Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sprzęt i mundury to podstawa

Sławomir Bobbe
Sławomir Bobbe
Artur Niedźwiecki, Filip Rezner i Łukasz Schroeder w czasie Jarmarku Cysterskiego wystawili „rosyjski” posterunek sił pokojowych
Artur Niedźwiecki, Filip Rezner i Łukasz Schroeder w czasie Jarmarku Cysterskiego wystawili „rosyjski” posterunek sił pokojowych Sławomir Bobbe
Odwiedzający w weekend Jarmark Cysterski mogli zobaczyć niewielki oddział „rosyjskich” żołnierzy. Obok stanowisko usypane z worków z piaskiem, znak stopu i tabliczkę z napisem „Tbilisi - 66 km”.

Oddział budził zainteresowanie i niemałe zdziwienie. Rosjanie? Ukraińcy? O co tu chodzi - zastanawiali się goście Jarmarku.
- Ludzie patrzą i mówią „Ukraina” - mówimy - panie, jaka Ukraina jak tu Tbilisi, więc Gruzja raczej - potwierdza wątpliwości widzów Łukasz Schroeder, bydgoski student prawa na toruńskim UMK, jeden z wartowników.
Tymczasem do Koronowa przyjechała jedyna w Polsce, zaledwie czteroosobowa grupa rekonstrukcyjna, która przedstawia rosyjskie wojska pokojowe, które pojawiły się na granicy z Gruzją w roku 2008.
- Pomysł zrodził się z 4 lata temu. Zaczynaliśmy w air sofcie (repliki broni palnej strzelające zwykle kulkami - red.), robiliśmy luźną stylizację na wojska rosyjskie, ale stwierdziliśmy, że warto pójść dalej. Przyjęliśmy, że Gruzja z roku 2008 to dobry czas do rekonstrukcji - opowiada Łukasz Schroeder.
- 2 sierpnia będziemy obchodzić drugą rocznicę naszej działalności. Rok temu mieliśmy jeszcze drewniane rury do znaków ostrzegawczych, jakieś śmieszne worki, w ogóle śmiesznie to wyglądało. Za rok mamy nadzieję na zorganizowanie namiotu, a w przyszłości chcemy mieć jakiś pojazd, może BRDM albo Ural - planuje Artur Niedźwiecki, „w cywilu” pracownik marketingu bydgoskiego lotniska.
Bo sprzęt i umundurowanie to dla rekonstruktora kwestia podstawowa. I zwykle najtrudniejsza do zorganizowania.
- Zdobycie sprzętu z 2008 graniczy z niemożliwością. Ta nasza 76. Dywizja Desantowo-Szturmowa to najpierw szturmowała, potem została w siłach pokojowych. Wtedy wymienili uzbrojenie, kamizelki, hełmy ale ciężko dorwać takie rzeczy. Czasami pomagają kontakty z Rosjanami, czasem kontakty z Facebooka, a niekiedy coś można dostać w sklepach. Większość to rzeczy z drugiej ręki, a o cenach nawet lepiej nie mówić - twierdzi Łukasz Schroeder.
- Złożenie przeciętnej sylwetki to jakieś 3,5 tysiąca złotych, oczywiście bez broni - dodaje Artur Niedźwiecki.
Ale umundurowanie udało się oddziałowi jakoś skompletować. Żołnierze mają na sobie hełm 6B7, pod spodem letnią czapkę typu keti, kamizelkę balistyczną 6B23 z wkładami kevlarowymi i stalowymi (waży 9 kg), kamizelkę oporządzeniową , bagnet 6H4, manierkę (tu było łatwo, bo jej wzór od czasów wojennych nie został zmieniony), ładownicę parcianą czterokomorową do AK-74 (też w użyciu od czasów sowieckich). Cały mundur wykonany jest w kamuflażu flora. Całości towarzyszy podkoszulek w biało-błękitne pasy znany raczej z filmów o rosyjskich marynarzach.
- Rzecz się wywodzi z tego, że desantowcy mieli ćwiczenia z marynarką wojenną i w ramach zasług i szacunku dla nich marynarze dali im te koszulki po pierwszym wykonanym do wody skoku. Przyjęło się, że biało-błękitne to koszulki wojsk desantowych, a granatow-białe są w w marynarce - opowiada Łukasz Schroeder.
Panowie przyznają, że ze względu na konflikt na Ukrainie, nie zawsze ich obecność spotyka się ze zrozumieniem.
- Ludzie mylą politykę z rekonstrukcją. Podobny problem mają koledzy, którzy rekonstruują jednostki SS czy Wehrmachtu. To, co robimy, to kawałek historii, nikt z nas nie całuje zdjęcia Putina przed spaniem - żartuje Artur Niedźwiecki.
- Tydzień temu spotkałem pana z pułku powietrzno-desantowego, naszego spadochroniarza i miło się rozmawiało. Powiedział, że fajnie, że to robimy bo pokazujemy coś, czego nie widać - mówi Łukasz Schroeder. - Jednak gdy byliśmy w Kutnie przyszedł jakiś dziennikarzyna ze szkoły medialnej z Torunia i zapytał czy jestem pachołkiem Putina i Moskwy, nie bardzo kontaktowałem o co mu chodzi, ale odpowiedziałem „nie”. Pytał czy całuję zdjęcie Stalina i dziękuje mu za Katyń. Na szczęście nasz odbiór jest raczej pozytywny.
Może łatwiej wziąć się po prostu za czerwonoarmistów? - Może i łatwiej, ale nie chodzi o to, by robić coś łatwiejszego, ale ciekawego. Bierzemy udział w inscenizacjach drugowojennych, mamy znajomych, którzy udostępniają nam pełne umundurowanie. Temat się rozwija, bo którego rekonstruktora by nie zapytać, to nigdy nie kończy się na jednej sylwetce. Jak ktoś połknie bakcyla, to trudno potem się powstrzymać. Sylwetkę składa się przez lata, nie da się tego kupić naraz. Niektórzy myślą, że jak mają pieniądze to jest możliwe, ale nie dadzą rady. Potrzeba minimum roku, by złożyć wszystko w całość. Takie hełmy, jakie mamy, rynek wypuszcza... jeden na rok
- mówi Łukasz Schroder.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!