Na nagraniach z monitoringu „Dream Clubu” rzekomo widać było niewiele, a już na pewno nie dało się na nich dostrzec niczego, co przybliżyłoby przebieg zdarzeń w sopockim klubie z udziałem poszukiwanej nastolatki.
„Monitoring był bez zarzutu. Dziwią mnie informacje o słabej jakości nagrań”
Marcin T., ówczesny właściciel „Dream Clubu”, dziś oskarżony w aferze dot. wykorzystywania seksualnego małoletnich dziewczyn, pytany o jakość działających tam kamer, powiedział w rozmowie z portalem i.pl:
– W „Dream Clubie” był dobry monitoring. Kiedy imprezowicz wracał następnego dnia obejrzeć nagrania, bo na przykład zostawił tu portfel czy kurtkę, odtwarzano mu je w obecności menadżera i wszystko było na nich widać. Podobnie było z policją, która czasami sprawdzała, czy ktoś nie rozprowadza narkotyków i korzystała przy tym z naszych nagrań. W całym klubie było tych kamer kilkanaście i każdy zakamarek klubu był „okamerowany”.
– Nie była to na pewno technologia, jaką kluby dysponują dziś, ale w zupełności wystarczająca. Stąd dziwię się pogłoskom o słabej jakości nagrań – przyznał. O marnej jakości nagrań mówili m.in. znajomi Iwony, którzy później wielokrotnie mieli je przeglądać.
Policja i prokuratura nie wypowiadają się na ten temat, zasłaniając się standardowo dobrem śledztwa. Jak zatem było – nagrania z monitoringu były wyraźne czy nie?
Czy doszło do uszkodzenia zapisu z monitoringu?
Paweł P., kolega Iwony Wieczorek, który bawił się z nią i resztą towarzystwa w nocy z 16 na 17 lipca 2010 roku, najpierw na działkach, potem m.in. w „Dream Clubie”, miał wybrać się następnego dnia z rana do Wojciecha Sz., ps. