<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/zaluski_mariusz.jpg" >Ciekawe, czy Adam Małysz często o tym duma. O tym całym pstrym koniu, łasce pańskiej, sercu kibiców i tego typu historiach. Kiedy znokautował rywali w Japonii, znów przecież stał się wielką gwiazdą mediów, a oficjalni i nieoficjalni komentatorzy piali na jego część po telewizorach i internetowych forach. I jeśli pan Adam o tej łasce duma, to mógł przypomnieć sobie ostatnie wyniki wyborów sportowca roku i wielki bal mistrzów sprzed paru tygodni. Nie było go wtedy nawet w pierwszej dziesiątce.
Skoki narciarskie, mówiąc szczerze, lekko mnie nużą, ale Adam Małysz to już nie tyle skoczek, co ikona popkultury. Ikona delikatnie wąsata, ale za to solidnie długowieczna. Wystarczy pomyśleć przez chwilę, gdzie są ci wszyscy magicy, którzy w różnych sezonach z nim rywalizowali. Gdzie jest choćby chudziutki Haanawald, co to obrzucany był śniegiem przez „pijanych Polaków”?
<!** reklama right>Zresztą nie tylko sportowe sukcesy porozciągane na lata to fenomen - ale też styl, w jakim Małysz robi swoje. Przecież woda sodowa powinna mu już dawno urwać głowę. Zastanawiano się nawet, kiedy Małysz popłynie, jak Fortuna. A Małysz jest właściwie ciągle taki sam - podobne, choć śmielsze, refleksje po skokach, ta sama żona, ten sam wąsik. I chociaż dorabiano mu swego czasu różne gęby, to jakoś nic z tego nie zostało. Cóż, taki mały, a taki duży facet. Bo chyba każdemu zadrżało serce, kiedy w Japonii Ammann i Morgenstern wzięli pana Adama na ramiona, żeby okazać szacunek niepozornemu Polakowi.
Zupełny fenomen to pozycja Małysza w świadomości popkulturalnej widowni, która przecież kocha zmiany i nowych idoli, bo w tym cyrku nie ma nic gorszego niż nuda. W rankingu gwiazd, przygotowanym przez OBOP w lutym (więc jeszcze przed ostatnim mistrzostwem) Małysz zajął pierwsze miejsce, wyprzedzając Kamila Durczoka, Otylię Jedrzejczak, Katarzynę Cichopek i samego Tomasza Lisa. W innym badaniu opinii, mającym nam pokazać, jakich sportowców znamy, też odfrunął. Zna go 69 proc. Polaków, następnego w kolejce Jerzego Dudka ponad 49 procent. W tym rankingu na piątym miejscu tkwi zresztą Andrzej Gołota, jasne więc, że nie jest to na pewno ranking sportowych osiągnięć.
I berety z głów przed panem Adamem, który króluje, choć tylko skacze. Jakoś nie mogę go sobie nawet wyobrazić, jak podkręca popularność urządzaniem melodramatycznego serialu w tabloidach czy wygłupami w jakimś tańcowaniu z gwiazdami. On nie musi. I raczej nie chce.