Sprawa powstania w Bydgoszczy spalarni zwłok po protestach mieszkańców trafiła do Samorządowego Kolegium Odwoławczego. To przekazało ją do rozpatrzenia... prezydentowi Inowrocławia.
Zmieniły się jednak przepisy i sprawa powstania spalarni może nabrać tempa, bo bydgoski ratusz, do którego sprawa wróciła, ma już właściwie przygotowaną decyzję środowiskową dla upatrzonej wcześniej działki przy ulicy Wiślanej. - Musimy tylko jeszcze raz przebić się przez ścieżkę administracyjną - mówi wiceprezydent Bolesław Grygorewicz. - Nie rezygnujemy z ulicy Wiślanej, to dobra lokalizacja. Namawiamy mieszkańców na wyjazdy do Poznania czy Gdańska, żeby zobaczyli, jak działa spalarnia. Nie jesteśmy doktrynerami, ale musimy patrzeć na przyszłość miasta z innej perspektywy.
<!** reklama>A perspektywa jest taka, że nie będzie komu dbać o groby. - Młodzi wyjeżdżają za granicę. A kolumbarium jest łatwiejsze i tańsze w utrzymaniu. Kolejne, potężne dla miasta koszty to wywóz i składowanie odpadów z cmentarzy. Dotkliwy jest także brak miejsc na nekropoliach - mówi wiceprezydent.
Wszystko to powoduje, że spalarnia zwłok zaczyna być dla miasta inwestycją z kategorii „być albo nie być”. - Myśleliśmy, że temat jest zamknięty - mówi Elżbieta Kossakowska, jedna z protestujących bydgoszczanek z ulicy Wiślanej. Podkreśla, że ludzie nie są przeciwni powstaniu spalarni, a jedynie nie zgadzaja się na umiejscowienie jej pod oknami. - Pierwsza sprawa to emocje, które budzi taka „instytucja”. Druga to kwestie bezpieczeństwa - nigdy nie wiadomo, co się może stać w przypadku awarii. Trzecia to komunikacja - jeśli będą tu spopielane zwłoki z całej Polski północnej, to w ogóle nie wyjedziemy na ulicę Fordońską.
- Do tematu spalarni trzeba będzie kiedyś wrócić, bo jak przyjdzie czas i na nas, może się okazać, że miejsca na cmentarzach są już zapełnione... - mówi Jan Bauer, przewodniczący Rady Osiedla Siernieczek.(BOB)