– Dzikie zwierzę pochodzące z innego kontynentu to w naszych lasach zawsze ewenement. Kilka razy już się jednak taka historia w Borach Dolnośląskich zdarzyła. Na szczęście to bardzo rzadkie przypadki – mówi portalowi GazetaWroclawska.pl nadleśniczy Janusz Kobielski. – To gatunki obce dla naszego ekosystemu, które nie są przystosowane do funkcjonowania w lesie, w szczególności tak dużym kompleksie leśnym jak Bory Dolnośląskie. Nie mają szans na przetrwanie w naszych warunkach, a przy okazji mogą być nosicielami chorób zagrażających rodzimej faunie – dodaje.
Kangur został schwytany i wrócił do zoo. Ale jego złapanie nie było takie łatwe. Problemem był zwłaszcza nocny tryb życia zwierzęcia i to że cały czas się przemieszczało. Za dnia ukrywało się wśród krzewów, a wieczorem żerowało na obrzeżach lasu i polach. Z pożywieniem kangur również nie miał problemu, ponieważ żywi się głównie trawą, liśćmi - m.in. paproci i kwiatami kolczastych krzewów.
Zobacz też:
Jak wspomina leśniczy, w poprzednich latach w Borach Dolnośląskich spotkał m.in. nandu - strusia amerykańskiego, które na co dzień można spotkać na wolności jedynie w Ameryce Południowej.
– Widziane były także ślady świadczące o bytności w naszym nadleśnictwie - zwłaszcza w pobliżu Nysy Łużyckiej - bawołów wodnych, które na co dzień żyją m.in. w Pakistanie i Indiach – zauważa Janusz Kobielski.
Skąd dzikie zwierzęta żyjące na co dzień tysiące kilometrów stąd w Borach Dolnośląskich? To - jak było m.in. w przypadku kangura - prawdopodobnie uciekinierzy z mini-zoo lub małych safari w zachodnich Niemczech.
– My tych zwierząt nie odławiamy, informacje przekazujemy gminie. Podobnie było z kangurem – mówi Kobielski. Co zrobić, jeśli sami spotkamy zwierzę, które mogło uciec z ZOO? – Najlepiej powiadomić powiatowego lekarza weterynarii i najbliższego leśniczego. W ostateczności można zadzwonić pod numer 112 – radzi nadleśniczy.