Kto z Państwa pamięta jeszcze czasy bez domofonów? To, oczywiście, żart, bo to wcale nieodległe czasy. Dziś każdy z nas, czy to w domku jednorodzinnym, czy w bloku, czuje się jednak bezpieczniejszy z taką, często dość względną, ochroną.
<!** reklama>
Nikt też nie musi pytać, po co się właściciele domków grodzą. Dowolnie komponowane skrawki ziemi dają poczucie pewnej prywatności i - znów - bezpieczeństwa. Trudno więc odmawiać racji tym członkom wspólnot mieszkaniowych, którzy próbują robić to samo. Bardzo często taka opcja jest oczywista w nowo oddawanych do użytku blokach czy miniosiedlach, co tylko utwierdza w przekonaniu zasiedlających stare, a wykupione na własność, że im się też taka możliwość należy.
I coraz więcej jest przykładów takiego działania. Wyłączywszy te ogrodzenia, które zostały postawione z naruszeniem prawa czy są potencjalnym zagrożeniem (na przykład przeszkadzałyby służbom pracowniczym), albo doprowadzają zwykłe życie do absurdu (wtedy, gdy powstaje jakaś plątanina płotów, tworzących labirynty), można takim inicjatywom przyklasnąć. Skoro bowiem wspólnoty mieszkaniowe mają prawo czuć się na konkretnym terenie gospodarzem, trudno im odmawiać legatu do działań podnoszących szeroko rozumiany komfort lokatorów.
Takie enklawy miewają też pewien aspekt wychowawczy. O swoje dba się zawsze skuteczniej. Latami mieszkaliśmy w szarych skupiskach domów niczyich, gdzie rzadko kto schylał się po papier czy przejmował przepaloną żarówką. Może na własnym terenie tumiwisizm też nie uchodzi?..**