Rozmowa z JOANNĄ NOWAKOWSKĄ-DZIMIŃSKĄ, wicemistrzynią świata w karabinie sportowym 60 strzałów leżąc.
<!** Image 2 align=none alt="Image 156502" sub="Joanna Nowakowska-Dzimińska ma duszę prawdziwej sportsmenki. Walczy i nigdy się nie poddaje. Jej największym marzeniem jest start na igrzyskach olimpijskich. Na razie jest na początku drogi, ale z takim podejściem są szanse, że jeszcze o niej będzie się głośno mówiło... / Fot. Tymon Markowski">W Monachium wynikiem 597 pkt wyrównała Pani rekord świata, ale wystarczyło to do zdobycia srebrnego medalu. Złoto przegrała Pani liczbą trafień centralnych dziesiątek. Hinduska Tejaswini Sawant miała ich o dwa więcej. Jest niedosyt...
Oczywiście, bo obie uzyskałyśmy ten sam wynik, a różnice były naprawdę minimalne. Jeszcze rok temu to ja stanęłabym na najwyższym stopniu podium, ale zmieniły się przepisy. Kiedyś o wyższym miejscu decydował wynik ostatniej serii, a ja byłam w niej lepsza. Zdobyłam maksymalną liczbę punktów, czyli 100, Hinduska wystrzelała 99 pkt. Teraz jednak wygrywa ten, kto przy równej liczbie punktów ma więcej centralnych dziesiątek. Ja miałam ich 39, moja rywalka 41 i złoto uciekło.
<!** reklama>Kiedy zorientowała się Pani, że ma szansę na medal?
W eliminacjach wypadłam nieciekawie i nie myślałam o medalu. Na mojej zmianie startowało 40 zawodniczek, awans do finału zapewniało sobie 20, a ja byłam zaledwie 18. Zbytnio się rozluźniłam. Na tym etapie myśli się tylko o tym, aby przejść dalej. Nie ma presji wyniku. Dopiero w finale z udziałem najlepszych 70 zawodniczek poczułam, że mogę powalczyć o jak najlepsze miejsce, ale w trakcie strzelania nie patrzyłam na tablicę z wynikami, bo to rozprasza.
<!** Image 3 align=right alt="Image 156502" sub="Fot. Archiwum J.Nowakowskiej-Dzimińskiej">Po powrocie z Monachium podkreślała Pani, że chciałaby wystartować na igrzyskach w Londynie. Tymczasem Pani konkurencja nie jest w programie olimpiady...
To trochę niesprawiedliwe, bo w przypadku mężczyzn tak jest, a - kobiet nie. Ale nie poddaję się. Marzą mi się sukcesy na miarę Renaty Mauer-Różańskiej. Udział w igrzyskach to wielkie wyróżnienie dla sportowca, a medal to szczyt marzeń. Przede mną wiele pracy. Muszę zmienić konkurencję. Spróbuję sił w karabinie sportowym 3x20 strzałów. Mój rekord życiowy w trzech postawach wynosi 578 pkt na 600 możliwych, ale taki wynik jest dobry na poziomie krajowym, a nie światowym. O ile w pozycji leżącej jestem dobra, to w stojącej i klęczącej muszę sporo poprawić. Na szczęście, mój trener, Ireneusz Stachowski, nie naciska. Dobrze nam się pracuje i myślę, że zawojujemy Londyn. Kwalifikację na igrzyska uzyskuje się podczas mistrzostw świata, Europy oraz podczas zawodów Pucharu Świata. I tu zamierzam szukać swojej szansy.
A nie chciałaby Pani spróbować sił w karabinie pneumatycznym?
Jestem bardziej kulowa niż śrutowa. Mam nadzieję, że nikt się nie obrazi, ale strzelanie z broni pneumatycznej to zwykłe pykanie. W kuli jest większy odrzut i to mnie bardziej kręci.
Strzelectwo to niełatwy sport. Broń jest ciężka, startujecie w specjalnych kombinezonach, które ograniczają ruchy, treningi są żmudne i trwają czasem 2-3 godziny. Skąd u tak delikatnej kobiety tyle siły?
Karabin sportowy waży około 5,5 kg. Jednak w pozycji leżącej jest łatwiej, bo broń opiera się na pasie, który mam przymocowany do ręki. Tyle że pas dość mocno uciska i po treningach lub zawodach ręka boli. Dziewczęta, które strzelają, wiedzą, że trzeba też zadbać o paznokcie, najlepiej, żeby były krótko obcięte. Kiedyś próbowałam strzelać w tipsach, ale szybko wybiłam to sobie z głowy. W pozycji stojącej jest jeszcze trudniej, bo broń trzyma się na pięści i kości przedramienia. Konkurencja leżąca trwa 75 minut, trzy postawy - 2 godz. i 15 minut, a zatem to spory wysiłek. Większość strzelców ma problemy z kręgosłupem, zwłaszcza lędźwiowym. Na dodatek, kombinezon waży 2-3 kg i wykonany jest ze sztywnej skóry.
