<!** Image align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/oberlan_malgorzata.jpg" >Związkowcy zgadzają się na zamrożenie, a nawet obniżkę płac dla zachowania miejsc pracy - to była dla mnie najważniejsza informacja „kryzysowa”. Podał ją tuż przed świętami, na pierwszej stronie, ogólnopolski dziennik. Wyłamywała się z różowych komunikatów, wysyłanych od tygodni przez stronę rządową i rozmaitej maści ekspertów, o kryzysie, który Polski nie dotyka. Jeśli związki (nie tylko OPZZ, ale i Solidarność) same rezygnują z roszczeń, a nawet proponują ustępstwa - sytuacja jest poważna. Wczoraj media doniosły wreszcie o rządowym raporcie, zatytułowanym „Szanse polskiego rozwoju w kryzysie”. Wreszcie, bo lepiej znać najjaśniejszy i najczarniejszy z możliwych scenariuszy, niż błąkać się we mgle.
<!** reklama>Między niefrasobliwością, pokrywaną tanią psychologią („dla spokoju mówmy, że jest dobrze”), a histerią nakręcaną także przez media (nadinterpretacja faktów, odmienianie terminu „kryzys” przez wszystkie możliwe przypadki) są jeszcze informacja i prognoza. Tworzenie scenariuszy na czas kryzysu wydaje się rzeczą normalną; zdrową i odpowiedzialną reakcją na to, co dzieje za miedzą i u nas. A informowanie o tym - zadaniem dziennikarzy. To tak gwoli odpowiedzi tym, którzy już pytają, po co o tych scenariuszach pisać. Osobiście bardziej uspokaja mnie świadomość, że rząd zna pesymistyczny rozwój wypadków i potrafi się z nim zmierzyć, niż mantrowanie „będzie dobrze, będzie dobrze”. W wymiarze lokalnym natomiast chcę wiedzieć chociażby, jak na niższe wpływy z podatków przygotowuje się moje województwo, miasto, gmina.
Chcę informacji o tym, na czym oszczędzą w razie czego lokalni gospodarze, a nie tylko słuchać codziennego odliczania orlików...