https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Upchnięci w szkole łobuzów

Nie lubią się uczyć, nie czytają książek i gdyby mogli, nie spędziliby w szkole ani sekundy. Kiedy usłyszeli, że minister edukacji Roman Giertych chciałby ich ubrać w mundurki szkolne, wybuchnęli śmiechem.

Nie lubią się uczyć, nie czytają książek i gdyby mogli, nie spędziliby w szkole ani sekundy. Kiedy usłyszeli, że minister edukacji Roman Giertych chciałby ich ubrać w mundurki szkolne, wybuchnęli śmiechem.

<!** Image 2 align=right alt="Image 33149" sub="Tomek (z lewej) i Michał mają po 17 lat, ale są dopiero w drugiej klasie gimnazjum. Na wolności mieli do szkoły „pod górkę”. Zdjęcie obok: Zbigniew Nosek prowadzi lekcję matematyki">Młodzieżowy Ośrodek Wychowawczy w Strzelnie pod Inowrocławiem. Złodziejaszkowie, chuligani, wagarowicze. Trudne dzieciaki, z którymi dorośli po prostu nie dają sobie rady. Najmłodszy ma 13 lat, najstarszy ponad 20. Siedzą tu, bo tak zdecydował sąd rodzinny. Mają skończyć gimnazjum i przyuczyć się do zawodu tokarz-ślusarz.

Istniejący od 10 lat ośrodek w Strzelnie to właśnie jedno z tych miejsc, o których mówił niedawno minister edukacji. Jak ogłosił na konferencji prasowej, chciałby w specjalnych placówkach upychać młodzież szkolną sprawiającą trudności wychowawcze.

Niby groźni, niby grzeczni

- Wyjdę stąd gorszy. Przedtem byłem niewinny, a w ośrodku nauczyłem się przeklinać i napierd... - opowiada 15-letni Mateusz. Ponad wiek umięśniony, twarz dziecka. Znalazł się w Strzelnie, bo unikał szkoły i był agresywny. Niektórzy mówią, że jest tu „sołtysem”, czyli przywódcą nieformalnej grupy. On sam się do tego nie przyznaje. Stara się sprawiać wrażenie grzecznego.

- Ja się nauczyłem ćpać i wychodzić na solo - przechwala się Emil, wysoki, kościsty 17-latek, w ośrodku trzeci rok. Mówi, że ma na koncie włamania i pobicia. Mimo że się nigdzie nie spieszy, co chwila nerwowo spogląda na zegarek.

- Na lekcjach se gadamy i wszystko mamy w dupie - Dawid, 18 lat, pseudonim Marchewa, jeden z członków nieformalnej grupy. Pewny siebie, rozsiada się w fotelu, na twarzy cyniczny uśmiech. Twierdzi, że na wolności był dilerem. Połowę zmyśla.

- Chłopcy opowiadają o sobie niestworzone historie. Jedni przypisują sobie przestępstwa, których nie popełnili, bo chcą zaistnieć w grupie. Inni się wybielają - wyjaśnia Piotr Pieszak, dyrektor ośrodka. - Mateusz wcale nie był taki niewinny, Emil to nie włamywacz, tylko złodziejaszek sklepowy, a Dawid napadł z kolegami na jakąś dziewczynkę i nie jest żadnym wielkim przestępcą. Większość naszych podopiecznych ma na sumieniu bardzo drobne przestępstwa, kontakt z alkoholem i narkotykami oraz unikanie szkoły.

Przed chwilą Marchewa był na lekcji. Siedział spokojnie, póki do klasy nie wszedł reporter. Wtedy lekcja wyglądała tak:

- Kto ma gandzię? Ale bym se k... zajarał - wrzeszczy Marchewa. Jego kolesie rechoczą.

- Marchewa, bo pójdziesz do dyrektora! - woła nauczyciel.

A Marchewa swoje. Do ucznia z pierwszej ławki : - Te konfident, będziesz miał pociśnięte cwelu pier...

Kolesie z końca sali duszą się ze śmiechu i też straszą pociśnięciem, czyli totalnym gnębieniem. Lecą bluzgi. Ci, którzy usiedli bliżej nauczyciela, próbują coś zapisać w zeszytach, ale nie mogą się skupić. Wyzywany chłopak się czerwieni. Jest tu dopiero od czwartku i nie czuje się pewnie. Mówi, że rano znowu został uderzony w twarz.

<!** reklama left> - Ta lekcja była pokazówką. Normalnie tak się nie zachowują. Popisywali się przed dziennikarzem - tłumaczy swoich wychowanków dyrektor Pieszak, choć przyznaje, że są nieprzewidywalni. - Chłopak jest w porządku i nagle: dup! I nie wiadomo, dlaczego coś zrobił. Może miał gorszy dzień?

