https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Szukamy wakacji z duchami

Jacek Kiełpiński
Naprawdę niezawodny jest duch Anny Wazówny, pojawiający się przynajmniej raz w roku na zamku w Golubiu-Dobrzyniu.

Naprawdę niezawodny jest duch Anny Wazówny, pojawiający się przynajmniej raz w roku na zamku w Golubiu-Dobrzyniu. <!** Image 2 align=none alt="Image 154952" sub="W naszym regionie naliczyliśmy 15 miejscowości, w których ponoć straszy. Grafika: Kamil Mójta">

Anna Wazówna, córka Jana III Wazy i Katarzyny Jagiellonki, której szczątki spoczywają w kościele Najświętszej Marii Panny w Toruniu, jest bodaj najbardziej eksploatowanym duchem w Polsce. Związana jest nie tylko z golubskim zamkiem, ale i brodnickim. Po pierwsze, kojarzy się z balami karnawałowymi, których organizowanie zainicjował dawny kasztelan golubskiego zamku, Zygmunt Kwiatkowski. Niektórzy twierdzą wręcz, że to on Białą Panią wymyślił. On sam zawsze zapewniał, że opiera się na dawnych przekazach. Mówi się, że strach przed białą zjawą powstrzymywał okoliczny lud przed rozbiórką zamku w czasie, gdy popadał on w ruinę po zniszczeniu przez wojska szwedzkie w XVII wieku.

Wychodzi zza obrazu

- Z ducha tego oczywiście nie rezygnujemy. Pokazuje się do dziś - zapewnia Katarzyna Mrozek z zamku w Golubiu-Dobrzyniu. - Podczas balu karnawałowego, kwadrans przed północą, wychodzi zza obrazu Anny Wazówny w kapitularzu. W jej postać wciela się zazwyczaj Miss Polonia. Jednak dla grup, które sobie tego zażyczą, duch może pokazać się w dowolnym czasie. Wówczas przybiera inną postać. Bardziej straszną.

Anna Wazówna przyćmiła inne duchy z golubskiego zamku, o których głośno było przed laty. Za czasów Zygmunta Kwiatkowskiego jęki i odgłosy męczarni dobiegać miały z sal na parterze, gdzie kiedyś znajdowały się krzyżackie izby tortur. To tam z sufitu wystają żelazne haki, do których przywiązywać miano ofiary. Dziś jęków ponoć nie słychać.

A biała postać Anny Wazówny od kilku lat pokazuje się również na zamku w Brodnicy. - To dobry duch, nie boimy się go - zastrzega od razu Zdzisława Marciniak z biura promocji miasta. - W czasie Międzynarodowego Jarmarku Ekologicznego z Królewną Anną pojawia się jej postać. Jest bardzo ciepło witana.

Ma Brodnica jednak także ducha mrocznego - komtura krzyżackiego zamku, Baldwina Stala. Dzielny ów rycerz zginął podczas bitwy pod Grunwaldem, jednak jego duch powrócić miał do Brodnicy. A właściwie regularnie powraca, bo co roku w nocy z 15 na 16 lipca wjeżdża konno na most zamkowy. - Znam takich, którzy go widzieli - zapewnia Piotr Grążawski, zbierający

i spisujący brodnickie legendy. - Rycerz ten krąży pod zamkiem, jakby szukał współbraci, a w końcu rozpływa się we mgle unoszącej się nad Drwęcą.

Duchem godnym ogólnopolskiej sławy wydaje się być inny ponury rycerz - słynny Bernard Szumborski, straszący w chełmińskiej baszcie prochowej. Gdy prześledzić losy tej postaci, jak najbardziej autentycznej, trudno nie przyznać, że los ducha był jej pisany. Bernard Szumborski był rycerzem pochodzącym z Moraw, zaciężnikiem krzyżackim, który uznał się za oszukanego, bo nie wypłacono mu obiecanego żołdu. Wziął więc sprawy w swoje ręce. Z grupą podobnie jak on zawiedzionych rycerzy ruszył łupić miasta ziemi chełmińskiej. Zdobył nie tylko Chełmno, mianował się komendantem Brodnicy, a Toruń z trudem się przed nim obronił.

