Bydgoskie placówki opiekuńczo-wychowawcze są zbyt małe, by mogły przyjąć wszystkie dzieci. Dlatego miasto chce umieścić część podopiecznych w Kołdrąbiu.
<!** Image 2 align=right alt="Image 142761" sub="W bydgoskich domach dziecka są miejsca dla maluchów (na zdjęciu placówka przy ul. Solarskiej), brakuje ich natomiast dla nastolatków Fot. Dariusz Bloch">Rada Miasta postanowiła przekazać Caritas Archidiecezji Gnieźnieńskiej półtora miliona złotych na utrzymanie Domu Dziecka w Kołdrąbiu. Znajdą w nim swoje miejsce dzieci z Bydgoszczy, w tym roku tylko dwoje, ale w następnych latach wolnych miejsc może będzie więcej. Zanim jednak pieniądze trafią na konto domu, stosowną umowę muszą podpisać bydgoskie władze oraz gnieźnieński Caritas. Okazuje się też, że...
- Prawo zawetowania takiej umowy ma samorząd powiatu żnińskiego, na którego terenie ten dom się znajduje - wyjaśniał radny SLD Jacek Bukowski. - Bydgoski MOPS najpierw poinformował starostę żnińskiego o tym, że umowa została już podpisana i, że dysponentem miejsc jest właśnie MOPS. Potem poinformowano starostę, że taka umowa nie istnieje.
Jeśli nie wiadomo, o co chodzi (w tym przypadku, czy umowa była, czy jej nie było), to zawsze chodzi o pieniądze. Wyjaśnić przy okazji należy, że Danuta Reiter-Warczak, dyrektorka bydgoskiego MOPS, uznała, że dokumenty przesłane żnińskiemu staroście były tylko... listem intencyjnym.
Mimo to Bydgoszcz postanowiła również podnieść stawki utrzymania dziecka w placówce Caritasu z 2,4 tys. zł na 3,2 tys. złotych.
<!** reklama>Większość bydgoskich radnych uznała bowiem, że dla miasta jest to i tak świetny interes. Wszak koszt pobytu dziecka w bydgoskich placówkach wynosi od 3,9 do 5,1 tys. zł.
- Ta propozycja jest tańsza - uważała radna PO Dorota Jakuta, przewodnicząca Rady Miasta. - W Bydgoszczy nie przewiduje się wolnych miejsc, aż 52 dzieci czeka na pomoc. Trzeba je jak najszybciej zabrać z patologicznych rodzin.
Jedynie radny Jacek Bukowski upierał się, że Bydgoszcz nie powinna działać na szkodę mniejszych społeczności.
Co na to prezydent?
- Ciekawy jestem, kogo pan radny reprezentuje. Powiat żniński? - mówi prezydent Konstanty Dombrowicz.
Niestety, prezydent nie odniósł się ani do błędów formalnych, ani do wysokości ceny.
Wszystko wskazuje więc na to, że bydgoszczanie nie zamierzają nawet przeprosić starosty żnińskiego za całe to zamieszanie.
- Takie szkolne błędy popełniają urzędnicy z wielkiego miasta? Nie dziwiłbym się, gdyby o konieczności przesłania mi projektu umowy zapomniała któraś z małych gmin - mówił Zbigniew Jaszczyk (SLD), starosta żniński. - Nie wiem też, w jaki sposób skalkulowano taką kwotę.
Zdaniem starosty żnińskiego, w 2010 roku miała obowiązywać stawka z roku poprzedniego - powiększona o wskaźnik wzrostu cen i usług, czyli ok. 2,4 tys. zł.
- Mamy miesiąc na podjęcie decyzji - tłumaczył starosta żniński, Zbigniew Jaszczuk. - Mamy zgodzić się na poniesienie ceny o 34 procent? To nie jest poważne. U nas są rodziny, które 2,4 tysiąca złotych mają na 4 dzieci! Jeśli Bydgoszcz chciała przejąć dom w Kołdrąbiu, mogła to zrobić w bardziej elegancki sposób.
W domu Caritas przebywa dziś 26 dzieci z powiatu żnińskiego. Jeśli koszt utrzymania ich w tej placówce przerośnie możliwości powiatu, wówczas - jak zapowiada starosta - sukcesywnie będą umieszczane w rodzinach zastępczych. Może więc, owa niezbyt czysta gra bydgoszczan na dobre wyjdzie właśnie... żnińskim dzieciom.
Opinie. W mieście zawsze będzie drożej. Krzysztof Jankowski, dyrektor Bydgoskiego Zespołu Placówek Opiekuńczo-Wychowawczych, uważa, że ceny pobytu dziecka w podległych mu jednostkach nie są wygórowane.
Danuta Reiter-Warczak, dyrektorka Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Bydgoszczy, poinformowała radnych o tym, że koszt utrzymania dziecka w trzech bydgoskich placówkach opiekuńczo-wychowawczych wynosi nieco ponad: 3,9 tys. zł, 4,3 tys. zł oraz 5,1 tys. zł.
O przedstawienie kalkulacji poprosiliśmy Krzysztofa Jankowskiego, dyrektora bydgoskiego zespołu palcówek.
- Kwoty te obejmują wszystko: płace pracowników, wyżywienie, koszty leczenia, pieniądze przeznaczane na ubrania, eksploatację budynków, media - wylicza Krzysztof Jankowski i przypomina, że w podległych mu jednostkach jeden wychowawca zajmuje się tylko 10 dzieci. Zatem liczba zatrudnianych wychowawców jest minimum 2 razy większa niż w innych jednostkach.
Należy dodać, że zespół zatrudnia także specjalistów, w tym psychologów, terapeutów zajęciowych, rehabilitantów (w domu przy ulicy Stolarskiej jest 6 niepełnosprawnych dzieci).
- Płacimy także za transport, dowożąc 25 dzieci do różnych szkół, w tym szkoły integracyjnej - mówi Krzysztof Jankowski. - W mieście droższe jest wyżywienie oraz opłaty za media, na przykład wodę. Zatem nie można porównywać naszych cen z tymi, które obowiązują w Kołdrąbiu.
Dyrektor zespołu przyznaje, że miejsc w Bydgoszczy jest zbyt mało, że dopiero niedawno Bydgoszcz pod tym względem dorównała dwa razy mniejszemu Toruniowi.
- Mamy problemy z umieszczeniem w placówce nastolatków, czyli dzieci 15-, 16- i 17-letnich - przyznaje dyrektor. - Dla nich nie ma miejsca.(haw)