<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/warta_ryszard.jpg" >Było spokojniej niż zeszłego sylwestra - to zdanie powtarzało się do znudzenia w większości noworocznych serwisów informacyjnych. Rzeczywiście. Na gigantycznych zabawach miejskich w Krakowie i Wrocławiu, a także na tych mniejszych, kilkutysięcznych zbiorowych oblewaniach szampanem, które zorganizowano w większości polskich miast, odsetek poranionych petardami, pobitych, okradzionych i upitych do nieprzytomności był szczęśliwie niższy niż rok temu.
Tyle statystyka. Tych jednak, którzy zechcieli poznać szczegóły, czekał szybki powrót ze słodkiej posylwestrowej drzemki do okrutnej rzeczywistości. W Trzciance zginął nastolatek majstrujący przy petardzie, w Szczecinie pijany kierowca zabił dwóch pasażerów swego audi. Jednak do najbardziej wstrząsającej tragedii doszło w Żychlinie pod Kutnem, gdzie gaz zabił całą sześcioosobową rodzinę: dwójkę dzieci, ich rodziców i dziadków. Po południu dotarła z Francji wiadomość o śmierci trzech mężczyzn, którzy spłonęli w pożarze łodzi zacumowanej na Sekwanie, na peryferiach Paryża. Według wstępnych ustaleń, ofiary to najprawdopodobniej bezdomni Polacy zamieszkujący na jachcie na dziko.
Obie tragedie łączy jedno - cień polskiej biedy. Dom, w którym doszło do zatrucia, wygląda tak, jakby zaraz sam się miał zawalić. Każdej zimy powtarza się ten sam schemat: jakaś nieremontowana od lat rudera, jakiś staroświecki piecyk, jakaś sztukowana domowym sposobem instalacja i cicha śmierć. Wypadek pod Kutnem przypomina, że polska bieda potrafi zabić. Wypadek pod Paryżem to jeszcze jeden dowód, że nie tylko w Polsce zbiera swe żniwo.