- Nam odbija czasem. Dlaczego? Nie mam pojęcia - wzrusza ramionami Michał, wygolony do zera, dobrze zbudowany. Siedzi za wagary i alkohol. To jemu „naraził się” nowy, bo podobno oskarżył go o kradzież i powiedział o tym wychowawcy, czyli „zagonił”. Nie odpuści mu.

Młodzieżowe ośrodki wychowawcze teoretycznie mają służyć młodzieży wykolejonej, która ma jeszcze duże szanse na tzw. normalne życie. Z jednej strony nie jest aż tak zdemoralizowana, by umieszczać ją w poprawczaku, z drugiej - nie tak grzeczna, aby można ją było pozostawić na wolności. W praktyce placówki te skupiają młodych ludzi o bardzo różnym stopniu demoralizacji - od zwykłych wagarowiczów i chłopaków z rozbitych, niewydolnych rodzin, po młodocianych przestępców, dla których kryminalna kariera to rodzinna tradycja, tak silna, że trudno się jej przeciwstawić.

- Ojciec siedział, brat siedział i po powrocie do domu chłopak nie ma po prostu szans na inne życie - dodaje Piotr Pieszak.

Krzesłami w nauczycielkę

Dyrektor żałuje, że z rodzinami chłopców nikt na wolności nie pracuje. Przyznaje, że często wychowankowie opuszczający ośrodek nie mają dokąd pójść, bo z rozmaitych powodów zostali z ostatniego miejsca zamieszkania wymeldowani. Załatwia się im wówczas schronisko dla bezdomnych. To jedno z nowych zjawisk.

Ci, którzy po gimnazjum chcą się uczyć dalej, a nie mają na to warunków w swoich rodzinach, mogą pozostać w placówce do 24. roku życia i skorzystać ze stypendium. Takich jest jednak garstka. Większość po uzyskaniu pełnoletniości składa wniosek o zwolnienie.

Program nauczania w ośrodkach wychowawczych nie odbiega od tego, który obowiązuje w szkołach na wolności. Jest tylko różnica w wymaganiach.

- Są dużo niższe - Barbara Borkowska od 8 lat uczy w Strzelnie chemii i biologii. Przyznaje, że zdarzają się dni, kiedy poprowadzenie normalnej lekcji jest niemożliwe.

Na rozrabiaków nauczyciele mają kilka sposobów. Krzyk, przesadzenie do przodu, wezwanie dyrektora albo postraszenie regulaminem. To ostatnie skutkuje najbardziej, bo oznacza zabranie przywilejów w postaci oglądania telewizji, wyjść do miasta, przepustek oraz nałożenie kary - np. sprzątania.

- Teraz można się uczyć, bo nie ma starej ekipy. Ale dwa lata temu było ostro - mówią chłopcy.

- Nauczyciel musi być w porządku, znaczy za dużo nie wymagać - objaśnia Emil. - Jedna nauczycielka się na nas darła, to ją pociśliśmy. Wyzwała chłopaka i poleciały na nią krzesła. Przesadziła, to był pocisk. Wszyscy rzucali, nawet „koty” - opowiada używając slangu.

Tak jak wymagający nauczyciele, równie nielubiani są uczniowie, którym zależy na nauce. Są przez grupę izolowani i wykorzystywani.

- Są podśmiechujki z takiego kolesia. Po psychice mu jedziemy - mówi Emil.

- Emil nie jest wcale taki zły. Pracuje, nie sprawia problemów - prostują wychowawcy. Nie kryją, że choć z tym walczą, drugie życie w Strzelnie istnieje i właśnie następuje zmiana warty (w drastycznych przypadkach wzywa się policję). Po odejściu grupy starszych chłopców chcą się pokazać ci, którzy do tej pory byli w cieniu. Na przykład Emil.

Pan jest w porządku

<!** Image 3 align=right alt="Image 33150" sub="Rafał, pseudonim Kurczak, wezwany do tablicy. Wygłupy to jego specjalność">Krzysztof Zebel pracuje w Strzelnie od pięciu lat. Jest jednym z najbardziej lubianych nauczycieli. - Nie stawia jedynek za byle co. Rozumie nas - mówią chłopcy.

- Trzeba pokazać, że ma się dla nich czas, że są dla nas ważni - podkreśla Krzysztof Zebel. Często przychodzi do ośrodka popołudniami i gra z chłopakami w piłkę, otwiera im pracownię komputerową, zabiera na mecze poza placówkę.

Jednym z jego byłych wychowanków jest Cyryl. Wysoki, bystry 18-latek. Mógłby wrócić do domu, bo ukończył gimnazjum, ale postanowił zostać i uczyć się dalej. Chodzi do technikum handlowego w Strzelnie. Chciałby dostać się na studia i zostać dziennikarzem.

- Na razie zostanę chyba przewodniczącym klasy - uśmiecha się nieśmiało.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski