https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

[wideo] Nowofundlandy. Przyjaciele ratowników

Tomasz Skory
Ratownicy są zgodni, że przeszkolony pies to niezastąpiona pomoc na wodzie. Tym, którzy nie posiadają takiego pupila, pozostaje korzystać z nowinek technicznych.

Ratownicy są zgodni, że przeszkolony pies to niezastąpiona pomoc na wodzie. Tym, którzy nie posiadają takiego pupila, pozostaje korzystać z nowinek technicznych.


- Nowofundland jest jak żywa boja ratunkowa, jest w stanie doholować do brzegu nawet dwie dorosłe osoby - mówi Andrzej Bełżyński, kierownik grupy ratowniczej i właściciel nowofundlanda. - Nowofundlandów nie trzeba przyuczać do ratowania ludzi. Te psy same z siebie odwracają nieprzytomnego twarzą do góry. To jedyna rasa, która potrafi pływać kraulem lub żabką, dzięki czemu są w stanie także nurkować. Nawet na pięć metrów pod wodę.

<!** reklama>

Ratownicy prowadzą szkolenia psów we własnym zakresie, dlatego ciężko jest im określić wartość takiej nauki. Biegli sądowi wyceniają takie szkolenie na około pięć tysięcy złotych, ale jest to wartość orientacyjna. Dla ratowników pies jest bezcenny, podkreślają, że traktują go jak członka swojej rodziny.

- Jeśli rodzina z dziećmi wie, że na danej plaży stacjonuje ratownik z psem, to chętniej wybiera tę plażę, niż niestrzeżoną. Taki pies to atrakcja sama w sobie - uważa Andrzej Bełżyński. Nie tylko dzieci cieszą się z obecności potężnych psów. Ratowniczki chwalą sobie, że w towarzystwie nowofundlandów nie są narażone na zaczepki rozwydrzonych plażowiczów.

Zdarza się jednak, że tak duży pies przestraszy tego, komu pragnie pomóc. - Kiedyś jeden z psów zauważył pana, który nieporadnie płynął delfinem i ruszył mu na pomoc. Później ten pan śmiał się, że dobrze, iż już miał mokre kąpielówki, kiedy wystraszył się na widok płynącego ku niemu zwierzęcia - opowiadają ratownicy.

W Polsce jest kilkadziesiąt psów wyszkolonych do ratowania topiących się osób, ale tylko jeden z nich należy do bydgoszczanina. Ci, którzy nie mają szczęścia posiadania takiego pupila, muszą liczyć na swój sprzęt. A ten jest coraz nowocześniejszy.

- Skutery WOPR-u są przystosowane do akcji na rzekach, jeziorach i morzu. Są w stanie płynąć w bardzo płytkiej wodzie, nawet przy zanurzeniu 30 cm, dzięki czemu mogą w stanie dotrzeć blisko plaży - opowiada Waldemar Białk, kierownik działu sprzedaży sprzętu ratunkowego. - Tak naprawdę tylko 20-30 procent wypadków na kąpieliskach zdarza się w wodzie. A dzięki takim skuterom można się szybko przemieścić wzdłuż plaży i dotrzeć do potrzebujących.

Hitem wśród wodniaków są pięciometrowe łodzie ratownicze. Są one na tyle duże, że można prowadzić na nich akcję reanimacyjną jeszcze na wodzie, ale ich wielkość nie przeszkadza w transporcie i nie wpływa na ich mobilność. Ich skuteczność w ciągu nocy zależy jednak głównie od właściwego oświetlenia.

- Technologia oświetlenia w ostatnich latach poszła bardzo do przodu. Teraz ratownicy często mają ręczne szperacze, których strumień światła dociera nawet na odległość czterech i pół kilometra. Tych samych technologii używa się podczas koncertów do oświetlania nieba - mówi Dariusz Bąk, brandmenager firmy MacTronic. - Teraz już nawet zwykła latarka może mieć siłę długich świateł w samochodzie.

- Sprzęt to jedno, ale liczą się umiejętności - podkreśla Paweł Ropela z firmy LMP. - Ratownicy uczą się teraz reanimacji na manekinach bardzo dobrej jakości. Te najlepsze doskonale imitują ciało człowieka i informują o tym, czy w trakcie akcji ratowniczej postępujemy poprawnie. Niektóre modele są nawet wrażliwe na światło.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski