Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Syrenka szoruje podłogę

Dominika Kucharska
Wskakujemy na rurę i kręcąc się, zjeżdżamy na dół, jak w strażackiej remizie.

Wskakujemy na rurę i kręcąc się, zjeżdżamy na dół, jak w strażackiej remizie.
<!** Image 3 align=none alt="Image 225638" sub="Fot. Tomasz Czachorowski">
W Bydgoszczy otwarto szkołę pole dance. Uczą tańczyć na rurze, nie żartuję. I nie chodzi tylko o przygotowanie do erotycznych pokazów w skąpej bieliźnie, ale o alternatywę dla fitnessu, jogi czy zumby. No i palnęłam w redakcji, że chcę zrobić o tym materiał. Oczywiście dopiero potem naszły mnie wątpliwości. Że nie dam rady, że nie wypada tak wić się na rurze w gazecie...

<!** reklama>

Jak się okazało, nie było odwrotu. - Idź tam koniecznie. Musimy to mieć - usłyszałam. Wystukałam numer podany na stronie internetowej. Odebrała Elwira - szefowa Pracowni Ciała i instruktorka pole dance. W czwartek mam dołączyć do kameralnej grupy dla początkujących. Pytam się, co powinnam wiedzieć, zanim zjawię się na zajęciach. - Zabierz ze sobą ochraniacze na kolana. Najlepiej załóż też długie dresy lub legginsy. Będzie wycisk i będą siniaki - odpowiada konkretnie.
Patrz, to tu tańczą na rurze
Zjawiam się wieczorem pod siedzibą pracowni. Obawy? Pewnie, że są, ale wszystkie te myśli staram się odrzucić na bok. Jedynie się z siebie pośmieję i tyle. Wchodzę po schodach. Ulicą przechodzi para. Chłopak pokazuje palcem baner i mówi do dziewczyny - Patrz, to tu tańczą na rurze. - No tańczą - odpowiadam pod nosem. Co więcej, ja zaraz też będę tańczyć. Skoro Kinga Rusin czy Ola Kwaśniewska, o szeregu zagranicznych gwiazd nie wspominając, właśnie tak dbają o swoją figurę, to czemu nie spróbować.

<!** Image 4 align=none alt="Image 225639" sub="Fot. Tomasz Czachorowski">

Od wejścia wita mnie Elwira. Jest niewysoka. Długie czarne włosy, sylwetka sportsmenki, piękny uśmiech. - Wcześniej próbowałam różnych rzeczy. Trenowałam sztuki walki. Potem był fitness, a jakiś czas temu zrobiłam specjalizację na instruktorkę pole dance. O otwarciu szkoły myślałam od dwóch lat. Chciałam, żeby to było coś dla kobiet - opowiada. Patrzę na jej wyrzeźbione ramiona i jeszcze bardziej wątpię w swoje możliwości. Nigdy nie miałam silnych rąk. 20 metrów w rzucie palantówką na wuefie to mój rekord - chyba mocniejsze dowody nie są potrzebne. - Dasz radę. Większość dziewczyn, które tu przychodzą, ma słabe ręce. To kwestia treningu - słyszę na pocieszenie.
Ściana luster, las rur
Poza mną na zajęciach są jeszcze dwie młode dziewczyny. Cieszy mnie to. Przynajmniej nie będę się ośmieszać przed tłumem. Jedna z uczestniczek jest instruktorką tańca brzucha, drugiej znudziły się układy fitnessu i chciała spróbować czegoś innego. To, że obie regularnie wylewają z siebie poty, nie podnosi mnie na duchu. Bo co prawda zdarza mi się ćwiczyć, ale karnetu na siłownię nie posiadam. Mimo to obie przekonują mnie, że tańca na rurze dopiero się uczą.

