Maciej Witkiewicz - bas-baryton, prowadzi klasę śpiewu w bydgoskiej Akademii Muzycznej, wnuk stryjeczny Stanisława Ignacego Witkiewicza.
<!** Image 2 align=none alt="Image 163059" >
Jak długo jest Pan związany
z bydgoską akademią?
Od kilkunastu lat. Emocjonalnie z Bydgoszczą jestem związany od 1972 roku, wtedy po raz pierwszy koncertowałem w Filharmonii Pomorskiej
Prowadzi Pan klasę śpiewu...
Prowadziłem też autorskie spektakle muzyczne, jestem ostatnio „mediatorem” zajęć aktorskich na naszym wydziale, sam natomiast prowadzę zajęcia z dykcji dla wokalistów.
Znak zodiaku?
Bliźnięta, z trzema szóstkami w dacie - naznaczony jestem diabelskim piętnem.
Dostrzega Pan u siebie jakieś wady?
Mnóstwo...
A zalety?
Nie myślę o nich.
Ale lubi Pan siebie?
Tak - to najlepsza metoda, by pozostać optymistą.
<!** reklama>
Gdzie znajduje się Pana dom rodzinny?
Urodziłem się w Jezierniku na Żuławach. Potem było Zakopane
i Warszawa, z którą się budowałem
i mieszkam tam do dziś.
Czy w domu panował kult Witkacego?
Nie, to były czasy stalinowskie i nie mogłem się przyznawać do koligacji z Witkacym.
Kiedy się Pan sprowadził do stolicy?
Mając trzy lata, ale nie jest ona moim ukochanym miejscem. Ciągnie mnie jednak na wieś i to w kierunku morza. Wędrowałem po różnych miastach - kilka lat mieszkałem w Krakowie, potem sześć lat we Wrocławiu.
Kto odkrył u Pana talent muzyczny?
Talent muzyczny odkrył się sam, przez przypadek. Moja mama grała na skrzypcach. W naszym dworze na Żmudzi odbywały się prawykonania moniuszkowskie. Kiedyś wziąłem do ręki skrzypce i zacząłem na nich grać, dość wiernie odgrywając zadane melodie. I tak w wieku 5-6 lat zacząłem naukę gry na skrzypcach, potem rozwijałem zainteresowania plastyczne, studiowałem na ASP, ale wróciłem do muzyki.
Czy był taki moment, kiedy trzeba było wybierać między plastyką
a muzyką.
To była jedna noc, kiedy musiałem wszystko przewartościować
i wybrałem muzykę. Muszę się pochwalić, że wszystko zaczęło się od Warszawskich Jesieni. Mam na swoim koncie około 50 prawykonań polskich kompozytorów. Muzyka współczesna działała na moją wyobraźnię plastyczną. Zresztą Witkacy podobnie miał pełne wykształcenie muzyczne.
W którym momencie zainteresował się Pan postacią Witkacego?
Jego rodzinę miałem na co dzień. Opowiadano mi o nim jako kochanym bracie stryjecznym, bardzo ciepłym, uczynnym człowieku.
Do Bydgoszczy na początku ściągał Pana dyrektor Szwalbe, potem los rzucił Pana do Akademii Muzycznej.
Upominały się uczelnie we Wrocławiu i Krakowie, na końcu profesor Rymarczyk zaufała mi i tak tu się znalazłem i świetnie się tu czuję.
Czy jest coś, czego nie zdążył Pan w swoim artystycznym życiu jeszcze zrobić?
Życie jest krótkie, ale nie mam wielkich potrzeb. Żeby robić karierę, trzeba być bezwzględnym, iść po trupach. Coś za coś.
Czy słucha Pan innej muzyki niż klasyczna?
Słucham każdej muzyki. Ostatnio słucham nagrań córki, która ma piękny głos operowy, a śpiewa pop, jazz
i reggae...