Aż dziesięć zastępów strażaków z Bydgoszczy i okolic, a nawet Inowrocławia gasiło wczorajszy pożar tartaku w Nowej Wsi Wielkiej. Spłonęła stolarnia, a także samochody pracowników.
<!** Image 2 align=right alt="Image 144826" sub="Ogień wybuchł, gdy pracownicy poszli na przerwę śniadaniową, ok. godz. 10. ">Słup siwego dymu wzbija się z krateru na wpół zawalonego budynku stolarni. Z tyłu budynku biegnie chłopiec, za nim zdenerwowana kobieta. - Tata, pali się jeszcze! Cały czas strażacy leją wodę - krzyczy do telefonu komórkowego. - To cud, że mąż żyje. Dziś akurat wyjechał w teren - opowiada zapłakana kobieta.
Pod ścianą tartaku stoją wypalone wraki aut pracowników. - Rano wyjechali na montaż - tłumaczy jeden z ich kolegów.
- Może i dobrze, szczyt stolarni zapadł się. Mógłby ich pogrzebać - komentuje kierowca ambulansu.
- Jakby byli, to szybko zauważylibyśmy pożar i sami zgasili - dodaje pracownik tartaku.
<!** reklama>Ogień wybuchł, gdy pracownicy poszli na przerwę śniadaniową, ok. godz. 10, chwilę później dwukondygnacyjna stolarnia z muru pruskiego płonęła jak zapałka. W środku były wszystkie maszyny.
- Nie wiem, kiedy znów ruszymy z pracą - martwi się jeden z pracowników tartaku.
<!** Image 3 align=right alt="Image 144826" sub="Strażacy gasili także palące się auta pracowników.">W biurze postawny mężczyzna głośno rozmawia przez telefon. Na kartce długopisem wypisał - OC.
- Nie, nie będę rozmawiał - tłumaczy, jak się okazuje właściciel tartaku.
W ciągu pięciu minut od zgłoszenia pożaru na miejsce przyjechał wóz Ochotniczej Straży Pożarnej z Nowej Wsi Wielkiej. Chwilę później zastęp z pobliskiej Brzozy.
- Podaliśmy prąd wody i przytrzymaliśmy drabinę - opowiadają Joanna i Agnieszka Szymańskie. Siostry właśnie były w domu, bo skończyły sesję egzaminacyjną. Na odgłos syren ruszyły do akcji gaśniczej. Do nich dołączyły kolejne jednostki z Bydgoszczy, a nawet Inowrocławia.
- Wysłano tak dużo jednostek ze względu na potencjalne zagrożenie. Ogień mógł przejść na dalsze budynki i składowane drewno - tłumaczy kpt. Jarosław Koprowski z Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Bydgoszczy.
Mogło być groźnie. Z jednego z pomieszczeń strażacy wytoczyli beczki z paliwem opałowym. Musieli je schładzać wodą.
- Oprócz gaszenia, skupiliśmy się na ocaleniu przyległego nowego budynku. I to się nam udało - tłumaczy kpt. Andrzej Potrepko z bydgoskiej PSP, dowodzący akcją gaszenia.
Teraz ustaleniem przyczyn pożaru zajmie się policja.