- Chełmno złupił i okupował aż przez 22 lata - przypomina Anna Grzeszna-Kozikowska, prezes koła przewodników PTTK w Chełmnie. - Dopuścił się strasznych czynów, przyczynił się do upadku miasta w owym czasie. Po II pokoju toruńskim w 1466 roku, Chełmno nie wróciło do Polski, bo rządził tu Bernard.

Tyle prawda historyczna. Dalej jest już legenda, mająca w tym przypadku swojego autora, Jerzego Kałdowskiego - miłośnika i znawcę Chełmna, który spisał ją w latach 70. minionego wieku. Bernard Szumborski miał zostać otruty przez piękną mieszczkę chełmińską, Culminę. Podać mu ona miała truciznę w jadle i napitku. Gdy umierał w obecnej baszcie prochowej, kobieta dla pewności podłożyła ogień, a wybuch rozerwał potwora. W baszcie duch ma się pojawiać do dziś.

- W ramach lekcji muzealnych wracamy do tej historii - dodaje Anna Grzeszna-Kozikowska. - Inscenizacja słowno-muzyczna, opierająca się na tekście Jerzego Kałdowskiego, trwa godzinę. Biorą w niej udział chełmińscy rycerze, a ja występuję w roli Culminy.

Pokuta trwa do dziś

Duchem sławnym w kraju jest Diabeł Wenecki, czyli Mikołaj herbu Nałęcz, panujący w Wenecji nieopodal Żnina. Kasztelan Mikołaj był bezwzględnym człowiekiem, a zakończyć żywot miał w 1400 roku, gdy jeden z uciskanych chłopów przeklął go. Natychmiast rozpętała się burza. Pioruny wywołały pożar zamczyska, kasztelan ze swą świtą skrył się w podziemiach, do których wejście zostało zawalone. Od tej pory wielu słyszało potworne wycia dobiegające spod ziemi. Pokuta Mikołaja trwa do dziś.

Zamkiem „duchowym” są też

- według wielu podań - malownicze ruiny w Radzyniu Chełmińskim. Jęki mają docierać z lochów, a na murach dostrzec można pannę w białej sukni, trzymającą na rękach małego pieska. Ponoć kiedyś pewien młodzian próbował wybawić ową niewiastę, ale nie wytrzymał próby. Tak jak to często w podobnych historiach bywa, na życzenie zjawy narysował wokół siebie krąg święconą kredą. Pojawiły się armie przechodzące przez niego, potem dzikie zwierzęta. Na końcu przyszła wielka żaba, którą miał pocałować. Nie wytrzymał, nie pocałował. Dlatego postać z pieskiem pojawia się ma na murach do dziś.

Ma swojego ducha też Raciążek. Chodzi o niejaką Zofię, pannę z dobrego i bogatego domu, która zakochała się w prostym kowalu. Mezaliansu nie zaakceptowała jej rodzina, panna rzuciła się wobec tego z murów zamkowych i na nich ukazuje się do dziś.

- Zaklęta Zośka to historia, którą spopularyzował nieżyjący już Czesław Lewandowski, miłośnik naszej ziemi - tłumaczy Agata Ceglewska z biblioteki gminnej w Raciążku. - Najpewniej zjawa pojawi się 14 sierpnia w trakcie obchodów Dni Raciążka.

Jest też sporo w naszym regionie duchów potencjalnych, a niezrealizowanych. Dlaczego - a tak zapewniają w kruszwickim wydziale promocji - nie straszy duch Popiela, makabrycznie potraktowanego przez myszy? Dlaczego zapomniano w gminie Papowo Biskupie o arcyciekawej historii dwóch braci z Papowa i oddalonego o dziesięć kilometrów Lipienka, którzy nienawidząc się poprzysięgli sobie, że na ziemi się nigdy nie spotkają, więc wykopali tunel łączący te miejscowości i tam do dziś przebywają? Trudno też powiedzieć, dlaczego nie wraca się do często przytaczanych w podaniach historii (chociażby ze Skłudzewa między Toruniem a Bydgoszczą, Wronia koło Wąbrzeźna, Elgiszewa nad Drwęcą) o zatopionych kościołach, których dzwony mają bić o północy budząc trwogę. Albo historia o czarnej karecie, zaprzężonej w kare konie, która ma w noc sylwestrową wjeżdżać do jeziora Wieczno w gminie Płużnica. Gdy wspomniałem o niej bywalcom pobliskiego ośrodka wypoczynkowego w Przydworzu, aż jęknęli z zachwytu.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski