Nikt mnie nie zmusi, abym zgasiła papierosa we własnym samochodzie! - miała powiedzieć kierująca resortem zdrowia Ewa Kopacz, gdy w Sejmie pojawiły się pomysły wzmacniające zakaz palenia.
<!** Image 2 align=right alt="Image 142596" sub="W „Węgliszku” pali się sporo. Nikt nie zamierza tego zakazywać, dopóki nie wejdzie w życie odpowiednia ustawa Fot. Miłosz Sałaciński">Było to dwa lata temu. Sprawa przycichła, by niedawno powrócić ze zdwojoną siłą i próbą przeforsowania projektu, uwalniającego od dymu papierosowego m.in. wszystkie lokale gastronomiczno-rozrywkowe.
Kiepski mamy przykład
Wkraczając z tabliczką „no smoking” do prywatnych aut nie wzięto pod uwagę, że pani minister jest szybka nie tylko w słowie, ale i w geście, zatem na zapalenie papierosa potrzebuje mniej czasu niż zagrażające bezpieczeństwu jazdy 4,9 sekund, które wyliczyli Włosi wprowadzając zakaz palenia za kierownicą.
Europa w ogóle słaby nam daje przykład, bo w budynkach Parlamentu Europejskiego zakaz palenia przetrwał jedynie 43 dni, po których musiano przywrócić palarnie! Jakbyśmy nie mieli swoich kłopotów: minister zdrowia to palaczka i nałogowcem jest też szefujący Sejmowej Komisji Zdrowia Bolesław Piecha...
Wobec tych faktów mniej wiarygodnie brzmią - skądinąd zatrważające - dane o śmiertelnych skutkach palenia tytoniu. Światli ludzie, lekarze o tym wiedzą i się nie boją? - skwapliwie rozgrzeszy się każdy palacz. A jest ich w Polsce 9 mln, co stanowi 30 proc. ogółu społeczeństwa. Dalszych 19 proc. to bierni palacze, którzy bez własnego udziału narażają swoje zdrowie. Nazwano ich obrazowo „second hand smoker” - palacz z drugiej ręki i o ich zdrowie toczy się dziś na antynikotynowym froncie największa walka.
<!** reklama>Skoro nie wystarcza hiobowa statystyka, że rocznie w Polsce palenie papierosów przyczynia się do śmierci 70 tys. osób, to naukowcy wzięli się za udowadnianie, iż tzw. boczny strumień z wypalanego papierosa zawiera 35 razy więcej(!) dwutlenku węgla i 4 razy więcej nikotyny, niż strumień wdychany bezpośrednio przez palacza.
O zdrowy rozsądek
Takie dane wymuszają zabiegi maksymalnego ograniczania stref zajętych przez dym papierosowy. Niedawno Sejmowa Komisja Zdrowia pochyliła się nad nowelizacją ustawy z 9 listopada 1995 r. o ochronie zdrowia przed używania tytoniu i wyrobów tytoniowych. I jeśli przyjęta poprawka o zakazie palenia we wszystkich pomieszczeniach zakładów opieki zdrowotnej nie budzi (ex definitione!) kontrowersji, to już propozycja, by nie wolno było palić w żadnym lokalu gastronomiczno-rozrywkowym wywołała burzę.
- Człowiek powinien mieć wybór i sam decydować, czy idzie do kawiarni dla palących czy dla niepalących - przekonywał w telewizji Piotr Najsztub. I czynił to nie tylko jako publicysta, ale i restaurator, którego głos wpisuje się w jednobrzmiący chór zaniepokojonych właścicieli lokali. - W „Węgliszku” bywa, że występujący artyści proszą o niepalenie, a oklaskujący ich koledzy nie wyobrażają sobie swojej środowiskowej kawiarni bez dymka - nie ukrywa szef MOK, Marek Stankiewicz. Ratuje się apelowaniem o wstrzemięźliwość, ale dopóki nie będzie wymogu prawnego, palenia nie zakaże, za to cieszy się, że w nowej siedzibie MOK goście będą mogli wybrać salę dla palących lub nie.
- W Karczmie „Rzym” już jest taka możliwość, ale gdy w sali dla palących nie ma miejsca, to palacz potrafi zrezygnować z obiadu u nas - przyznaje menadżer restauracji, Seweryn Bronk i obawia się, że restrykcyjne prawo pogorszy sytuację. A Arkadiusz Bereszyński, rzecznik municypalnych, którzy pilnują w Bydgoszczy respektowania np. zakazu palenia pod wiatami na przystankach podkreśla, że wprowadzanie nowego prawa ma o tyle sens, o ile jest możliwość jego egzekwowania. - Od wejścia zakazu w lipcu 2007 r. do końca roku interweniowaliśmy 768 razy, podczas gdy w Łodzi w tym samym czasie z powodu nieprecyzyjnych przepisów było tylko 8 interwencji - argumentuje, zastanawiając się, kto będzie czuwał nad przestrzeganiem zakazu palenia w lokalach.
Odpowiedzi można szukać w Turcji, której minister zdrowia na front walki z palaczami rzucił 4,5 tys. specjalnych inspektorów. W krajach UE czystszym powietrzem cieszą się też m. in. wspomniani już Włosi, Irlandczycy, Brytyjczycy i Niemcy, którzy jednak chyłkiem liberalizują wprowadzone przepisy.
O zdrowy kompromis
W naszym kraju głos rozsądku w sprawie kompromisu dobiegł ze strony Konfederacji Pracodawców Polskich. I nie chodzi tylko o powtarzający się jak mantra postulat wydzielenia w lokalach gastronomiczno-rozrywkowych oddzielnych pomieszczeń dla palących i niepalących, ale o nietworzenie zapisów prowokujących do omijania prawa i sprzyjających nieuczciwej konkurencji. Jak kary przewidziane przez ustawodawcę: 100 zł dla łamiącego przepis palacza i 20 tys. zł dla właściciela lokalu! Wystarczy podesłać konkurencji kilku niesubordynowanych palaczy...
- Niechby u mnie złamał zakaz jeden gość w tygodniu, to nie minie miesiąc, jak będę musiał zamknąć klub - kwituje właściciel „Estrady”, Marek Hegenbarth, który uważa, że więcej zwojuje się nagrodami niż karami i przytacza przykład firm, gdzie premiuje się niepalących, co powiększa ich grono.