Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Strażak musi mieć serce". Ogniomistrz Liwia Miś opowiada o swojej służbie w JRG 2 w Bydgoszczy

Maciej Czerniak
Maciej Czerniak
Ogniomistrz Liwia Miś służy w bydgoskiej straży pożarnej. Mówi o tym, jak ważne jest w pracy strażaka opanowanie, ale i umiejętność empatii
Ogniomistrz Liwia Miś służy w bydgoskiej straży pożarnej. Mówi o tym, jak ważne jest w pracy strażaka opanowanie, ale i umiejętność empatii Tomasz Czachorowski
Pracowała w logistyce, ale teraz jest w "podziale bojowym". Chrzest w akcji miała mocny, to był wyjazd do wypadku śmiertelnego. Solidnie to przeżyła, ale nabrała pewności siebie. Liwia, strażaczka z Bydgoszczy mówi o empatii, sercu i o tym, jak ważna jest dla niej służba.

Panie w mundurze? Chyba nikogo już nie dziwi widok policjantki, żołnierki, strażaczki. Ten ostatni zawód od lat jest na pierwszym miejscu wśród fachów cieszących się największym zaufaniem publicznym. W Jednostce Ratowniczo-Gaśniczej nr 2 Państwowej Straży Pożarnej w bydgoskim Fordonie pracuje ogniomistrz Liwia Miś.

- To jest stopień strażacki, który lubię najbardziej - żartuje Liwia. Istotnie, pięknie brzmi. Nie o stopniach jednak, a o tym, jak panie odnajdują się w służbie, rozmawiamy z bydgoską strażaczką.

- Przez kilka lat obserwowałam, jak wygląda służba męża, na czym polega praca w zespole, jak jest dynamiczna. Sama jestem osobą dynamiczną, więc to mi się podobało - mówi Liwia Miś. - Tak samo, jak to, że służba to przede wszystkim pomaganie ludziom. Poza tym zawód strażaka jest przez społeczeństwo szanowany, a sami strażacy to osoby empatyczne. Nie ma tu, wśród nas marazmu, zniechęcenia, to właśnie lubię w tej służbie.

Ma za sobą już 14 lat służby, a od 9 miesięcy jest w tzw. podziale bojowym. Wcześniej pracowała w wydziale logistycznym. - Nie ma tu miejsca na marazm - zaznacza. - Każda akcja jest inna, dynamiczna. Chwalę sobie tę zmianę. Podoba mi się tu, jest dynamicznie, choć oczywiście wcześniej też się nie nudziłam. To są jednak zupełnie inne cele i wyzwania. Na co dzień spotykamy się z bardzo dobrym odbiorem przez ludzi. Te akcje, ratowanie życia ludzkiego, mienia, to wszystko buduje we mnie większe poczucie własnej wartości. Czuję się dumna z tego, że jestem strażakiem.

Do straży była przyjmowana jeszcze w starym trybie, czyli obejmował ją kurs podstawowy, który robią wszyscy strażacy po przyjęciu do służby, potem kurs podoficerski. Po kursie jeszcze pracowała 10 lat w biurze, a jedyną rzeczą, którą musiała zmienić, by rozpocząć służbę na nowym stanowisku, to wykonać szereg dodatkowych badań, które są obowiązkowe dla funkcjonariuszy pełniących służbę 24-godzinną.

- Nie miałam styczności wcześniej ze strażą pożarną, ale całe moje życie, też bliscy byli związani ze służbą mundurową. Rodzice, dziadkowie, zawsze ktoś pracował a to w służbie leśnej, policji, w wojsku. Również moje całe rodzeństwo pracuje w służbach mundurowych. Mundur zawsze za mną chodził - podkreśla.

Pierwszy wyjazd to było mocne przeżycie

Od 20 lat w Bydgoszczy, ale pochodzę z małej miejscowości na Mazurach, gdzie się wychowała. Życie, mówi, pisze różne scenariusze.

- Pamiętam mój pierwszy wyjazd na akcję, jeszcze na kursie podoficerskim. To było zdarzenie z dwiema ofiarami śmiertelnymi. W wypadku samochodowym zginęły kobiety, jedna z nich była w ciąży. Druga ofiara to była 18-letnia dziewczyna. Właśnie jechały na jej urodziny - opowiada Liwia. - Wróciłam z tej akcji do jednostki i to jeszcze chyba do mnie nie docierało. Następnego dnia zaczęły mnie nachodzić myśli o tym zdarzeniu, o tym, jak kruche jest ludzkie życie.

Jechała na tę akcję w zespole z bardzo doświadczonymi strażakami. Podkreśla, jak ważne jest takie wsparcie. - Dałam z siebie wszystko. Ten wypadek, do którego pojechaliśmy, to była ogromna tragedia. Było to coś, co na długo zostanie mi w pamięci.

Jak sobie radzić z takimi sytuacjami. Ogniomistrz Liwia Miś, jak zaznacza, jest osobą zadaniową.

- W momencie wysokiego stresu, skupiam się na tym, co muszę zrobić. Nie mówię, że wyłączam zupełnie emocje, nikt nie jest człowiekiem ze stali. Na szczęście nigdy nie przydarzyło mi się żadne takie zdarzenie, w którym byłoby poszkodowane dziecko - przyznaje. - To byłoby dla mnie szczególnie trudne. Empatia jednak jest potrzebna, nie można popaść zupełnie w rutynę, nie robić wszystkiego z automatu. Trzeba mieć serce, trzeba umieć spojrzeć ludzkim okiem na różne sytuacje. Czasami trzeba komuś udzielić wsparcia psychicznego, co nie jest łatwe, ale najważniejsze to wiedzieć, co należy zrobić.

Pani Liwia z mężem mają dwoje dzieci. Córeczka liczy 6 lat, syn ma 13.

- Syn też będzie strażakiem? - pytamy.

- Jest na etapie zastanawiania się, co by chciał w życiu robić, co go najbardziej interesuje. Nie chodzi też o to, by został strażakiem, bo my pracujemy w straży, bo wypada, bo taka tradycja. Nic z tych rzeczy - podkreśla mama.

Na "podziale bojowym" pracuje z jeszcze jedną koleżanką, z JRG 1 przy ulicy Pomorskiej w Bydgoszczy, a w administracji pracuje pięć kobiet. - Troszkę nas jest - mówi Liwia i dodaje, że wkrótce dołączy do nich kolejna strażaczka.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: "Strażak musi mieć serce". Ogniomistrz Liwia Miś opowiada o swojej służbie w JRG 2 w Bydgoszczy - Gazeta Pomorska