Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Starcie wagi ciężkiej. Sztangiści i menadżer kontra Temida

Małgorzata Oberlan
Małgorzata Oberlan
Z lewej strony: adwokat Weronika Król-Dybowska, obrońca menadżera, która w apelacji wytoczyła ciężkie działa...
Z lewej strony: adwokat Weronika Król-Dybowska, obrońca menadżera, która w apelacji wytoczyła ciężkie działa... Polska Press/pixabay
Kto na sumieniu ma cięższe grzechy? Żona znanego sztangisty i jego menadżer czy toruńska Temida? Pojedynek wagi ciężkiej trwa. Finał odbyć ma się w Sądzie Okręgowym w Toruniu.

Zobacz wideo: Dramatyczne dane dotyczące zgonów w Polsce

od 16 lat

Nie wiadomo już, co w całej tej historii szokuje bardziej. Fakt, że - jak uznał sąd pierwszej instancji - żona znanego w świecie sztangisty Adriana Z. wraz z jego menadżerem sportowym chciała oszukać ZUS na kilkadziesiąt tysięcy złotych, czy to, że wyrok w tej sprawie wydał sędzia, którego żona - pani prokurator - miała pracować nad śledztwem i oskarżeniem?

Kto jest kim w tej historii? Głośne nazwiska, duże pieniądze, afery w tle

Iwona Z. i menadżer Karol L. - tych dwoje Sąd Rejonowy w Toruniu uznał za winnych usiłowania oszustwa. Ciężarna kobieta miała zostać fikcyjnie zatrudniona w spółce sportowej tylko po to, by uzyskać z ZUS świadczenia: chorobowe i macierzyńskie. Winę obojga sąd potwierdził, ale postępowanie karne wobec nich warunkowo umorzył na rok próby.

Polecamy

Kim jest Iwona Z.? To była sztangistka pochodząca spod Ciechanowa, do tego atrakcyjna i charakterna kobieta. Kilka lat temu, gdy cała historia się zaczyna, nosiła jeszcze panieńskie nazwisko i była narzeczoną olimpijczyka Adriana Z. Dziś jest jego żoną, matką i... kobietą nieprawomocnie uznaną za winną próby oszustwa.

Adrian Z. to sztangista z Kujawsko-Pomorskiego o nazwisku głośnym z kilku powodów. Po pierwsze, to naprawdę utalentowany sportowiec, z wieloma sukcesami na koncie. Mistrz, olimpijczyk, walczak. Niestety, także bohater głośnej afery dopingowej w 2016 roku, która silnie odbiła się na jego karierze sportowej i wizerunku. I afera ta w sprawie także ma znaczenie...

Poznaj ciekawe grupy lokalne na Facebooku:

Karol L. to menadżer sportowy, który - rzekomo fikcyjnie - zatrudnił żonę sztangisty w swojej spółce. To znów postać znana w kraju, identycznie jak nazwa agencji, mającej niekwestionowane sukcesy na polu sportowego marketingu. Wśród klientów miała i ma największe tuzy biznesu (dość wspomnieć Eneę, Tauron, Lotto czy Tyskie), a wśród podopiecznych sportowców np. światowej klasy żużlowców. Sam Karol L. natomiast to szanowana postać w środowisku sportowym. Nie tylko jest prezesem wspomnianej agencji, ale prezesem jednego z ważniejszych klubów sportowych w Toruniu.

Zobacz koniecznie

Jak to było z tą pracą dla ciężarnej narzeczonej? Wersja sztangistów kontra ustalenia sądu

Jak w ogóle sprawa trafiła do sądu w Toruniu? Już to jest ciekawe. Otóż najpierw zawarcie umowy o pracę "dla pozoru" z Iwoną Z. przez agencję pana Karola odkrył ZUS. To on odmawiał jej świadczeń - macierzyńskiego i chorobowego. Kobieta się odwoływała, ale przegrywała w kolejnych instancjach. Ostateczne rozstrzygnięcie w tej sprawie zapadło w maju 2018 roku przed Sądem Apelacyjnym w Gdańsku - znów niekorzystne dla pani Iwony.

To jednak sprawy nie zakończyło. Wręcz przeciwnie! Żona sportowca znalazła się w zainteresowaniu prokuratury. Identycznie zresztą jak prezes agencji. Oboje zostali oskarżeni o usiłowanie oszustwa i stanęli przed sądem karnym.

Co ustalił sąd, a dokładniej sędzia Marek Tyciński? Najkrócej rzecz ujmując to, że pan Karol, po rozmowie ze sztangistą, którego był menadżerem, zatrudnił ciężarną panią Iwoną w charakterze handlowa. I że wiedział wówczas o ciąży kobiety. Pracy realnie pani Iwona nie wykonywała, a cała intryga miała na celu tylko oszukanie ZUS-u.

Warto przeczytać

Najpierw pani Z. poszła na chorobowe. Potem chciała skorzystać z zasiłku macierzyńskiego (urodziła we wrześniu 2016 roku, dwa miesiące przed terminem). Jak uznał sąd, łącznie wyłudzić chciała od ZUS kwotę 57 tysięcy 290 zł (3 tys. 883 zł chorobowego, 41 tys. 881 zł zasiłku macierzyńskiego i naliczenia składek emerytalno-rentowych do wysokości 11 tys. 525 zł).

Pieniędzy tych kobieta jednak nie dostała. ZUS odmówił świadczeń, bo szybko odkrył pozorowana umowę o pracę i fikcję zatrudnienia. Stąd też wyrok sądu uznaje kobietę i menadżera za winnych, ale nie dokonania oszustwa, tylko jego usiłowania.

- W momencie zawierania umowy oskarżeni wiedzieli, że oskarżona I. Z. jest w ciąży i że za kilka miesięcy będzie zapewne na zwolnieniu lekarskim, a następnie będzie przysługiwać jej urlop macierzyński. Oczywiście, nie jest niczym nagannym zatrudnianie kobiety w ciąży, jednak w niniejszej sprawie zatrudniono I. Z. jedynie dla celu objęcia ją ubezpieczeniem i uzyskania zasiłku macierzyńskiego. Przed zawarciem umowy o pracę nie pracowała, nie była objęta ubezpieczeniem, więc nie uzyskałaby zasiłku macierzyńskiego ani innych świadczeń - zaznaczył w uzasadnieniu wyroku sędzia Marek Tyciński.

Absolutnie z takim opisem sprawy nie zgadza się ani pani Iwona, ani jej mąż, ani menadżer sportowy. "Moja narzeczona miała wówczas, przed pracą w agencji (tu: nazwa) jakiś staż sportowy w klubie w Ciechanowie. Później przeprowadziła się do Mroczy i szukała pracy, chyba jeszcze studiowała. Po odbyciu stażu i praktyk zakończyła karierę sportową w podnoszeniu ciężarów. Po podjęciu decyzji o zakończeniu kariery, stwierdziła, że pójdzie do pracy. (...) Widziałem ogłoszenie Karola w social mediach o pracy. Spytałem go, na czym ta praca polega i czy moja narzeczona mogłaby się odezwać do niego w tej sprawie. Mówił, żeby przesłała CV lub skontaktowała się z nim. Mówiła, że będzie jeździć ewentualnie do klientów, pracowała w firmie. Chyba późną wiosną dowiedzieliśmy się o ciąży. Gdy szła na rozmowę rekrutacyjną nie wiedziałem jeszcze o ciąży" - tak zeznał w sprawie sztangista Adrian Z.

Co ważne w tej historii, sąd i obrońcy oskarżonych zgoła odmiennie ocenili zeznania świadków - pracowników agencji i klientów. Dla sądu fakt, że koledzy nader rzadko widzieli panią Iwonę w firmie, a do klientów wysłała tylko kilka maili, był dyskredytującym. Według obrońców jednak to zbyt dowolna ocena zeznań: handlowcy widują się biurach rzadko, bo taki jest charakter ich pracy.

Ciężkie działa wytoczone przez adwokatów. To Temida ma się wstydzić?

Ogłoszony kilka miesięcy temu pierwszy wyrok karny w tej sprawie wzburzył sztangistów i menadżera. Odwołał się od niego zarówno obrońca kobiety, jak i Karola L. Tym drugim jest znana w Toruniu pani adwokat - nie tylko z pracy prawniczej, ale i... telewizyjnego okienka. Większości torunian zresztą pewnie bardziej wciąż kojarzy się z roli spikerki lokalnej TV. I to właśnie ona - adwokat Weronika-Król Dybowska - w swojej apelacji wytoczyła naprawdę ciężkie działa.

Pierwszy powód wniesionego przez nią odwołania to tzw. "bezwzględna przesłanka odwoławcza". Zdaniem prawniczki orzekający sędzia Marek Tyciński powinien być z tej sprawy w ogóle wyłączony. Dlaczego? Bo w prokuraturze nad tą sprawą pracowała jego żona.

-Prowadzącym postępowanie była pani prokurator Kamila Maszerowska- Jachimowicz. Była ona jednak przez dłuższy czas nieobecna, a zastępowała ją w czynnościach, m.in. właśnie w tej sprawie pani prokurator Dorota Wysińska-Tycińska, małżonka sędziego wydającego skarżony przez nas wyrok. Trzeba tu podkreślić, że prowadząca prokurator Maszerowska-Jachimowicz dwukrotnie umarzała postępowanie z uwagi na brak danych dostatecznie uzasadniających podejrzenie popełnienie przestępstwa, które dopiero po tymczasowym jego przejęciu przez panią prokurator Wysińską-Tycińską doczekało się postawienia zarzutów oskarżonym, a następnie aktu oskarżenia. Stało się tak pomimo wcześniejszego dwukrotnego umorzenia, na podstawie tego samego materiału dowodowego, uzupełnionego jedynie o dowody, które były na korzyść oskarżonych - zaznacza adwokat Weronika Król-Dybowska.

Obrończyni menadżera cytuje szeroko linię orzeczniczą. Przytoczmy tylko uchwałę Sądu Najwyższego. "„Prokurator, który sporządził i podpisał akt oskarżenia, jest stroną w rozumieniu art. 30 § 1 pkt 2 k.p.k., choćby sam nie wniósł tego aktu oskarżenia i nie popierał go osobiście przed sądem.” (Uchwała SN z 20.12.1972 r.). W apelacji adwokat wnioskuje, by prokuratura przedstawiła sądowi precyzyjną informacje na temat tego, w jakim dokładnie okresie autorka aktu oskarżenia - prokurator Maszerowska-Jakichimowicz - była urlopowana i zastępowana przez żonę sędziego.

Kolejne argumenty obrońców Iwony Z. i Karola L. dotyczą dowodów, które - ich zdaniem - sąd pominął lub zbyt swobodnie ocenił. Chodzi o całkiem zeznania tych świadków, które przeczą po pierwsze temu, by szef firmy wiedziała ogóle o ciąży przyjmowanej do pracy kobiety, a po drugie - by ta miała pracować fikcyjnie. Innymi pominiętymi dowodami mają być według prawników także przelewy wypłat za pracę (wykonaną), a także oferty wysyłane przez Iwonę Z. potencjalnym klientom (w ramach świadczonej pracy).

Obrońcy nie godzą się też z tym, co sąd wywnioskował z zeznań pracowników firmy mówiących o rzadkim wydawaniu Iwony Z. Zdaniem pracowników, handlowcy po prostu rzadko się widują - taka jest specyfika ich pracy.

- Sąd przyjął, że w związku z tym, że oskarżona Iwona Z. widywana była jedynie kilkukrotnie w siedzibie firmy przez innych pracowników, to jej zatrudnienie było pozorne. Tymczasem w przedmiotowym okresie trwała zmiana siedziby firmy, o czym mówił oskarżony i zeznawali pracownicy. Poza tym, większość świadków podkreślała, że ich obowiązki z oskarżoną się nie pokrywały; sami rzadko bywali w firmie. Większość pracuje w terenie lub zdalnie i tak też -zdalnie - miała pracować oskarżona - zaznacza adwokat Weronika Król-Dybowska.

Co będzie dalej? Prawda ma wyjść na jaw na sali Sądu Okręgowego w Toruniu

Adwokat Król-Dybowska oczekuje, że prokuratura prześle sądowi informację o tym, w jakim okresie (obejmując postepowanie przygotowawcze) prokurator formalnie kierująca akt oskarżenia przebywała na urlopie lub zwolnieniu oraz czy prokuratorem zastępującym wówczas była wspomniana zona sędziego. Prośba o takie informacje rozpoczyna wniesioną apelację.

Apelacja do Sądu Okręgowego w Toruniu wpłynęła w październiku. Termin rozprawy odwoławczej nie został jeszcze wyznaczony - dowiadujemy się od Jarosława Szymczaka, asystenta rzecznika sądu. Wszyscy zainteresowani muszą zatem uzbroić się w cierpliwość. I jasnym jest już w tym momencie, że o prawdę i dobre imię walczą już nie tylko sztangiści wraz z menadżerem, ale i sama Temida.

WAŻNE. Z uzasadnienia wyroku karnego, wydanego przez Sąd Rejonowy w Toruniu:

*"Toruński sąd zaznaczył w uzasadnieniu, że ślady rzekomej pracy pani Z. są niewielkie. "Oskarżona tylko kilka razy była widziana przez innych pracowników spółki, z czego większość widziała ją pierwszego dnia jej pracy, I. Z. wystosowała tylko kilka ofert współpracy, nie ma dowodów na to, że spotykała się z przedsiębiorcami, z którymi współpraca miała zostać podjęta, którym miała zostać zaoferowana. W ocenie sądu, te kilka ofert, które miała złożyć I. Z. służyły tylko upozorowaniu przez nią faktu świadczenia pracy; były działaniem podjętym w celu wprowadzenia w błąd" - odnotował sąd.

WAŻNE. Z apelacji wniesionej przez obrońcę menadżera sportowego L.:

*" Sąd przyjął, że w związku z tym, że oskarżona widywana była jedynie kilkukrotnie w siedzibie firmy przez innych pracowników, jej zatrudnienie było pozorne. Sąd pominął przy tym, że w przedmiotowym okresie trwała zmiana siedziby firmy (o czym wyjaśniał oskarżony, ale także zeznawali świadkowie), a większość świadków podkreślała, że ich obowiązki z oskarżoną się nie pokrywały; sami rzadko bywali w firmie i większość pracuje w terenie lub zdalnie i tak też zdalnie miała pracować oskarżona".

*"Co więcej, w inkryminowanym okresie spółka (tu: nazwa agencji) była w szczycie sezonu i w trakcie przygotowań do wielu ważnych dla niej imprez. Wszyscy pracownicy zaangażowani byli w organizacje i nie mieli czasu bywać w siedzibie firmy a tym bardziej zwracać uwagi na czynności, pracę wykonywaną przez innych pracowników. Był to także okres szybkiego rozwoju spółki, który pozwalał, wbrew wnioskom Sądu meriti na zatrudnienie nowego pracownika, na warunkach takich, jak w przypadku Iwony Z. Nadto, była to przecież osoba wcześniej związana z branżą sportową, w której kierunku następował szybki rozwój spółki, w której zarząd pokładał wielkie nadzieje. Adrian Z. był wschodzącą gwiazdą swojej dyscypliny, wytypowany na igrzyska olimpijskie, który nawiązał już wówczas współpracę ze spółką. Narzeczona sportowca była idealnym materiałem na pracownika, który z kolei miał interes w jak najlepszym wypromowaniu (wraz ze spółką) Adriana Z. Była w związku z tym nie tylko osobą zaufaną dla spółki, ale także dającą gwarancję wyjątkowego zaangażowania w promowaniu właśnie tego sportowca."

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Starcie wagi ciężkiej. Sztangiści i menadżer kontra Temida - Nowości Dziennik Toruński