https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wenus z piany, łupin i błota

Grażyna Ostropolska
Oni chcą jechać pod namiot, na ryby. Nas taki obóz przetrwania przeraża. - Nudno będzie! Komary... Będziemy zrzędzić! - straszymy facetów. - Nie po to odkładałyśmy na urlop, by go spędzać na smażeniu ryb.

Oni chcą jechać pod namiot, na ryby. Nas taki obóz przetrwania przeraża. - Nudno będzie! Komary... Będziemy zrzędzić! - straszymy facetów. - Nie po to odkładałyśmy na urlop, by go spędzać na smażeniu ryb.

<!** Image 2 align=right alt="Image 90193" sub="Ta młoda dama dała się namówić na „cold marine program”. Położono jej na twarz maskę z planktonu. Jeśli wierzyć marketingowym opowieściom wykonującej zabieg kosmetyczki, przerobione na maskę mikroorganizmy wyłowiono w Oceanie Spokojnym na głębokości 3000 m. 40-minutowy relaks z planktonem na twarzy (plus masaż) kosztował 190 zł. / Fot.Grażyna Ostropolska">Mają problem, cztery kobiety w rodzinie mówią ich planom „nie!” Siadają na boku. Knują, jak te ich męskie plany ratować. - A może zrobić tak... - wyrywa się z pomysłem szwagier. - Podzielimy urlopową forsę na cztery gromadki. Wy weźmiecie trzy i pojedziecie sobie do SPA, a nam jedna garstka na tydzień wystarczy - składa deklarację. I zabarwia ją opowieścią. O tym, że żona szefa

każdy weekend spędza w SPA

i z każdym tygodniem wieku jej ubywa. I że koleżanka z pracy też spróbowała. Wróciła ze SPA zrelaksowana i pełna energii.

Łapiemy przynętę. Wchodzimy do Internetu, szukamy ofert. Na widok cen panom opadają szczęki. Liczą urlopową kasę i już wiedzą, że te deklarowane trzy czwarte na trzy dni pobytu w SPA wystarczy. Końskim targiem dokładają nam tysiąc złotych ze swojej „garstki” - Zafundujcie sobie dziewczyny coś ekstra - mówią, wypinając pierś - Choćby taką

kąpiel w oślim mleku

<!** reklama>I wcale z nas nie drwią. Oferta „aksamitnej kapieli królowej Kleopatry w oślim mleku” podziałała na męską wyobraźnię. Nasze zmysły bardziej pobudziła propozycja zanurzenia się na 20 minut w kozim mleku z płatkami róż za sto złotych. Taki relaks proponuje farma piękności nieopodal niemieckiej granicy. Na nią też pada nasz wybór. Właśnie ogłosiła cenową promocję. Jedyne 200 złotych kosztuje dwuosobowy pokój z posiłkiem, darmowym dostępem do saun i basenu. Za to w cenach zabiegów - żadnych ulg. Kuzynka idzie na całość. Rezerwuje sobie masaż za 340 złotych - nazywają go tu „Indoceana”. Dzieli się na cztery etapy. Najpierw zrobią jej peeling minerałami z Morza Śródziemnego. Potem zaproszą do wzięcia odprężającej egipskiej kąpieli w oślim mleku. Trzeci etap to hinduski masaż z wykorzystaniem olejków eterycznych. Na koniec obłożą kuzynkę chińskim wyciągiem z kiełków ryżowych. Zmyją i wystawią polski rachunek.

<!** Image 3 align=right alt="Image 90193" sub="Do takiej ogrzewanej kapsuły wstawia się zafoliowaną klientkę. Po to, by skóra lepiej wchłonęła przykryte folią algi, czekoladę, marokańskie błoto lub winogrona. Można sobie tu uciąć półgodzinną drzemkę, co podobno zwiększa skutecznośc zabiegu. / Fot. Grażyna Ostropolska">Ja dam się obłożyć łupinami kakaowca i wyruszę w „orientalną podróż” za 280 złotych. Podobno mam z niej wrócić po godzinie: ujędrniona, nawilżona i wypoczęta. Nie mogę się doczekać. Prawie 300-kilometrowa podróż dłuży się w nieskończoność. U jej kresu czeka nas cud odnowy.

Farma piękności, posadowiona na skraju małego granicznego miasteczka, prezentuje się dobrze. Nad jeziorem stoją trzy kilkunastopokojowe pensjonaty. Toną w zieleni. Od okazałego budynku z siłownią, basenem, łaźniami i gabinetami odnowy biologicznej dzieli je szosa. Miejscowych już nie dziwią przemieszczające się nią postaci w białych szlafrokach i kapciach. Tak jest od ośmiu lat, gdy miejscowy stolarz wybudował farmę. Nastawił się na Niemców, którym odpoczynek w Polsce bardzo odpowiadał. Tanio wypadały posiłki, jeszcze taniej usługi. Za fryzjera, pedicure i manicure Niemki płaciły tu kilkakrotnie mniej niż u siebie w kraju. Ich partnerom proponowano łowienie ryb, wycieczki rowerowe, imprezy przy grillu. Polskich turystów przyjeżdżało tu niewielu.

Teraz proporcje się odwróciły. Rok temu do hotelowej oferty dodano ekskluzywne SPA i to przyciągnęło pod niemiecką granicę Polki. - Najwięcej naszych klientek to intensywnie pracujące i dobrze zarabiające kobiety - zdradza mi kosmetyczka. Kładzie mi na dłonie gorącą parafinę (60 złotych za 10 minutowy okład) i namawia do skorzystania z kosmetyków firmy T.

