https://expressbydgoski.pl
reklama
Pasek artykułowy - wybory

Tata nie wróci na święta

Tekst: Małgorzata Oberlan, rys. Łukasz Ciaciuch
Moje dziecko eurosierotą? Chyba żartujecie! Co to w ogóle znaczy? - pytają rodzice, których rodziny rozbija emigracja. Dla nich Boże Narodzenie to często czas życiowych decyzji. Bo trudno latami żyć w zawieszeniu.

Moje dziecko eurosierotą? Chyba żartujecie! Co to w ogóle znaczy? - pytają rodzice, których rodziny rozbija emigracja. Dla nich Boże Narodzenie to często czas życiowych decyzji. Bo trudno latami żyć w zawieszeniu.

<!** Image 2 align=none alt="Image 183161" >Dorota ma podpuchnięte od płaczu oczy. Pyta, czy w gazecie musi być jej imię i nazwisko. Nie musi. - Więc proszę napisać, że mieszkamy w ponaddwustutysięcznym mieście województwa kujawsko-pomorskiego, mamy dwoje dzieci, dwupokojowe mieszkanie i psa. Byliśmy normalną rodziną z kłopotami finansowymi - mówi.

Strach przed Wigilią

Mąż - Antek - od półtora roku pracuje w Holandii, w dużej firmie przetwórczej. Tu, w Polsce, miał pracę, ale słabo płatną. Plan był taki, że popracuje za granicą jakiś rok, żeby podreperować domowy budżet. Dzieci rosną (Nikodem ma 11 lat, Oliwia 8), a z nimi potrzeby. Pracę w Holandii załatwił Antkowi kolega.

<!** reklama>- Na początku przyjeżdżał do domu nawet co miesiąc. Potem co dwa. Ostatnio - co trzy - wylicza Dorota. - Bardzo za nim tęsknię, podobnie jak dzieci. Ale kiedy przyjeżdża, mówi tylko o pieniądzach. Ile zarobił, ile jeszcze mógłby zarobić, ile zarabiają jego koledzy. Nie słucha, co mówię do niego o dzieciach i moich problemach. Kłócimy się za każdym razem. O seksie od dawna prawie nie ma mowy...

<!** Image 3 align=right alt="Image 183161" >Czy rodzinie znacząco poprawiło się finansowo? - Nie wiem, jak to powiedzieć - waha się Dorota. - Może tak: jestem rozczarowana. Po opłaceniu mieszkania, jedzenia i papierosów (Antek w Holandii zaczął palić ponad paczkę dziennie) tych euro nie jest zbyt wiele. Dziś myślę, że nie warta była skórka wyprawki.

Problemy z dziećmi? Z córką praktycznie ich nie ma. To znaczy, nikt ze szkoły się nie skarżył. Tyle że, jak zauważyła Dorota, Oliwia zrobiła się jakaś taka cicha, wycofana. Kiedyś była jak żywe srebro, teraz nawet unika zabaw z koleżankami z podwórka. Przestała chodzić na zajęcia taneczne. Powiedziała, że już ją to nie interesuje.

- Gorzej jest z Nikodemem. Stawia się, pyskuje. Trzy razy już byłam wzywana do szkoły. Dwa razy w sprawie bicia kolegów, raz z powodu aroganckiego zachowania wobec nauczyciela. Pewnie gdyby ojciec był na miejscu, problemów byłoby mniej - dodaje Dorota. - Eurosieroty? Jakieś ohydne określenie. Słyszałam kiedyś w telewizji. Nie łączę tego z naszą rodziną, bo moje dzieci nie są przecież osierocone.

Tegorocznej Wigilii, pierwszy raz w życiu, Dorota autentycznie się obawia. Ostatni raz, kiedy Antek był w domu, zaczął namawiać ją na przeprowadzkę do Holandii. Przekonywał, że w Polsce nie ma dla nich przyszłości. Tyle że dzieci tutaj mają krewnych, szkołę, kolegów. Nie znają też przecież ani słowa po holendersku.

- Ale wiem, że w te święta trzeba będzie w końcu coś zdecydować. Dłużej takiego układu nasza rodzina nie wytrzyma - kończy Dorota.

Mama mówi, że jest drogo

Tę rodzinę Joanna zna od lat. To jej sąsiedzi. Mieszkają we wsi pod Włocławkiem. - Nie chcę się wtrącać, ale serce mi się kroi, gdy obserwuję tych chłopców. Jaką trzeba być matką, by zostawić dorastających synów? Jakim ojcem, żeby godzić się na harówkę żony za granicą? Niewiele z tego rozumiem - potrząsa głową Joanna.

Sąsiedzi mają całkiem okazały dom, na który pewnie wzięli niemały kredyt. On jest kierowcą tira, często ruszającym w zagraniczne kursy. Ona wyjechała do pracy w Niemczech, pakować mięso. W domu zostali Arek i Tomek, nastolatkowie chodzący do gimnazjum. Gdy ojciec rusza w trasę - na kilka dni, czasem ponad tydzień - dom i dzieci zostają na głowie 70-letniej babci. Kobiety schorowanej, która sama już wymagałaby opieki.

- Nieraz zaglądałam do nich i włos jeżył mi się na głowie. To chłopcy noszą węgiel i palą w piecu. W domu jest nieporządek; nie wiem, czy dojadają, kto ich opiera. Z pewnością nie ma kto zainteresować się ich nauką. Sama mam nastoletnie dziecko, więc wiem, ile trzeba poświęcić mu uwagi - podkreśla Joanna.

Matka przyjeżdża z Niemiec raz na kilka miesięcy. Dzieciom tłumaczy, że podróż sporo kosztuje i że ma napięty grafik w pracy. Na Boże Narodzenie nie przyjedzie - to już pewne. Podobno fabryka w Niemczech wtedy pracuje i za świąteczne godziny zainkasować można nawet dwa razy więcej niż normalnie.

Ojciec Arka i Tomka zawsze był nerwusem. Ostatnio jednak stał się agresywny. - Szkoła zauważyła, że z chłopcami coś jest nie tak. Ojciec stawił się u wychowawcy, gdy zjechał z trasy. Nawtykał nauczycielowi, aż iskry szły (żyjemy w małym środowisku, więc takie informacje szybko się rozchodzą). Krzyczał, żeby nie wtrącał się w nieswoje sprawy, że jego synowie to jego problem, a nie nauczycieli. I postraszył, że jak się wychowawca nie odczepi od jego rodziny, to jeszcze popamięta - relacjonuje Joanna.

Kiedy w wigilijny wieczór jej rodzina zasiądzie do wieczerzy, nie będzie mogła przestać myśleć o dzieciach sąsiadów. Joanna nie ma pojęcia, jak tę sprawę załatwić, ale spokojnie patrzeć na los dzieci nie może.

Teściowa powiedziała: jedź!

Ola ma 32 lata, dwie córki i od blisko roku męża w Wielkiej Brytanii. Rozmawiamy w Toruniu dziesięć dni przed Wigilią.

- Właśnie biję się z myślami. Nie wiem, czy ruszać na zakupy i leźć w te wszystkie ryby, grzyby i pierogi, czy pakować się i bukować bilet na samolot - mówi.

Dylemat jest taki: pozwolić, żeby Jacek przyjechał dopiero 26 grudnia (twierdzi, że wcześniej nie wypuszczą go z knajpy, w której pracuje), czy pojechać do niego na Wigilię. Ola od dawna czuje, że jej małżeństwo jest zagrożone. Bo jeśli on dzwoni i przyjeżdża coraz rzadziej, to co ma o tym wszystkim myśleć?

- Na kobiecych forach rozmawiam z kobietami będącymi w podobnej sytuacji i to mi daje do myślenia. Ile związków już się rozpadło przez taką rozłąkę! - mówi. - Mój mąż jest typem towarzyskim, ale i rodzinnym. Wiem, że czuje się rozdarty między rodziną a znajomymi, których ma tam, w Anglii. Coraz częściej budzę się w nocy zlana potem z myślą, że on tam znalazł jakąś pocieszycielkę.

Ola napisała list do redakcji kolorowego tygodnika. Dostała odpowiedź. Mniej więcej w tym tonie: „Poszukaj sama pracy, uniezależnij się, staraj się zapewnić bezpieczeństwo finansowe sobie i dzieciom. A kiedy mąż przyjedzie, porozmawiaj z nim poważnie o swoich obawach”. Olę ta odpowiedź zaniepokoiła. Bo zabrzmiała jakoś tak groźnie, jakby jej rodzinie groziło jakieś niebezpieczeństwo. Gdy ona się boi, to jedno. Gdy zagrożenie dostrzega ktoś z boku - drugie.

Teściowa poradziła jej inaczej. „Oleńko, pakuj walizki i jedź tam do niego! Przekonasz się na własne oczy, jak żyje”. Miałaby wziąć ze sobą młodszą, trzyletnią Martusię, a starszą, dziesięcioletnią Anię zostawić teściom. Ci zapewnili, że święta przygotują piękne i wnuczka będzie szczęśliwa.

- Czy na pewno? Mam wątpliwości. Patrzę, jak Ania skreśla dni w kalendarzu, czekając na Boże Narodzenie i przyjazd taty. Ciągle wypytuje, kiedy dokładnie przyjedzie, co ugotujemy i upieczemy na święta. Sama przygotowała dla niego prezent pod choinkę. Nie wiem, jak zareaguje, jeśli powiem jej o planie mojego wyjazdu. A z dwoma córkami nie mam co lecieć, bo Jacek mieszka w niewielkim, wynajmowanym pokoju - tłumaczy Ola.

Decyzję odnośnie świąt musi podjąć dziś, jutro. Czuje jednak, że nie ucieknie przed kolejnymi, odnośnie przyszłości. - Bez funtów zarobionych przez Jacka znów pewnie żylibyśmy na krawędzi. Jednak dłużej niż rok rozłąki nie wytrzymamy. Przynajmniej ja i dzieci. Tylko czy Jacek będzie chciał wrócić?

Nie wiedzą, jak przeżywa dziecko

Od stycznia do kwietnia bieżącego roku GFK Polonia, agencja badawcza z Warszawy, diagnozowała zjawisko eurosieroctwa w województwie kujawsko-pomorskim. Jeden z wniosków? Nieświadomość problemu. „Wyjeżdżający z kraju rodzice czy opiekunowie, pod których opieką zostają dzieci, niechętnie opowiadają o wyjeździe i jego negatywnych konsekwencjach. Poza tym, często wyjeżdżający są nieświadomi tego, jakie mogą być konsekwencje takiej rozłąki. Natomiast rodzice/opiekunowie pozostający w kraju z dzieckiem nie zdają sobie sprawy z tego, jak dzieci mogą przeżywać rozstanie i jakie są tego objawy” - odnotowali autorzy raportu.

Jak podkreślili, badania przeprowadzone na potrzeby Biura Rzecznika Praw Dziecka wykazały, że 60 procent dzieci eurosierot nie szukało żadnego wsparcia ze strony wychowawcy, pedagoga szkolnego czy innych nauczycieli. Zjawisko eurosieroctwa jest często marginalizowane i bagatelizowane przez społeczeństwo oraz instytucje pomocowe. Na dodatek wiedza o skali problemu nie dociera to osób, podejmujących najważniejsze decyzje w kraju.

PS. Imiona bohaterów zostały zmienione.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski