Takiego wichru mieszkańcy Kruszwicy dawno nie widzieli. Piekielnie wzburzona woda, a na środku drewniana łódeczka z silnikiem. Pociemniało, zagrzmiało. To był moment...
Woprowcy mówią, że mężczyźni zaatakowani przez żywioł starli się ze szkwałem, czyli z gwałtownym wiatrem. - Byli doświadczonymi wodniakami - słyszymy od ratownika z kruszwickiego pogotowia wodnego. - Panowie w wielu około 50 lat. Właściciel łodzi to motorowodniak, doskonale znający okolicę.<!** reklama>
Dwóch z nich od razu wpadło pod wodę, trzeci kurczowo trzymał się kierownicy i szyby przy kokpicie, co uratowało mu życie. Strażacy i ratownicy WOPR tuż po ustaniu nawałnicy rozpoczęli poszukiwania zaginionych. Do akcji włączyli się płetwonurkowie Straży Pożarnej z Bydgoszczy. Jednego z mężczyzn znaleziono wczoraj po godzinie 11. Nadal poszukiwane jest ciało drugiego.
W akcji przeszkadza pogoda. Wczoraj około godz. 14-15 trzeba było przerwać poszukiwania i przeczekać burzę z silnymi wyładowaniami. Po burzy znowu do wody.
Państwowa Straż Pożarna, Państwowa Straż Rybacka, dziesięciu ochotników z WOPR, OSP Kruszwica, policja - wszyscy dwoją się i troją. - Zmniejszyliśmy nieco obszar poszukiwań, teraz wnikliwie badamy około 100 metrów. Po znalezieniu pierwszego ciała uznaliśmy, że wytypowaliśmy dobre miejsce i tego obszaru będziemy się trzymać.
W pobliskim hangarze stoi łódka, z której wypadli wypoczywający mężczyźni. Nie można jej sfotografować, bo to prokuratorski dowód. Wiadomo tylko, że łódź ma uszkodzoną kierownicę, która ponoć już wcześniej była posklejana taśmą izolacyjną. - Pływanie takim sprzętem po wzburzonym jeziorze, moim zdaniem, jest ryzykiem - zauważa Maciej Banachowski z WOPR Kruszwica. - To drewniana łódź z zaburtowym silnikiem... Kapoków panowie na sobie nie mieli, czy zabrali je ze sobą na wyprawę, tego nie wiemy - dodaje.
Gopło nie jest ulubionym jeziorem płetwonurków. Ratownicy penetrujący dno podkreślają, że mają niełatwe zadanie. - Widoczność jest praktycznie zerowa. To bardzo zamulone jezioro. Mamy jednak specjalne metody poszukiwania ciał pod wodą. Wyznaczamy sobie punkty orientacyjne, korzystamy z linek naprowadzających, z bojek, ciężarków. Bardzo ważne jest wyznaczenie terenu poszukiwania, który później konsekwentnie trzeba spenetrować - podkreśla Roman Berent, kierownik robót nurkowych PSP Bydgoszcz, płetwonurek od 1986 roku.
Ratownicy są już po obiedzie. Przebierają się w swoim strażackim wozie, zaparkowanym tuż pod Mysią Wieżą. Ładują butle z tlenem, po siedem kilo ołowiu na każdego, piankę, buty...
Średnia głębokość Gopła wynosi około 5 metrów. W najgłębszym miejscu ten polodowcowy zbiornik może mieć nawet 16 metrów. Teoretycznie do przeszukania jest około 2 tys. hektarów, wiadomo jednak, że łódź wywróciła się w okolicy wsi Gocanowo. Tam trzeba płynąć.
Po południu ratownicy wypłynęli na jezioro ze specjalnymi hakami. - To haki do trałowania - wskazują na sprzęt woprowcy. - Dwie łodzie płyną obok siebie w odległości około 1,5 metra, między nimi rozciągnięte są te właśnie kotwice. Wiemy, że druga z ofiar miała na sobie tylko kąpielówki. Może uda się nam za ten kawałek odzieży zahaczyć.
Około 17 na Gople cisza. W oddali, w płytkiej wodzie brodzą w woderach ratownicy. Wciąż nikogo nie znaleźli...
