<!** Image 1 align=left alt="Image 6161" >Podobno różnica między trenerem dobrym a słabym jest niewielka, ale zasadnicza. Pierwszy bowiem doskonale wie, kiedy dać zawodnikom odpocząć. Natomiast drugi katuje swoich podopiecznych do kresu wytrzymałości. I ta prawda znalazła potwierdzenie w ostatnich dniach. Andrzej Niemczyk, selekcjoner naszych „Złotek”, przed najważniejszymi meczami mistrzostw Starego Kontynentu dał dziewczynom wolne.
Pozwolił, by mogły spotkać się ze swoimi chłopakami, narzeczonymi czy mężami (co nie wszystkim się zresztą podobało). Nie tyle bał się rywalek, choć te były z najwyższej europejskiej półki, co tego, że jego zawodniczki poczują przesyt siatkówki i znużenie grą. Relaks jednak znakomicie na nie wpłynął, bo w finale nie dały Włoszkom absolutnie żadnych szans. Niemczyk mógł triumfować, bo jego metody doprowadziły Polki do tytułu.
Przykład drugi to Frank Rijkaard. Futbolistom Barcelony kiepsko wiodło się w lidze. Z zespołu grającego najpiękniejszą piłkę na świecie przeobrazili się w ekipę prezentującą się na boisku tak siermiężnie, jak teamy skandynawskich drwali. I Holender przed ważnym spotkaniem z Betisem Sewilla odsunął od składu dwie gwiazdy, Ronaldinho i Deco, choć nie jest wielkim orędownikiem rotacji w składzie. Zmiennicy spisali się wybornie, bo Barca wygrała na wyjeździe 4:1. Brazylijczyk i Portugalczyk odpoczęli, może kilka spraw, siedząc na trybunach, przemyśleli i dali pokaz kunsztu w Lidze Mistrzów. Katalończycy na swoim boisku wysoko pokonali Udinese (4:1). Ronaldinho strzelił trzy gole, Deco dołożył kolejnego. To się nazywa trenerski nos.