Wiele osób myśli, że w strzelectwie najistotniejsze jest oko, ale podobno ważniejsze są psychika i umiejętność regulowania oddechu. Czy Pani się z tym zgadza?
Wszystko siedzi w głowie. Są zawodnicy, którzy na treningach osiągają bardzo dobre rezultaty, ale na zawodach im nie idzie. Nie wytrzymują presji. Ja jestem bardzo opanowana. Jednak czasem potrzebna jest pomoc fachowca. Psychologiem kadry narodowej jest Hubert Trzebiński, który pracuje w moim klubie. Czasami korzystałam z jego rad. Skuteczne są ćwiczenia relaksacyjne, chodzi o to, by tak oddychać, aby uspokoić serce, wtedy ręka nie drży. Istnieją specjalne programy komputerowe z wizualizacjami, które pozwalają się wyciszyć. Najważniejsze, że sportowcy coraz bardziej przekonują się do tego i nie wstydzą się iść do psychologa. Na zgrupowaniach reprezentacji mamy też możliwość współpracy z fizjoterapeutami, którzy dbają o nasze kręgosłupy. W klubach jest z tym gorzej, bo brakuje pieniędzy.
Czy na strzelectwie da się zarobić?
Pod warunkiem, że prezentuje się najwyższy światowy poziom. Znam strzelców, którzy porzucili sport, gdyż nie mieli za co żyć i musieli pójść do pracy. Jako zawodniczka otrzymuję stypendia sportowe od prezydenta Bydgoszczy i marszałka województwa, w sumie 700 zł. Po mistrzostwach w Monachium Polski Związek Strzelectwa Sportowego przyznał mi stypendium - 1800 zł brutto. Kasa nie jest dla mnie najważniejsza, ale było mi miło, gdy po zdobyciu srebrnego medalu prezydent Bydgoszczy wręczył mi nagrodę pieniężną (6000 zł brutto - przyp. red.). To motywuje do dalszej pracy.
Mieszka Pani w Nakle nad Notecią, tam pracuje, niedawno wyszła za mąż, a dojazdy i treningi w Bydgoszczy zajmują sporo czasu. Na pewno zdarzają się chwile, gdy chce się powiedzieć dość!
Bywa ciężko, ale mam wsparcie rodziny. Szczególnie mój tata, emerytowany wojskowy, potrafi mnie zmobilizować; jemu zawdzięczam moją przygodę ze strzelectwem. Gdy miałam 10 lat, zawiózł mnie na strzelnicę Zawiszy, ale musiałam poczekać jeszcze 4 lata, aby zacząć regularne treningi. Nie wszystko wyszło tak, jak planowałam. Przez semetr studiowałam socjologię w Wyższej Szkole Gospodarki, lecz przerwałam naukę. Nie dawałam rady. Dojazdy PKS-em na treningi w obie strony zajmują mi 3 godziny, a prawa jazdy jeszcze nie mam. Poza tym pracuję jako ekspedientka w sklepie spożywczo-monopolowym. No i 5 czerwca tego roku założyłam rodzinę. Zajęć mam więc sporo.
Jak mężczyźni reagują na wiadomość, że Pani strzela? Co na to mąż?
Reakcje są dość sympatyczne. Z moim mężem znamy się już 5 lat, ale o tym, że trenuję, nie powiedziałam mu od razu. Wiele mu tłumaczyłam, na czym polega ten sport, np. to, że podczas treningu zużywam około 50-100 sztuk amunicji, że zanim na zawodach rozpoczynam konkurencję, oddaję strzały próbne do pierwszych 4 tarcz, potem przewijam pilotem na tarczę właściwą i sygnalizuję gotowość, że w chwili oddania strzału na trybunach musi być cisza, fotoreporterzy nie mogą używać fleszy, a kibice telefonów. Mówiłam też o karach. Jeśli karabin jest załadowany, to muszę mieć broń w ręku, bo inaczej dostanę żółtą kartkę. No i o tym, że lufa zawsze musi być skierowana w stronę tarczy, nawet jeśli broń nie jest załadowana. Słuchał z zapartym tchem, dziś razem z rodzicami jest moim najwierniejszym kibicem.
Teczka osobowa
Joanna Nowakowska-Dzimińska
Ma 21 lat, nakielanka, zawodniczka Zawiszy Bydgoszcz, absolwentka Technikum Handlowego w Zespole Szkół Ponadgimnazjalnych w Nakle nad Notecią.
Specjalizuje się w konkurencji karabinu sportowego 60 strzałów leżąc. Mistrzyni Polski juniorek, jako juniorka zdobyła też złoty medal na mistrzostwach kraju w kategorii seniorek. Ubiegłoroczna mistrzyni Europy juniorek i tegoroczna wicemistrzyni świata seniorek. Od 2006 roku w kadrze narodowej. Zdobywała też wielokrotnie medale na Ogólnopolskiej Olimpiadzie Młodzieży.