Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tysiąc samobójców

Mariusz Załuski
Mariusz Załuski
Rozdano Fryderyki. I jak zwykle zaczęło się gremialne wieszanie psów na tej nagrodzie. Ot, taka doroczna tradycja. A to, że zachowawcze, a to, że przyznawane nie tym, co trzeba, a to, że nie dostrzegające rynku albo też dostrzegające go za bardzo. I w ogóle takie i owakie.

<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/zaluski_mariusz.jpg" >Rozdano Fryderyki. I jak zwykle zaczęło się gremialne wieszanie psów na tej nagrodzie. Ot, taka doroczna tradycja. A to, że zachowawcze, a to, że przyznawane nie tym, co trzeba, a to, że nie dostrzegające rynku albo też dostrzegające go za bardzo. I w ogóle takie i owakie. A ja wciąż nie mogę wyjść z podziwu, jak udało się w Polsce zamordować nagrodę, którą wszyscy powinni dopieszczać, ile wlezie. I którą teraz próbuje się reanimować, choć powinna kwitnąć.

Bossowie rynku muzycznego powinni Fryderyki kochać, bo to dla ich biznesu i prestiż, i okazja podgrzania koniunktury, i szansa na promowanie gwiazdek i siebie. Artyści - bo to możliwość dowartościowania się i podskoczenia w rankingach. Cały popkulturalny zwierzyniec, złożony z tabloidów, kolorówek itd. - bo dostaje za friko materiał do obróbki na całe miesiące. Masowa widownia, czyli tak zwana ludożerka - bo ma podane na talerzu trendy i idoli, i gwiazdorską imprezę z emocjami (ten dostał, tamten nie). A Fryderyków nikt nie chce, choć nie mają realnej alternatywy - nagrody stacji telewizyjnych to raczej antenowy show, a nie żadne polskie Grammy. I niestety, wygląda na to, że główne powody to rzeczywiście niewiara w rzetelność procedury przyznawania wyróżnień, firmowe układy i muchy w nosie branży. Bo jeśli nie takie powody, to chyba już tylko samobójcze tęsknoty tysiąca przedstawicieli naszego przemysłu muzycznego. Zresztą, nadęte i zapatrzone w siebie „środowisko” już od dawna przyzwyczaiło nas do podrzynania rachitycznej gałązki, na której przycupnęło.

<!** reklama right>Nie mam zamiaru oceniać tu statuetek dla Ani Dąbrowskiej czy demonstracyjnego pokazania drzwi Piotrowi Rubikowi. Imprezowej obyczajowości też nie ma co omawiać, bo to już nie te czasy, kiedy panna Chylińska szokowała przychodząc, a Kazik - nie przychodząc. Fryderyki po prostu powinny być najnormalniejszą metodą porządkowania i podkręcania rynku muzycznego. Bo wbrew powielanym w mediach biadoleniom, polska muzyka w różnych odmianach nie ma się tak źle. Koronnego argumentu, czyli spadku sprzedaży płyt, nie ma co demonizować. Tak naprawdę, to żaden argument - jako ojciec dwojga małoletnich dobrze wiem, że odtwarzacz CD to sprzęt delikwenta z poprzedniej generacji, czyli mój. Dziatwa - czyli konsumenci muzyki - funkcjonuje już w zupełnie innej technologii i kupowanie CD to dla nich prehistoria.

Owszem, Fryderykom nie robi dobrze to, że nie pokazują, jak nasz rynek muzyczny naprawdę wygląda - a raczej to, jak wyglądają pragnienia macherów z wytwórni fonograficznych, szczególnie tych dużych. A jak jest naprawdę, łatwo się zorientować, skacząc po muzycznych portalach internetowych. Tam widać, kto jest popularny, a kto dęty przez magików od PR. Ale żeby zmienić ten układ, trzeba by popracować nad składem Akademii Fonograficznej, przyznającej nagrody. I to popracować gruntownie.

A konkretnie - poskładać tę Akademię od nowa.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!