Ofiara przemocy w rodzinie staje się przy okazji ofiarą bezdusznych przepisów i... trudnej sytuacji mieszkaniowej.
Pani Sylwia trafiła wraz z 7 dzieci do hostelu Bydgoskiego Centrum Wsparcia Rodziny, gdzie znalazła bezpieczne schronienie. - Klasyczny przykład ofiary rodzinnej przemocy – mówi Adam Matuszak, kierownik ośrodka.
Bydgoszczanka napisała do „Expressu”, bo, jak twierdzi, łatwiej jej przedstawić sytuację na piśmie niż mówić o tak bolesnych sprawach. - Zostałam zmuszona opuścić swój dom dla dobra dzieci i naszego bezpieczeństwa. Zostało tam też wszystko, co kochaliśmy - babcia, ogródek dzieci i ich psy, których do ośrodka zabrać nie mogliśmy - pisze pani Sylwia.
<!** reklama>Twierdzi, że w BCWR przy ulicy Dunikowskiego znalazła bezpieczna przystań, staje na nogi i zaczyna wierzyć, że przyszłość nie musi malować się w czarnych kolorach. - Mogę tylko dobrze wypowiadać się o tej rodzinie. Dzieci, choć żyjące skromnie, trafiły do nas zadbane, widać w tej rodzinie miłość i starania matki o los dzieci - mówi Adam Matuszak. - Otoczyliśmy rodzinę opieką, pracują z nią nasi terapeuci, ma również wsparcie MOPS. Ta mała stabilizacja wkrótce jednak się skończy. W hostelu bowiem można przebywać zaledwie trzy miesiące, chyba że zachodzą jakieś specjalne okoliczności. - My i tak już wykorzystujemy maksymalnie prawo, żeby zostali z nami jak najdłużej. Obiecaliśmy, że do końca szkolnego roku, aby nie zakłócać dzieciom rytmu nauki, pozostaną w hostelu. Potem jednak rodzina musi wyprowadzić się do Schroniska dla Matki z Dzieckiem na Osowej Górze.
Tego chce uniknąć pani Sylwia, gdyż twierdzi, że na ulicy Podmiejskiej czekają na nią o wiele trudniejsze warunki życia. Wystąpiła więc do ADM o przyznanie lokalu socjalnego. W tych staraniach poparło ją Bydgoskie Centrum Wspierania Rodziny. Droga do jego uzyskania jest jednak długa, a coraz bliżej do końca czerwca. - Miejska Komisja Mieszkaniowa opracowuje wnioski o przyznanie lokalu na bieżąco, ale dopiero na jesień zdecyduje, czy dane osoby kwalifikują się do jego przyznania, czy nie – mówi Krzysztof Nurkiewicz, dyrektor biura zarządu ADM w Bydgoszczy.
Jeśli tak, będą musiały ustawić się w kolejce. A ta jest ogromna – liczy ponad 900 rodzin, z tego wiele z zasądzonymi wyrokami eksmisyjnymi. - Z taką „historią” nie wątpię, że ta pani trafi na listę oczekujących. Jeśli tak się stanie, jedyną możliwością przyspieszenia przyznania mieszkania jest decyzja prezydenta miasta - twierdzi dyrektor.