https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Świat pełen bijących mężczyzn

Przemysław Łuczak, fot. archiwum
„Oficjalne dane mówią o około 90 tys. kobiet i obejmują tylko przypadki zgłoszone policji. Natomiast z badań prof. Beaty Gruszczyńskiej wynika, że przemocy fizycznej i psychicznej doświadcza w Polsce 800 tys. kobiet rocznie, czyli ponad 2 tys. dziennie. Z kolei w wyniku tzw. nieporozumień domowych zostaje zabitych 150 kobiet rocznie”.

„Oficjalne dane mówią o około 90 tys. kobiet i obejmują tylko przypadki zgłoszone policji. Natomiast z badań prof. Beaty Gruszczyńskiej wynika, że przemocy fizycznej i psychicznej doświadcza w Polsce 800 tys. kobiet rocznie, czyli ponad 2 tys. dziennie. Z kolei w wyniku tzw. nieporozumień domowych zostaje zabitych 150 kobiet rocznie”.

<!** Image 2 align=none alt="Image 196570" >

Rozmowa z JOANNĄ PIOTROWSKĄ, prezes Fundacji Feminoteka.

Dlaczego rządowi z takim trudem przyszła decyzja o podpisaniu przez Polskę konwencji Rady Europy o przeciwdziałaniu przemocy wobec kobiet?

Widocznie kwestie przemocy wobec kobiet nie są dla rządu aż takie ważne, jak powinny. Kiedy kilka lat temu zapytałam jedną z przedstawicielek rządu, dlaczego w żadnych dokumentach rządowych nie porusza się kwestii przemocy ze względu na płeć, choć jest to jedna z form dyskryminacji, której doświadczają głównie kobiety, odpowiedziała, że „kobieta” jest w tym rządzie słowem kontrowersyjnym.

Czy walka o konwencję jest już wygrana, mimo że ma ona mocnych przeciwników, zwłaszcza Kościół?

Do wygranej daleko, na razie mamy tylko obietnicę podpisania konwencji. Ale potem trzeba będzie jeszcze ją ratyfikować. Wiemy jak z tym w Polsce bywa, czego przykładem jest konwencja o prawach osób niepełnosprawnych, której ratyfikacja trwała aż 6 lat. Przy tak wielkim oporze, z jakim mamy do czynienia w przypadku konwencji o przeciwdziałaniu przemocy wobec kobiet, może się okazać, że poczekamy jeszcze dłużej.

Podobno największym problemem jest przetłumaczenie tekstu konwencji, zwłaszcza słowa „gender”...

Widać, że nawet to słowo stało się w Polsce kontrowersyjne. „Płeć społeczno-kulturowa” - tak to się tłumaczy, ale używamy słowa „gender”, bo jest krótsze. Chodzi o to, że w języku angielskim mamy podział na „sex”, czyli płeć, z którą przychodzimy na świat, oraz „gender”, czyli to, jak jesteśmy przygotowywani do pełnienia pewnych ról w społeczeństwie.

Ministrowie mają do konwencji wiele zastrzeżeń, m.in., że polskie prawo nie pozwala na wprowadzenie przepisów dotyczących ochrony tylko jednej płci, czyli kobiet, jak chce konwencja...

To jest odwracanie kota ogonem. Za każdym razem, jak mówi się o przemocy ze względu na płeć, odzywają się głosy, że mężczyźni też są bici. Oczywiście, ale jak popatrzymy na statystyki, to dysproporcje są olbrzymie, bo np. aż 99 proc. osób, które doświadczyły gwałtu, to kobiety. Nie można więc twierdzić, że przemoc nie ma płci. Jedną z jej przyczyn są stereotypy płciowe, czyli to, czego uczymy, jak mają zachowywać się dziewczynki, a potem kobiety oraz jak powinni zachowywać się chłopcy, a potem mężczyźni. I jeżeli w programach edukacyjnych i profilaktycznych nie będziemy tego uwzględniać, to dalej będziemy uczyć tych samych zachowań, które powodują, że kobiety są bardziej narażone na przemoc.

Co Pani myśli, gdy minister Gowin i Kościół przekonują, że konwencja promuje homoseksualizm i doprowadzi do upadku tradycyjnego modelu polskiej rodziny?

To kompletna bzdura, bo ta konwencja nie ma nic wspólnego z homoseksualizmem czy zmianą orientacji seksualnej. Natomiast prowadząc zajęcia o przeciwdziałaniu przemocy wobec kobiet widzę, jak silne są stereotypy: że brudy pierze się we własnym domu, że nie powinno się zgłaszać przemocy na policji, ponieważ jest to prywatna sprawa małżonków. Często spotykam się z kobietami, szczególnie ze wsi i małych miejscowości, które mówią, że jak idą po poradę do księdza, to słyszą, że powinny cierpliwie nieść swój krzyż, że widocznie robią coś nie tak, skoro mąż bije. Tak, właśnie w to uderzamy, bo nikt nie ma prawa używać przemocy. A żadna religia i żadna tradycja nie może chronić jej sprawców. Oni powinni ponosić konsekwencje tego, co robią, a chronić trzeba ofiary.

Co konwencja zmieni, oczywiście jeśli zostanie przyjęta?

Przede wszystkim zwraca uwagę, że w przypadku przemocy płeć ma zasadnicze znaczenie. To wiązać się będzie ze zmianą programów szkoleń dla policjantów, sędziów, prokuratorów i przedstawicieli innych instytucji, które powinny zajmować się ofiarami przemocy, żeby brali pod uwagę kwestie stereotypów płciowych. Druga sprawa to finanse. Obecnie mamy znowelizowaną ustawę antyprzemocową, ale w ślad za działaniami, które zostały scedowane na gminy, nie idą żadne pieniądze. Natomiast konwencja mówi, że rządy państw, które ją przyjmą, mają zapewnić odpowiednie środki na realizację jej postanowień. Kolejna rzecz to ogólnopolski telefon dla kobiet doświadczających przemocy, który ma być czynny przez siedem dni i 24 godziny na dobę. Tego nie możemy się dotychczas doprosić. Może przyjęcie konwencji także spowoduje, że zapis ustawy antyprzemocowej, nakazujący natychmiastowe oddzielanie sprawcy przemocy od ofiary, który w praktyce nie działa, zacznie być stosowany. Ponadto kobiety będące ofiarami przemocy będą tylko raz przesłuchiwane, a postępowania w sprawie gwałtów mają być podejmowane z urzędu.

Jak wielki jest rozmiar przemocy przeciwko kobietom?

Oficjalne dane mówią o około 90 tys. kobiet i obejmują tylko przypadki zgłoszone policji. Natomiast z badań prof. Beaty Gruszczyńskiej wynika, że przemocy fizycznej i psychicznej doświadcza w Polsce 800 tys. kobiet rocznie, czyli ponad 2 tys. dziennie. Z kolei w wyniku tzw. nieporozumień domowych zostaje zabitych 150 kobiet rocznie.

Skąd tak duże różnice w tych danych?

Dlatego, że większość kobiet nie zgłasza przemocy, zwłaszcza seksualnej. Kobiety się wstydzą, boją się nieprzyjaznych procedur, a sprawy ciągną się latami. Zgwałcona czy pobita kobieta musi się skonfrontować na sali sądowej ze swoim ciemiężycielem i wielokrotnie jest przesłuchiwana. Wielu sędziów, nie tylko mężczyzn, zadaje stereotypowe pytania dotyczące wyglądu kobiety, jak się zachowywała, czy wypełniała swoje obowiązki domowe i małżeńskie. Trudno się dziwić, że kobiety nie chcą przez to przechodzić. Bardzo często oddają sprawę do sądu, a potem ją wycofują. Tymczasem wielu sędziów i prokuratorów nie ma wiedzy na temat mechanizmu przemocy. One wycofują oskarżenie, ponieważ mąż - sprawca przemocy, czując, że może ponieść konsekwencje swojego czynu, doprowadza do tzw. drugiego miesiąca miodowego, zachowuje się tak, jak na początku małżeństwa, przynosi kwiaty, kupuje prezenty, jest cudownie. Kobieta zaczyna wierzyć w jego poprawę. Ale miodowy miesiąc mija i znów zaczyna się przemoc. Kobieta znowu próbuje złożyć sprawę do sądu, ale tam machają na nią ręką, mówią, że już raz składała zawiadomienie, że znowu zawraca głowę, itd. Wszyscy, którzy pracują z ofiarami przemocy, powinni jednak wiedzieć, że nie wolno rezygnować ze ścigania sprawcy, bo niektóre sprawy kończą się jej śmiercią.

O liczbie gwałconych kobiet też wiemy niewiele?

Trudno powiedzieć, jaka jest skala gwałtów w Polsce. W ubiegłym roku wydaliśmy raport na temat sytuacji ofiar gwałtów, ale więcej w nim pytań niż odpowiedzi. Większość kobiet nie zgłasza, że zostały zgwałcone przez męża, bo uważa, że musi poddawać się przemocy seksualnej. Ale nawet te, które wiedzą, że nie mogą być zmuszane do seksu, milczą ze względu na silnie zakorzenione stereotypy dotyczące ochrony prywatnego życia. Panuje też przekonanie, że gwałtu najczęściej dokonuje jakiś zboczeniec czający się w krzakach. W istocie 80 proc. gwałcicieli jest znanych kobiecie. Są to małżonkowie, bracia, znajomi, koledzy.

Jak są karani domowi oprawcy?

Łagodnie, na ogół zapadają wyroki w zawieszeniu, a jeśli ktoś idzie do więzienia, to na krótko, góra na 2-3 lata. Oznacza to, że tak naprawdę oprawcy nie ponoszą żadnych konsekwencji. Z kolei w aż 90 proc. gwałtów ich sprawcy pozostają bezkarni. Choć Kodeks karny przewiduje karę więzienia od 2 do 12 lat, to średnia wyroku wynosi ledwie 3 lata.

A jeśli porównamy sytuację w Polsce do innych krajów?

Im więcej jakiś kraj robi dla przeciwdziałania przemocy, tym jego statystyki dotyczące takich przestępstw są wyższe. To jednak pokazuje, że ofiary przemocy mają większe zaufanie do tamtejszych instytucji i nie boją się zgłaszać takich przypadków. Tak naprawdę jednak skala przemocy w większości krajów unijnych jest podobna. U nas mało się o tym mówi, podczas gdy np. w Skandynawii można przeczytać wiele artykułów o tej tematyce, nie tylko z jakieś okazji, ale po prostu porusza się problem i szuka rozwiązań. Bo świat, niestety, jest pełen bijących mężczyzn.

To zabrzmiało jakoś strasznie...

Oczywiście, większość mężczyzn nie bije, to dobrzy i porządni ludzie, którzy troszczą się o swoje żony, partnerki czy córki. Feminoteka razem z wydawnictwem „Czarna owca” wydała książkę „Paradoks macho” Katza Jacksona, antyprzemocowego edukatora amerykańskiego. Otóż uważa on, że jeżeli ci dobrzy mężczyźni, którzy nie biją, nie włączą się do przeciwdziałania przemocy wobec kobiet, to nie nastąpi radykalna poprawa tej sytuacji.

teczka osobowa

Za równością, przeciw dyskryminacji i przemocy

  • Joanna Piotrowska jest założycielką i prezes Fundacji Feminoteka. Ekspertka i trenerka równościowa i antydyskryminacyjna. Certyfikowana specjalistka antyprzemocowa - ukończyła Studium Przeciwdziałania Przemocy w Rodzinie oraz Studium Poradnictwa i Interwencji Kryzysowej, organizowanej przez Instytut Psychologii Zdrowia. Certyfikowana trenerka WenDo - metody samoobrony i asertywności dla kobiet i dziewcząt.
  • Współautorka licznych publikacji dotyczących tematyki równościowej i antydyskryminacyjnej. Laureatka Złotego Telefonu, nagrody przyznawanej przez Niebieską Linię osobom szczególnie zaangażowanym w przeciwdziałanie przemocy. Hobby - wyszywanie makatek.
Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski