Polscy kibice, którzy przybyli od rana, by dopingować polskie duety w turnieju mężczyzn, niestety nie mieli w sobotę wielu powodów do zadowolenia. Grzegorz Fijałek i Michał Bryl, oraz Piotr Kantor i Mariusz Prudel w 1/8 finału przegrali swoje spotkania i odpadli z rozgrywek, zgarniając za ten turniej cenne 400 punktów do rankingu.
Jako pierwsi z warszawskim World Tourem pożegnali się Fijałek i Bryl, którzy w dwóch setach przegrali z Łotyszami Plavins/Tocs. Mecz był bardzo wyrównany i naprawdę niewiele brakowało, by wynik był korzystny dla polskiego zespołu. - Z tą parą graliśmy już kilkukrotnie w tym sezonie. Dzisiaj zmienili trochę taktykę, zaryzykowali. Ja nie poradziłem sobie szczególnie w przyjęciu i to dało im ten mecz. Mamy ich teraz w grupie na mistrzostwach świata, więc trzeba przeanalizować ten mecz, skupić się na treningach i pomścić przegraną. Lepiej przegrać na World Tourze niż w mistrzostwach świata, więc może dobrze, że zdarzyło się to tutaj - podsumował Michał Bryl.
Od razu po tym starciu na boisko centralne wybiegli Piotr Kantor i Mariusz Prudel, a także Włosi Nicolai/Lupo. To spotkanie było jeszcze bardziej zacięte, rozegrano tie-breaka, a zakończenie było dość emocjonujące. Wszystko ze względu na interpretacje akcji biało-czerwonych. - Szkoda, że przegraliśmy, bo był to naprawdę dobry mecz. Nam nie grało się łatwo, ponieważ nie mamy wszystkiego do końca poukładanego, ale było na czym oko zawiesić, jeśli chodzi o grę - podsumował Mariusz Prudel. - Mariusz zrobił duży ukłon w moją stronę, ponieważ miałem w Warszawie nie wystąpić, przez kontuzję Bartka. Jednak zdecydowaliśmy, że będzie to dla mnie dobre przetarcie przed mistrzostwami świata, bo jestem cały czas w treningu. Ten wynik nie jest zawodem, a ja dziękuję Mariuszowi, że dał mi możliwość, by w Warszawie zagrać - zakończył Piotr Kantor.
W kolejnej rundzie turnieju parom, które wyeliminowały Polaków już nie wiodło się tak dobrze i przegrały swoje spotkania. Ostatecznie skład niedzielnych półfinałów jest następujący: Mol, A./Sørum, C. - Krasilnikov/Stoyanovskiy oraz Evandro/Bruno Schmidt - Semenov/Leshukov.
Na koniec dnia nadwiślańskie zmagania zakończyły siatkarki, a wieczorem poznaliśmy triumfatorki World Tour Warsaw 2019. W finale zagrały pary z Australii i Stanów Zjednoczonych, a po dość wyrównanej pierwszej partii, duet Artacho/Clancy pokonał parę Stockman/Larsen. Jest to pierwsze zwycięstwo Australijek w tym sezonie i piąte w karierze. Co ciekawe, amerykańskie siatkarki grę w warszawskim turnieju rozpoczęły już we wtorek, kiedy to rozgrywały spotkanie wewnątrz własnej reprezentacji, ze stawką w postaci kwalifikacji do turnieju głównego. - To był dla nas dobry turniej, wykazałyśmy się w nim dużą cierpliwością. Pogoda była idealna do gry w siatkówkę plażową, a my wykonałyśmy przy tym dobrą robotę - podsumowała złota medalistka World Tour Warsaw 2019 Mariafe Artacho. - Turniej rozpoczęłyśmy od Country Quota i dotarłyśmy aż do finału. To był dla nas świetny turniej, zebrałyśmy sporo doświadczenia. Wiemy co jeszcze musimy poprawić, by rozwinąć się jeszcze bardziej - stwierdziła Kelley Larsen.
Za informacją prasową
