<!** Image 1 align=left alt="Image 6725" >Pamiętają państwo radziecką ekranizację powieści Szołochowa „Los człowieka”?
Jest tam taka scena, w której główny bohater powraca do baraku w obozie jenieckim z bochnem chleba i połciem słoniny. Dostał je od Niemców w dowód uznania za niesamowitą głowę do picia. W baraku bochen i połeć zostają podzielone na kilkadziesiąt „wagoników” - mikroskopijnych kanapek - tak żeby żaden z towarzyszy niewoli nie musiał obejść się smakiem. Rozwiązanie było wzruszające, ale nie sądzę, by „wagonik” ocalił któregoś z jeńców przed śmiercią głodową.
Sprawiedliwie to nie zawsze po równo i nie zawsze dla każdego. I sprawiedliwie to też nie zawsze rozsądnie. Tak sobie z cicha pęk filozofuję, zastanawiając się, jak władze polskich uczelni podzielą niewielką kupkę funduszu socjalnego wśród tłumu studentów, którzy w myśl nowych przepisów ubiegać się mogą aż o sześć różnych stypendiów - socjalne, mieszkaniowe, na wyżywienie, specjalne, za wyniki w nauce i za osiągnięcia sportowe. Kilka tygodni temu jedna z gazet przedstawiła przymiarki do podziału funduszu, jakie poczynił uniwersytet w Poznaniu. Wynika z nich, że stypendia będą tam wynosiły średnio około 150 zł. Wprawdzie w pustej kieszeni każdy grosz brzęczy mile, ale, mówiąc szczerze, nie sądzę, by 150 zł mogło zdecydować o tym, że kogoś, kogo wcześniej nie było stać na studia, teraz stać będzie. Bezsprzecznie pozytywnym efektem dzielenia biedy na wagoniki jest tylko możliwość wykorzystania tego w propagandzie. „W zeszłym roku z pomocy stypendialnej skorzystało 300 tysięcy studentów w Polsce, a w tym roku, dzięki zmianom, dwa razy więcej”. Tego, że pomimo udanej operacji pacjent zmarł, nie trzeba już przecież dodawać.