- Położę pani hialuronowe płatki na twarz i znikną mimiczne zmarszczki - namawia. 15 minut z nasączoną kwasem bibułką na twarzy za 180 złotych jakoś do mnie nie przemawia. Kosmetyczka nie rezygnuje. - Za taką samą cenę może pani u nas kupić sztyft z hialuronowym kwasem. Wypełni bruzdy pod nosem - kusi.

<!** Image 4 align=right alt="Image 90193" sub="Sanus Per Aguam (SPA), czyli zdrowie przez wodę. Dosłownie. / Fot. theta">Zadowalam się pedicurem za 60 złotych. Siedzę na fotelu z urządzeniem masującym mi plecy i stopami w misce z hydromasażem, a z głośników płynie łagodna

hinduska muzyka,

taka sama jak w gabinecie masażu, urządzonym w stylu marokańskim. To tam za 280 złotych zabierze mnie w godzinną „orientalną podróż” i cudownie odnowi specjalista od masażu, pan Wojtek.

- Zrobię pani masaż metodą rosyjsko-hinduską - tłumaczy. Pan Wojtek jest świeżo po szkoleniu w kosmetycznej firmie T. Z farmą piękności łączy ten koncern umowa franczyzy. Firma użycza SPA swoją markę i kosmetyki. W zamian, oprócz stałej opłaty, otrzymuje prowizję od wykonywanych w SPA zabiegów.

- Szkolenia robi nam

pan Dżil

- zdradza kulisy pan Wojtek. - On mieszka w Paryżu i ma w Indiach swojego guru. Jeździ do niego kilka razy w roku. Razem ustalają receptury i zabiegi. A potem pan Dżil wraca i nas tego uczy.

Pan Wojtek zapala kadzidła w zaciemnionym orientalnymi zasłonami gabinecie, układa mnie na podgrzewanym łożu z otworem na nos, delikatnie wklepuje pachnący balsam, masuje. Prawie usypiam, gdy nakłada mi na skórę rozdrobnione łupiny kakaowca. - Ma cudowne właściwości - zachwala. - Po kilku takich zabiegach znika celulitis, a ciało staje się jędrne - reklamuje. Potem „zakuwa” mnie w „orientalne błoto”, które po 2 minutach gęstnieje. Wygląda jak czarny gips. - To zabieg modelujący - tłumaczy. Gdy po zabiegu stanę przed lustrem, zobaczę ten sam model. Wcale nie młodszy. No, może nieco gładszy.

<!** Image 5 align=right alt="Image 90193" sub="Ekskluzywny zabieg, wykonywany za pomocą gorących i zimnych kamieni, ma nam przywrócić duchową i fizyczną równowagę. Za 270 złotych. / Fot. theta">Moje młodziutkie kuzynki też są już po masażu. Wybrały taki sam z nazwy, ale inni byli masażyści. - Ten mój nie masował mnie, tylko gładził i sapał. A na dodatek skrócił zabieg do pół godziny - żaliła się jedna z nich.

Po zabiegach nie powinno się korzystać z sauny, jacuzzi ani basenu (te były w SPA za darmo). Zrekompensowałyśmy to sobie następnego ranka, a wieczorem odwiedziłyśmy kolejną farmę piękności. Tym razem

miejskie SPA

No, prawie miejskie, bo położone pod Poznaniem. Reklamowało się w Internecie jako superinstytut. Oferowało relaks, zabiegi i kuchnię na europejskim poziomie. Połknęłyśmy haczyk. Niestety, nad położonym w centrum osiedla SPA ryczały samoloty (nieopodal było lotnisko). Na szosie obok ćwiczyli motocykliści.

Tego dnia personal nie miał czasu dla klientek. Przeżywał odwiedziny telewizyjnej gwiazdy. Spotkanie odbywało się w restauracji i każdy z pracujących w SPA chciał na nim być. Pani od masażu też. Namawiała nas na wyszczuplający i odstresowujący masaż czekoladowy, choć żadna nie odczuwała takiej potrzeby. Ja uparłam się na algi. Wyczytałam w reklamie tego instytutu, że zmikronizowana alga morska bogata jest w witaminy i mikroelementy, odtruwa skórę i czyni cuda. - Nie będzie pani zadowolona, bo

alga śmierdzi

- odradzała mi ten zabieg masażystka, nerwowo zerkając na zegarek. W końcu obłożyła mnie zieloną mazią i demonstracyjnie otworzyła okno. Było zimno. Ogrzałam się, gdy zawinięta folią trafiłam do ciepłej kapsuły.

Zaschniętą paćkę zmyłam pod prysznicem ustawionym w centrum gabinetu. Potem zwolenniczka czekoladowego masażu skasowała za algi 200 złotych i poszła na spotkanie z gwiazdą. Dla nas miejsca w restauracji zabrakło.

Na posiłek czekałyśmy dwie godziny. Podano nam go w korytarzu, nieopodal wyjściowych drzwi. Był paskudny i obrzydliwie drogi. Wpisałyśmy swoje uwagi do księgi gości, obok peanów dziennikarzy i gwiazd, których zdjęcia wywieszono w hallu. Sfilmowali się z nimi właściciele instytutu, licząc na tani poklask i dobre miejsce w rankingu na najlepsze SPA, organizowanym przez kolorowe czasopisma. My SPA pod Poznaniem wystawiamy dwóję.

Niespełna trzydniowy pobyt i zabiegi w SPA kosztowały każdą z nas około 2 tysięcy złotych. Tyle, co tygodniowa wycieczka do egzotycznego kraju. Ale czego to kobieta nie zrobi dla urody...

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski