https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Urzędnicy jak śmieci do pomiatania

Radosław Rzeszotek
Pod politycznym batem harować trzeba dwa razy szybciej i wydajniej. Na pieniądze za nadgodziny i godne traktowanie nie ma co liczyć. Chyba, że inspekcja pracy upomni się o to w imieniu pracownika.

Pod politycznym batem harować trzeba dwa razy szybciej i wydajniej. Na pieniądze za nadgodziny i godne traktowanie nie ma co liczyć. Chyba, że inspekcja pracy upomni się o to w imieniu pracownika.

<!** Image 2 align=right alt="Image 35858" sub="Centrala Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa prowadzi ranking „najlepiej pracujących” oddziałów regionalnych, których w kraju jest 16. Ostatnio najlepszy był oddział kielecki, tuż za nim uplasował się toruński.">Praca w Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa to wyścig szczurów. Centrala tej rządowej instytucji prowadzi ranking „najlepiej pracujących” oddziałów regionalnych, których w kraju jest szesnaście. Ostatnio najlepszy był oddział kielecki, tuż za nim uplasował się toruński. W ubiegłym tygodniu jeden z pracowników najlepszego oddziału popełnił samobójstwo. Nie wytrzymał presji. W Toruniu jest jeszcze gorzej.

Dzieje się coś złego

- Wśród pracowników toruńskiej ARiMR przeprowadziłam anonimową ankietę, z której jednoznacznie wynika, że stosowano tam mobbing - mówi Teresa Bolszakow, zastępca kierownika toruńskiej Państwowej Inspekcji Pracy. - Wyniki ankiety były poruszające. Zjawiska, które tam zostały stwierdzone, nie powinny wystąpić w żadnym zakładzie pracy, zwłaszcza w państwowej instytucji.

Teresa Bolszakow sytuacją w toruńskiej ARiMR zajmowała się przez wiele miesięcy. Kiedy wykonywała swoje służbowe obowiązki, oskarżano ją, że jest sterowana politycznie. Straszono, pomawiano, oskarżano o stronniczość.

- Nie chcę mówić o tym, co mnie spotykało podczas prowadzenia tam kontroli - dodaje Teresa Bolszakow. - Ale mogę zapewnić, że coś naprawdę złego dzieje się w tej instytucji.

Praca ponad siły

Zadaniem ARiMR jest pomoc rolnikom ubiegającym się o pomoc z Unii Europejskiej. Przez każdy oddział regionalny rocznie przepływa kilkaset milionów złotych i setki tysięcy dokumentów. Aby w Polsce uzyskać dotację unijną, trzeba wypełnić średnio dziesięć razy więcej dokumentów niż w Estonii.

- Zakres obowiązków nałożony na Biuro Obsługi Wniosków w związku z procedurami opracowanymi przez polski rząd miał się nijak do liczby etatów przyznanych oddziałowi kujawsko-pomorskiemu - mówi Krzysztof Podgórski, były wicedyrektor OR ARiMR w Toruniu, członek SLD. - Nadzór w Warszawie bezwzględnie egzekwował realizację tych absurdalnych procedur. Realizacja tych zadań w ustawowym czasie pracy była po prostu niewykonalna.

Efekt był taki, że w ARiMR pracowano nawet w nocy, zazwyczaj za darmo. Kiedy kontrole PIP ujawniły ten proceder, toruńska agencja została zobowiązana do wypłaty pracownikom zaległych pieniędzy za nadgodziny - w sumie 250 tysięcy złotych.

- Praca jest ciężka, ale mogłaby też dawać sporo satysfakcji - mówią dziś pracownicy ARiMR w Toruniu, którzy w obawie o utratę pracy chcą pozostać anonimowi. - Mogłaby, gdyby panowała u nas inna atmosfera. Wielu naszych kierowników to ludzie, którzy pracownika mają za nic i traktują go jak śmiecia do pomiatania.

Z relacji pracowników ARiMR w Toruniu wynika, że najtrudniejsza we współżyciu jest kierowniczka W., która regularnie posługuje się krzykiem i wyzwiskami, aby tylko osiągnąć zamierzony efekt. Większość pracownic po wizycie w jej gabinecie wychodzi z płaczem. W. potrafiła również unieść głos na p.o. dyrektora ARiMR, Stanisława Barłoga.

<!** reklama left>- Owszem, ta pani ma donośny głos, ale taki jest jej sposób bycia - wyjaśnia Stanisław Barłóg, p.o. dyrektora ARiMR w Toruniu, członek PSL. - Dla mnie ważniejsze jest to, jaką dysponuje wiedzą i poziomem profesjonalizmu. Ci, którym zwraca uwagę, to ludzie, którzy powinni pracować lepiej. Czy był u nas mobbing? Wyniki kontroli to potwierdzają. Ale teraz tego zjawiska już na pewno u nas nie ma.

Pracownicy są jednak innego zdania. Niektórzy zapowiadają, że zwrócą się do Państwowej Inspekcji Pracy z prośbą o przeprowadzenie ponownej kontroli. Ich zdaniem, dyrekcja tolerowała skandaliczne zachowanie kadry kierowniczej, co jest niedpuszczalne.

- Jeśli będziemy mieli sygnały, że w ARiMR nadal stosuje się mobbing, przeprowadzimy kolejną kontrolę - stwierdza Teresa Bolszakow z PIP w Toruniu. - Niestety, jak dotąd żaden pracownik tej agencji nie złożył oficjalnego pisma ze skargą na swojego pracodawcę.

Rytm pracy w ARiMR wyznaczają zmiany polityczne. Stanowiska dyrektorskie (a w ślad za nimi kierownicze) obsadzane są z klucza partyjnego. Przed dojściem do władzy PiS w ARiMR pierwsze skrzypce grało PSL. Po wyborach wszyscy spodziewali się, że władzę w agencji przejmie partia braci Kaczyńskich. Jednak w samym PiS doszło do sporu na tle obsady stanowiska szefa ARiMR w Toruniu. O funkcję dyrektora dla swojego zaufanego starali się Jan Krzysztof Ardanowski oraz Wojciech Mojzesowicz. Żadnemu z nich nie udało się przeforsować swojego kandydata. W kręgach zbliżonych do PiS mówiło się o konflikcie pomiędzy Janem Krzysztofem Ardanowskim a Wojciechem Mojzesowiczem.

- Panowie Ardanowski i Mojzesowicz są ze sobą skonfliktowani, ponieważ ich wizja wsi różni się od siebie zasadniczo - mówi Zbigniew Girzyński, poseł PiS. - Podejście Mojzesowicza do problemów polskiej wsi odpowiada mi bardziej. Obserwuję jego pracę w rządzie i jestem przekonany, że jak mało kto zna się na problematyce rolnictwa.

Nowe miotły, stare myszy

Dla pracowników agencji nie było tajemnicą, że Jan Krzysztof Ardanowski jako szef Krajowej Izby Rolniczej miał dobre kontakty z PSL-owską dyrekcją ARiMR w Toruniu. W gabinecie poprzedniego dyrektora bywał często. Dwoje jego dzieci otrzymało od ARiMR-u po 50 tysięcy złotych dotacji w ramach pomocy unijnej.

Skuteczny w walce o obsadę stanowiska dyrektora ARiMR w Toruniu okazał się poseł „Samoobrony”, Lech Kuropatwiński, który popierał Beatę Nawrocką. Gdy jednak Andrzej Lepper został wyrzucony z rządu, Beata Nawrocka pożegnała się ze stanowiskiem.

- Jeśli „Samoobrona” wróci do koalicji, pani Nawrocka także odzyska stanowisko w ARiMR - stwierdza Lech Kuropatwiński. - Bardzo wysoko oceniam jej pracę na rzecz agencji. To świetny fachowiec i bardzo uczciwy człowiek. Od chwili kiedy przejęła stery toruńskiej ARiMR, sytuacja w niej znacznie się poprawiła.

<!** Image 3 align=right alt="Image 35859" sub="Stanisław Barłóg, p.o. dyrektora Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa w Toruniu, zapewnia, że w tym oddziale mobbingu nie ma">Tymczasem jedną z pierwszych decyzji Beaty Nawrockiej było przeniesienie na drugi koniec województwa pracowników związanych z SLD, z których część dobrowolnie zwolniła się z pracy. Oficjalnym powodem miały być wyniki kontroli przeprowadzone przez centralę ARiMR w Toruniu. Na łamach naszej gazety Beata Nawrocka stwierdziła, że „przeniesieni pracownicy mieli swoje za uszami”.

Co dziwne, do PIP w Toruniu wpłynęły jednak dokumenty, z których wynika, że część decyzji o przeniesieniu pracowników do biur powiatowych ARiMR została anulowana. Stanisław Barłóg, pełniący obowiązki dyrektora ARiMR w Toruniu, nie potrafił nam wyjaśnić, co było powodem tak nagłej zmiany stanowiska.

- W agencji wszystko jest podszyte polityką i każdy zastanawia się, kto za kim stoi i jakie ma plecy - dodają pracownicy ARiMR. - Na przykład plotka głosi, że kierowniczka W. przyjaźni się z pewnym biskupem. Pracują u nas też bliżsi i dalsi krewni prominentnych działaczy PSL, PiS, „Samoobrony”. Kto jest u władzy, ten jest spokojny. Gdy przychodzi nowa miotła, stare myszy zazwyczaj same uciekają, bo wiedzą, że ich czas jest policzony.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski