- Wszystkie osiedlowe przychodnie zrobiły chyba sobie wolne w piątek. Tymczasem pacjenci stali w kolejkach do jedynej czynnej przychodni na ulicy Ogrody - skarży się nasza Czytelniczka.
<!** Image 2 align=right alt="Image 151089" sub="Po godzinie 18 poczekalnia przychodni Fundacji „Zdrowie dla Ciebie” na bydgoskich Wyżynach wypełnia się pacjentami. Jak bardzo - zależy to od pracy innych placówek Fot. Tadeusz Pawłowski">- Stałam z temperaturą w kolejce półtorej godziny. Było takie zamieszanie, że na końcu już nikt nie wiedział, kto do jakiego gabinetu czeka. Podobnie było przed gabinetem zabiegowym - ci, którzy przyjechali na zastrzyki, też długo czekali. Mimo że obsługiwało pacjentów trzech lekarzy, tłok był straszny. Jak to możliwe, że wszyscy robią sobie wolne w dzień pracy? - dziwi się pani Magdalena, zwykle pacjentka przychodni na ulicy Planu 6-letniego. - Ja miałam w miarę blisko na Wyżyny, ale przecież w kolejce stali ludzie nawet z Białych Błot, których do fundacji odsyłały szpitale.
- Zapewniamy nocną i świąteczną opiekę lekarską i pielęgniarską. Nie decydujemy o tym, kiedy przychodnie są otwarte, a kiedy zamknięte - wyjaśnia Szymon Kopa, sekretarz Fundacji „Zdrowie dla Ciebie”. - Piątek między weekendem a świętem Bożego Ciała nie był formalnie dniem wolnym, ale większość - bo nie wszystkie przychodnie były zamknięte - zdecydowała o tym, żeby nie pracować. Informacje o tym pojawiły się w przychodniach już na początku maja, zaakceptował to również NFZ. W piątek sytuacja nie była wcale zła, więcej pacjentów przyjechało do nas w niedzielę. Mamy cały czas ten sam numer telefonu, można się telefonicznie skontaktować z lekarzem i zasięgnąć porady. Nie zawsze przecież konieczna jest osobista wizyta. W sytuacjach wyjątkowych możemy wysłać do pacjenta karetką jeden z kilku naszych zespołów lekarskich.
Szymona Kopa zaznacza, że fundacja, oprócz przychodni na ulicy Ogrody, ma jeszcze trzy inne oddziały, które pełnią dyżury w soboty: w Fordonie (ulica Pielęgniarska), centrum miasta (ulica Gdańska) i na Błoniu (ulica Żwirki i Wigury). - Dla dzieci z kolei powstał nasz oddział na terenie Wojewódzkiego Szpitala Dziecięcego w Bydgoszczy. Dzierżawimy tam całe skrzydło, do dyspozycji pacjentów są trzej pediatrzy. Dzięki nam ci, którzy potrzebują pilnej szpitalnej opieki, szybciej ją znajdują, nie muszą czekać w kolejkach razem z pacjentami wymagającymi podstawowej interwencji lekarskiej - uważa Szymon Kopa. - To pionierskie działanie w skali kraju.
<!** reklama>- System funkcjonuje dobrze od trzech lat, rozwiązano, między innymi, stary problem stwierdzenia zgonów, jak również inne sprawy - mówi Anna Fokcińska-Świerkosz, dyrektorka NZOZ „Przyjazna” na Wyżynach. - Chyba tylko malkontenci narzekają. Nasza przychodnia nie była czynna w piątek, ale pacjentów informowaliśmy o tym od miesiąca. We wszystkich punktach fundacji pracowały podwójne obsady. Dostajemy od pacjentów informacje zwrotne o tym, jak są obsługiwani w fundacji i nie spotkałam się z krytyką. Są jednak osoby, które mają postawę roszczeniową. Zamiast, na przykład, w przychodni starać się o powtórkę leku, jadą wieczorem do fundacji albo do szpitala.
Danuta Kurylak, zastępczyni dyrektora ds. lecznictwa w Wojewódzkim Szpitalu Dziecięcym w Bydgoszczy, również nie widzi problemu w takiej organizacji pomocy pacjentom. - Ewentualne problemy nie dotyczą szpitala dziecięcego, nasze kontakty ograniczają się do tego, że dzierżawimy fundacji część naszych obiektów. Mali pacjenci, jeśli lekarze z fundacji uznają, że jest taka potrzeba, dostają skierowanie na nasze oddziały, na które ich przyjmujemy. Formalnie do godziny 18 takie skierowania i pomoc oferować powinny przychodnie, po 18.00 zajmuje się tym fundacja. Oczywiście, jeśli ktoś trafi na naszą izbę przyjęć, bo uważa, że stan dziecka jest naprawdę poważny, nie odmówimy pomocy - zapewnia dyrektorka.
Bydgoscy lekarze, choć oficjalnie tego nie przyznają, twierdzą jednak, że zirytowani pacjenci to efekt zaniedbań w niektórych przychodniach. - Bywa że lekarz miał być na miejscu, ale go nie ma. Pacjent nie wie wtedy, co robić. Jedzie więc do fundacji albo do szpitala. Jeśli takich osób jest więcej, już przed 18.00 tworzą się kolejki - mówi jeden z nich.