Wchodzimy do przestronnej sali. Ściana luster i las srebrnych, błyszczących rur. Na podłodze porozstawiane są klimatyczne świeczki. Gdzieniegdzie leżą miękkie poduchy. Różowe, tiulowe firany zawieszone w oknach oddzielają nas od ulicznego gwaru. Jest bardzo kobieco. Do tego przyjemna muzyka. Jakkolwiek dziwnie to brzmi - idę wybrać sobie rurę.
Zaczynamy od porządnej rozgrzewki. W ruch idą ramiona, barki. Te części ciała dostaną najsilniejsze „kopniaki”. Stoję obok rury i zaczynam się obawiać. Gdy ogląda się profesjonalistki w akcji, taniec na rurze wygląda na coś łatwego, coś, co przychodzi bez najmniejszego wysiłku. Płynne ruchy, seksowne pozy. Dziewczyna wręcz lata. Swobodnie unosi się i zjeżdża na dół. I o taki efekt właśnie chodzi. Dopiero mając rurę przed sobą, uświadamiam sobie jakiej wymaga to krzepy i techniki.
Raczkujemy
Na początek nauka chodzenia. Moje współćwiczące mają już to opanowane. Ja niestety raczkuję. Zaczynamy od prawej nogi. Jest jedna zasada - rurę musisz mieć pod kolanem. Trzy kroki wokół drążka. Brzmi banalnie, ale wcale tak banalne nie jest. Nogi się plączą, ale po kilku próbach chodzenie odznaczam jako zaliczone. Jestem już spocona. Czuję ból w rękach. Mimo to bawię się doskonale.

Przychodzi czas na pierwszy obrót nazywany strażakiem. Wskakujemy na rurę i kręcąc się, zjeżdżamy w dół, jak w strażackiej remizie. Nasza nauczycielka robi to z gracją. Ja jestem spięta, ale nie mam zamiaru się poddać.Zamiast uwodzicielskiego uśmiechu na mojej twarzy rysuje się sportowe zacięcie. Wskakuję na rurę, przy okazji obijając sobie uda. Kilka prób i idzie mi coraz lepiej. Wreszcie z ust Elwiry pada „pięknie!”. To mnie dopinguje. Czekam na kolejne wyzwanie, jednak gdy widzę, co mam zrobić, to nie wierzę, że dam radę.
Tyłek wstaje pierwszy
Mowa o baletnicy i syrence. Piękne nazwy. Ich wykonanie też pięknie wygląda z perspektywy osoby stojącej obok. Tylko jak to zrobić? Elwira wyjaśnia mi wszystko krok po kroku.

Instrukcje brzmią logicznie, ale zamach jedną nogą, oplecenie rury, wygięcie drugiej nogi i zmysłowy zjazd nie są takie łatwe w praktyce. Okazuje się, że strach ma wielkie oczy. Syrenkę, co prawda trochę tonącą, udaje mi się zrobić za pierwszym razem. To jednak tylko szczęście początkującej, bo kolejne próby nie są już tak udane. Wreszcie zauważam, co robię nie tak. Próbuję, widzę efekty i podoba mi się to coraz bardziej.

Żeby taniec na rurze pozostał tańcem na rurze, a nie tylko gimnastyką przy drążku, seksowne ruchy są niezbędne. Opadamy na podłogę, na kolanach odchylamy się do tyłu i potem... szorujemy podłogę. Elwira pokazuje, jak to zrobić. Kładzie się na brzuchu. Unosi nogi do góry, dłonie wędrują po panelach. Na koniec trzeba jeszcze seksownie wstać. Tu pada bardzo ważna uwaga. - Dziewczyny, pamiętajcie, że tyłek wstaje pierwszy.

Zasada numer dwa - wstając, biustem delikatnie ocieramy się o rurę. Najpierw jest komicznie. Śmiejemy się, ale obserwując efekty w lustrze, zauważamy, że te nasze wygibasy naprawdę wyglądają dobrze. Wszystkie sekwencje powtarzamy po kilka razy. Czuję się znacznie swobodniej. Okręcanie się na rurze, czyli to, co wcześniej wydawało mi się niemożliwe, teraz wychodzi mi znacznie lepiej.

