy. Sporo osób przystało do programu. Niestety, do dziś wielu z nich nie zobaczyło kasy.
Jednym jest Waldemar Malendowicz, wiceprezes Uczniowskiego Klubu Sportowego Prus z Żar. - W programie animator uczestniczę od dwóch lat - powiedział - Tak jak inni pieniądze za pracę otrzymywałem ze związku z półrocznym poślizgiem. Największy afront spotkał mnie w końcu stycznia 2004 roku, gdy otrzymałem PIT według którego, w 2003 roku SZS rozliczył się ze mną za pierwszą edycję programu. Pieniędzy oczywiście nie było.
Następnego dnia Malednowicz zadzwonił do biura związku. Urządził awanturę i zagroził, że z PIT-em pójdzie do urzędu skarbowego. Po interwencji, pieniądze na jego konto przelano już kolejnego dnia. Jednak za pierwsze półrocze 2004 roku pieniędzy nie dostał do dziś.
Jak twierdzi, normalną sprawą w rozliczaniu animatora było podpisywanie dokumentów i pokwitowań in blanco. - Po prostu mówiono mi, że inaczej nie zobaczę pieniędzy na koncie, tylko będę musiał jechać po nie do Zielonej Góry - tłumaczy.
UKS Prus w 2003 roku dwukrotnie przeprowadził zawody w unihokeju w ramach licealiady. Z kolei w 2004 roku zorganizował na zlecenie SZS finał licealiady w unihokeju. Do dziś związek nie zapłacił za żadną z tych imprez. Razem z odsetkami to dziś prawie tysiąc złotych.

Sprawa polityczna?

- Podczas ostatniego walnego zebrania SZS komisja rewizyjna stwierdziła zadłużenie związku na sumę około 55 tys. - mówi członek zarządu powiatowego SZS w Krośnie Odrz., delegat na krajowy zjazd Tomasz Struk. - Nie ma zadłużenia w ZUS-ie i urzędzie skarbowym. Są za to zaległości za organizację zawodów oraz z programu animator sportu. W naszym powiecie wszystkie koszty związane z przygotowaniem imprez ponosiły ośrodki sportu, UKS-y lub samorządy. Nawet za zawody wojewódzkie płaciliśmy sami.
Organizacja imprez pod patronatem lubuskiego SZS czasem zakrawała na kpinę. Np. podczas zawodów wojewódzkich w Gubinie, mimo zapewnień, że przyjedzie ktoś z dyplomami i pucharami z biura SZS, nie pojawił się nikt. Postawieni pod ścianą organizatorzy, przed imprezą sami biegali do sklepu po nagrody.
Skąd wziął się dług? Były prezes Czesław Fiedorowicz za brak płynności finansowej obwinia zarząd główny związku. - Warunkiem otrzymania pieniędzy z animatora było samodzielne pozyskanie na ten program 50 procent środków - tłumaczy. - Obawiam się, że około 90 procent umów na ten program nie jest do końca właściwych. Dlatego sporo osób nie dostało pieniędzy. Poza tym Warszawa żyje z animatora. Jest problem z pieniędzmi, bo do naszego regionu do dziś nie spłynęły pieniądze z centrali. Władze w stolicy traktują cały związek niepoważnie. Na inauguracji ogólnopolskiego sportowego roku szkolnego nikt się u nas nie pojawił. Jest jeszcze inna kwestia. Z urzędu marszałkowskiego otrzymujemy rocznie około 15 tys. Gdy np. w Opolu marszałek daje 100 tys. Wcześniej, przed objęciem przeze mnie prezesury, związek dostawał więcej. Wiem, że przeszkodą jest tu moja osoba. Marszałek jest przecież z lewicy, ja nie. Dlatego postanowiłem odejść.
Prezes wskazuje na niewydolność centrali, tymczasem jak twierdzą delegaci na krajowy zjazd, w Warszawie poinformowano ich, że pieniądze na organizację imprez spłynęły na Ziemię Lubuską. Razem było to około 100 tys. Były też pieniądze na program animator. Lubuszanie jako jedyni zgłaszali problem z pieniędzmi.
Jak nas poinformowano w Urzędzie Marszałkowskim w 2001 roku SZS miał prawo skorzystać z dotacji w wysokości 14.200 zł. Wykorzystał tylko 9.873 zł. W 2002 i 2003 otrzymał odpowiednio po około 15 tys. i wziął całą pulę. Do dziwnej sytuacji doszło w 2004. Urząd zaplanował dla SZS 10 tys. jednak nie przekazał ani złotówki. Powodem był brak przedstawienia przez władze SZS zaświadczeń o niezaleganiu z opłatami w ZUS-ie i Urzędzie Skarbowym.

Wiceprezes zniknął

Większość nauczycieli za fatalną sytuację związku obwinia były zarząd, a konkretnie wiceprezesa i szefa biura Jana Kotlarka. Zdaniem wielu z nich, to on jest odpowiedzialny za bałagan w związku. Mimo to, Kotlarek, podobno skłócony z szefostwem zarządu głównego, wolą delegatów na krajowy zjazd, znalazł się we władzach centralnych.
W marcu doszło do włamania w siedzibie SZS. Zginął komputer i zawarte na twardym dysku materiały. Związek miał chyba wyjątkowego pecha, bo w październiku, na miesiąc przed zjazdem wojewódzkim, doszło do kolejnego włamania. Tym razem złodzieje wyczyścili wszystko. Niewiele zostało też z dokumentacji. Dochodzenie w sprawie pierwszego włamania policja umorzyła, w sprawie kolejnego trwa. Oficjalnie nikt nikogo nie złapał za rękę, ale dwie kradzieże w jednym biurze w odstępie kilku miesięcy, to dziwny zbieg okoliczności...
Niestety, mimo prób i poszukiwań nie udało nam się dotrzeć do szefa biura. Komórka, ani telefon domowy nie odpowiadają. Wszystko wskazuje na to, że po walnym, wiceprezes najzwyczajniej postanowił się ulotnić. To dziwne, bowiem wciąż piastuje funkcję wiceprezesa.

Zjazd widmo

To nie koniec farsy. Do bardzo dziwnej sytuacji w SZS doszło pod koniec listopada. Właś-nie w ostatnich dniach tego miesiąca w Krośnie Odrz. odbyło się walne zebranie członków związku.
- Nie wiedzieliśmy dlaczego na obrady nie przybyli dziennikarze i spora część delegatów - mówi, chcący zachować anonimowość, przedstawiciel związku. - Teraz już wiemy. Chyba ze strachu przed ujawnieniem niektórych faktów nie wysłano do nich zaproszeń.
Mimo że od walnego zjazdu minął miesiąc, do dziś nie ukonstytuowały się władze związku. Wybrano zarząd, jednak nikt spośród jego członków nie chce podjąć się funkcji prezesa. Jak mówi jeden z delegatów: - Poszukiwania jelenia trwają.
Kto może wyciągnąć organizację z zapaści? Wydaje się, że najodpowiedniejszym człowiekiem będzie starosta krośnieński Wiesław Mackowicz. Prezes powiatowego SZS pokazał, że nawet z niewielkimi środkami finansowymi można sporo zrobić i skutecznie działać. Tak dzieje się na jego podwórku od kilku lat.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska