Pierwsza część rozmowy
RED: Dzieci rozwijają się w różnym tempie, mają różne upodobania i doświadczenia związane z ruchem. Gdy idą do szkoły, nagle okazuje się, że są oceniane za to, jak szybko biegają czy jak daleko rzucają piłką. W takim przypadku chyba łatwo się zrazić do sportu...
dr Mateusz Minda: O tak, to prawda. Mimo, że wielu polityków próbowało coś z tym zrobić, wciąż w szkołach zajęcia z wychowania fizycznego podlegają ocenie. I to jest moment, w którym dziecko może szybko zniechęcić do aktywności fizycznej, zwłaszcza jeśli wcześniej nie miało pozytywnych doświadczeń z ruchem. Jeśli dziecko nie czuje się kompetentne w danej dyscyplinie, a do tego podlega ocenie i porównaniom z rówieśnikami, może to prowadzić do frustracji, niechęci do zajęć i do poszukiwania „rozwiązań”, takich jak zwolnienie lekarskie. Z najnowszych danych Ministerstwo Edukacji Narodowej wynika, że ponad 60 tysięcy polskich dzieci i nastolatków nie chodzi na zajęcia z WF-u, bo ma całoroczne zwolnienie. To bardzo dużo.
Nikt nie lubi czuć się tym „gorszym”, a na lekcjach WF o to nie trudno, szczególnie gdy w grę wchodzi rywalizacja z innymi. Ale czy muszą się one równać ze stresem?
Jeśli na lekcjach wychowania fizycznego dominują standardowe formy rywalizacji, takie jak np. bieganie na czas czy testy sprawnościowe, to dzieci mniej aktywne mogą czuć się wykluczone i zawstydzone. Natomiast jeśli WF daje możliwość wyboru różnych form ruchu, angażuje w gry zespołowe, zabawy czy ćwiczenia dopasowane do poziomu uczniów – zwiększa się szansa, że każde dziecko znajdzie coś dla siebie. Ważne jest również, by nauczyciele i rodzice wspierali dzieci nie tylko w wynikach sportowych, ale też w samej radości z ruchu. Jeśli skupimy się na postępie, a nie na rywalizacji oraz na różnorodności form aktywności, zamiast schematycznego „macie piłkę i grajcie”, możemy sprawić, że WF stanie się przyjemnością, a nie źródłem stresu.
Dziś to może wygląda inaczej, ale gdy byłem nastolatkiem, większość zajęć WF wyglądała właśnie tak, że nauczyciel dawał nam piłkę i na tym kończyła się jego inwencja. Kto nie lubił piłki, robił wszystko, by zminimalizować swój udział na boisku...
Być może to, że lekcje wychowania fizycznego są właśnie tak przeprowadzane, wynika z braku wewnętrznej motywacji nauczycieli. Ten problem jest złożony i być może takie zachowanie wynika z niskiego wynagrodzenia i braku prestiżu zawodu, pewnej rutyny, niewielkich możliwości rozwoju. Ponadto szkolnictwo koncentruje się na ocenianiu wyników uczniów, a nie na ich rzeczywistym rozwoju. Nauczyciele WF są zmuszeni realizować określone podstawy programowe, które nie zawsze dają im swobodę w prowadzeniu ciekawych i różnorodnych zajęć. Nie wszędzie istnieje też w pełni funkcjonalna i nowoczesna infrastruktura sportowa. Żeby nauczyciele WF byli bardziej zaangażowani, potrzebne są zmiany systemowe. Na szczęście coraz więcej nauczycieli stawia dziś na urozmaicenie zajęć i dostosowanie ich do indywidualnych potrzeb uczniów. I to jest kierunek, który warto rozwijać.
Jak reagować, gdy widzimy, że nasze dziecko czy uczeń sobie nie radzi ze sportem?
Ważne jest to, aby skupić się nie na wynikach, lecz na indywidualnym postępie. Zamiast porównywać dziecko do rówieśników, warto podkreślać jego własne osiągnięcia, nawet te najmniejsze. Zamiast mówić: „Musisz biegać szybciej niż inni”, lepiej powiedzieć: „Dzisiaj pobiegłeś szybciej niż ostatnio. Doceniam twój wysiłek!”. I to ciężką pracę i upór należy doceniać, a nie wynik! Często dzieci myślą, że „nie nadają się do sportu”, bo nie wygrywają. Tymczasem w sporcie, jak i w życiu, liczy się konsekwencja i rozwój. A każdy z nas może być lepszy od siebie samego z wczoraj czy sprzed roku. Dlatego warto chwalić dziecko za wytrwałość, próbowanie nowych rzeczy i zaangażowanie, a nie za wygrane czy zdobyte nagrody i medale. Pomocne może być zwracanie uwagi, że sport to nie tylko i wyłącznie rywalizacja. Warto pokazywać jego inne aspekty: zabawę, współpracę, możliwość przeżycia przygody. Można np. organizować rodzinne aktywności ruchowe bez presji na wynik, takie jak wspólne wycieczki rowerowe czy zabawy na świeżym powietrzu. Poza tym bardzo ważne jest, by uczyć dzieci, jak radzić sobie z porażkami. Nawet najlepsi sportowcy przegrywają, ale to właśnie te doświadczenia pomagają im się rozwijać. Porażka to nie koniec świata, a jedynie element procesu nauki. Nie zawsze będziemy najlepsi we wszystkim, ale liczy się to, że nasze dziecko będzie próbowało i stawało się coraz lepszym.
A czy dla takich totalnie zniechęconych dzieciaków jest jeszcze nadzieja, że polubią ruch?
Oczywiście, że tak! Kluczowe jest znalezienie takiej formy ruchu, która tym dzieciom nie będzie kojarzyła się z przymusem, ale z przyjemnością, swobodą, ekspresją swojej osobowości. Dzieci zniechęcone do sportu często mają negatywne doświadczenia, czują, że nie są wystarczająco dobre, nie lubią presji lub po prostu nie odnajdują się w typowych aktywnościach proponowanych w szkole. Ale to nie znaczy, że aktywność fizyczna nie jest dla nich. Jeśli szkoła nie daje dziecku pozytywnych doświadczeń z ruchem, warto szukać alternatyw poza nią. Najważniejsze, by dziecko miało wybór i mogło eksperymentować, aż znajdzie coś, co sprawia mu radość. Dziś te możliwości są naprawdę olbrzymie, szczególnie jeśli mówimy o dużych miejscowościach, tam prawie w każdej dzielnicy jest klub z boiskami, siłownia czy sala sportowa. Ponadto możemy korzystać z innych aktywności rekreacyjnych, takich jak spacery po lesie, jazda na hulajnodze, zabawa frisbee, czy wyprawa do parku trampolin. Warto też zmniejszyć presję. Zamiast mówić „musisz coś robić”, lepiej zaproponować wspólne aktywności. Dla wielu dzieci kluczowe jest towarzystwo. Jeśli ruch jest okazją do spotkań z przyjaciółmi, dużo łatwiej go zaakceptują.
Dziękuję za rozmowę.