Ćwiczymy od godziny. W międzyczasie trzeba przetrzeć rury, bo spocone dłonie ślizgają się po metalu. Atmosfera jest genialna. Śmiejemy się i razem padamy zmęczone na ziemię, bo taniec wymaga ogromnego wysiłku. Na przedramieniu widzę czerwony odcisk. Oj, będzie siniak.
Trochę zagubiona
Kolejna pozycja to krzyżak. Z tym mam największe problemy. Podciągamy się jak najwyżej i łapiemy rurę stopami. Na dole jeszcze małe przetasowanie nóg. Tu się gubię. Elwira podchodzi i prowadzi moje stopy. Mam to! Udaje się.

- To co dziewczyny, odkręcamy rury? - pyta instruktorka. Przez chwilę nie wiem, o co chodzi. Elwira przynosi drabinę. Odkręca śruby, które blokują rurę. - Bez blokady kręci się dużo łatwiej. Nie wymaga to aż takiej siły jak ta, którą wkładamy w kręcenie się na rurze, kiedy jest unieruchomiona. Tylko pamiętaj, żeby się zatrzymać - słyszę. Rzeczywiście jest łatwiej i uwaga, jest też znacznie szybciej. Trzeba wiedzieć, kiedy zjechać na dół, żeby nie nabawić się zawrotów głowy.

Na koniec ćwiczenia rozciągające. Minimum 15 minut. - Jutro koniecznie zrób kilka pompek przy ścianie - podkreśla instruktorka.

Bilans mojej przygody z tańcem na rurze? Spory siniak na przedramieniu, siniaki po wewnętrznej stronie łydki, siniak na prawej stopie, zakwasy i mnóstwo frajdy. Próbowałam różnych zajęć w klubach fitness, ale chyba po żadnych mięśnie nie bolały mnie tak długo. To jednak ten rodzaj bólu, który przynosi satysfakcję. Dziewczyny ostrzegały, że zakwasy pojawią się po dwóch dniach. Ja czułam je już dzień po, dwa dni po, i trzy dni po.
 
Drogie Panie, zapewniam, że każda, która spróbuje, przyzna, że dziewczynom tańczącym na rurze należą się porządne napiwki. To nie jakieś fiu-bździu na rurze, a ciężka, fizyczna praca wymagająca akrobatycznych umiejętności i godzin treningów. Na pożegnanie Elwira opowiada mi o babskich wieczorach organizowanych w pracowni. - Wtedy zakładamy szpilki, kabaretki, odkręcamy rury i kręcimy się do rana...


<!** Image 5 align=left alt="Image 225640" >ZDANIEM EKSPERTA:
Agnieszka Ujazdowska
Instruktorka tańca na rurze, właścicielka Akademii Pole Dance w Bydgoszczy
Obserwujemy obecnie wielki boom na sportową wersję tańca na rurze. Bardzo mnie to cieszy, ponieważ pole dance jest doskonałą formą wysiłku fizycznego. Kiedy tańczymy intensywnie pracują mięśnie brzucha, pośladków, ramion, pleców. Spalamy dużo kalorii i rozciągamy nasze ciało. Co ważne, tańca na rurze może spróbować każdy. Wiek nie ma znaczenia. Ostatnio oglądałam filmik, na którym pole dance wykonywała 61-letnia pani biorąca udział w mistrzostwach świata, w tej dyscyplinie. Jej umiejętności były imponujące. Zresztą trzeba zaznaczyć, że na rurze tańczą nie tylko kobiety, ale i mężczyźni. Osoba, która wcześniej niczego nie trenowała, taniec na rurze powinna opanować w trakcie miesiąca codziennych ćwiczeń. Natomiast osoby, które regularnie uprawiały jakiś sport, nauczą się tego szybciej. Jasne, że Polsce wciąż pokutuje stereotyp, przez który taniec na rurze kojarzy się przede wszystkim z erotycznymi występami, ale powoli rośnie świadomość, że to także sport. Trwają nawet starania, aby pole dane był jedną z dyscyplin olimpijskich. Trzymam za to kciuki!**

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!