Rozmowa z MAŁGORZATĄ WITKOWSKĄ, aktorką Teatru Polskiego.
<!** Image 2 align=right alt="Image 107243" sub="Fot. Andrzej Maziec">Uzmysłowiłam sobie, że Pani - eteryczna blondynka - może funkcjonować niczym aktorska ikona PSL-u...
O, nie!
Żartuję, ale tylko trochę. Mało bowiem, że wspiera Pani swój talent dyplomem, a tylko aktorzy z cenzusem mieliby, wg PSL-u, wykonywać ten zawód, to jeszcze deklaruje Pani, że gdyby nie została aktorką, byłaby lekarzem weterynarii!
Tak jak moja mama... Jeśli natomiast chodzi o projekty dotyczące statusu zawodu aktora, trudno tu o jednoznaczną odpowiedź. Zresztą sam problem nie jest taki jednowymiarowy, bo przecież wszędzie na świecie grają ludzie, którzy dostają role z racji talentu, a nie dyplomu. To nie znaczy jednak, że nie powinno być jakiejś ochrony zawodu aktora. Z jednej strony więc jest konieczność uporządkowania tych spraw, z drugiej - forma w jakiej wszystko się odbyło na pewno temu nie służy! Spowodowała raczej ośmieszenie problemu, który jest poważny, ale środowiskowy i powinni zająć się nim ludzie z branży, znający specyfikę zawodu aktora.
<!** reklama>Ciekawe, czy pomysłowi legislatorzy są, jak owa branża, równie podzieleni w sprawie występowania aktorów w spotach reklamowych. Pani grywa w reklamach, prawda?
I nie mam z tym problemu. Biorę nawet udział w castingach, bo na tym rynku jest duża konkurencja. To mobilizuje do maksymalnej koncentracji na zadaniu, ciągle każe się sprawdzać i stawać w szranki z coraz młodszymi. Wszystko to jednak jest wpisane w zawód aktora. Może gdybym właśnie grała Szekspirowską Ofelię, lub inną rolę, o których mówi się, że „sprawują artystyczny rząd dusz”, wahałabym się nad reklamowaniem jakiegoś przyziemnego produktu... Zresztą nie demonizujmy: stając do castingu na rolę w reklamówce aktor jest świadomy tego, co będzie reklamował i ma możliwość wyboru. Zauważam, że coraz więcej aktorów traktuje udział w reklamie, jako część swojego zawodu, a cała dyskusja przypomina trochę tę sprzed lat na temat: grać czy nie grać w serialach!
A’propos, dawno jechała Pani darmową taksówką? Podobno tak się podróżuje na plan seriali telewizyjnych...
Niestety, odkąd umarłam w „Klanie” (Małgorzata Witkowska grała tam zmarłą na raka piersi Basię - przyp. kk.), już nie mam takiej okazji (śmiech)
Jednak jest Pani osobą bardzo zajętą i na nasze spotkanie przyszła prosto z próby. Co to za spektakl?
Bardzo się cieszę, że mogę brać udział w najnowszym przedsięwzięciu Teatru Polskiego, jakim jest reżyserowane przez Piotra Ratajczaka przedstawienie „Turyści” według sztuki Artura Pałygi. To rodzaj - nie pozbawionej dowcipu, ale i gorzkiej refleksji - podróży przez życie, w jaką wyruszają trzej główni bohaterowie.
Mam wrażenie, że często występuje Pani z „dodatkową tezą”: śpiewa dla mieszkańców Skolimowa, gra dla dzieci w szpitalu, niedawno brała Pani udział w spektaklu testującym naszą tolerancję wobec niepełnosprawnych, a wcześniej uczestniczyła w teatralnej akcji antynarkotykowej. Tym razem gra Pani dla przyjaciół...
Spektakl „Turyści” pomyślany został jako benefis trójki kolegów: Mieczysława Franaszaka z okazji 40-lecia pracy na scenie, Mariana Jaskulskiego z okazji 35-lecia i Jerzego Pożarowskiego, który obchodzi jubileusz 30-lecia. To wielka przyjemność wziąć udział w przedstawieniu napisanym specjalnie dla naszych jubilatów, którzy byli dla autora dużą inspiracją. Nie jest to co prawda dosłowne przełożenie, ale sztuka ciągle powstaje, tworzy się jakby na bieżąco czerpiąc z ich doświadczeń. I podczas prób najbardziej interesująca jest właśnie konfrontacja tego bagażu życiowego ze spojrzeniem nań ludzi młodych, bo tacy są twórcy spektaklu. To zderzenie jest fascynujące!
Nie bez kozery „Turyści” inaugurują ważny projekt Teatru Polskiego „Po upadku/20 lat wolności”, który swe ukoronowanie będzie miał podczas Aneksu tegorocznego Festiwalu Prapremier.
Rzeczywiście, sztuka Pałygi nie jest tylko opowieścią o indywidualnych losach i osobistych rozrachunkach z życiem. Ta ironiczno-żartobliwa refleksja nad przemijaniem ma szerszy kontekst społeczny i znajdujemy w niej wiele odniesień do dat, wydarzeń oraz miejsc ważnych dla większości Polaków. W krótkich obrazach, takich swojego rodzaju fleszach widzimy więc Pałac Kultury, ale i Jasną Górę, pojawiają się i Drzwi Gnieźnieńskie, i płocka petrochemia. W pewnym uproszczeniu, to symbole, które kształtowały bohaterów i mentalność całego pokolenia.
A Pani co tam robi?
Wraz z Mirosławem Guzowskim gram… resztę świata. Co oznacza, że wcielamy się oboje w postaci, które jakoś zaistniały w życiu bohaterów - czasem miały na nie wielki wpływ, czasem były tylko przelotną znajomością. Ja gram kobiety, które na różne sposoby zaważyły na losach każdego z trzech bohaterów. Raz jestem żoną, raz córką, a każda to zupełnie odmienna postać, co jest ciekawym wyzwaniem aktorskim!
Czy towarzyszy mu refleksja, że za rok to będzie Pani dwadzieścia lat na bydgoskiej scenie?
Nie myślałam o tym w ten sposób, chociaż faktycznie znalazłam się tu w 1999 r. I to zupełnie przypadkiem, bo jadąc do Torunia pomyliłam pociągi! (Śmiech) Jak jednak widać postój okazał się dłuższy, a Bydgoszcz stała się dla mnie czymś w rodzaju małej ojczyzny.
WARTO WIEDZIEĆ
Prapremiera sztuki „Turyści” Artura Pałygi w reżyserii Piotra Ratajczaka odbędzie się 17 stycznia o godz. 19.00 w Teatrze Polskim. Obsada: Mieczysław Franaszek, Marian Jaskulski, Jerzy Pożarowski i Mirosław Guzowski. Wszystkie postaci kobiece kreuje Małgorzata Witkowska znana z takich ról, jak m.in. Kasia z „Poskromienia złośnicy” i Ofelia z „Hamleta”, Hella z „Mistrza i Małgorzaty”, Iza z „Iwony księżniczki Burgunda” czy tytułowa „Pchła Szachrajka”.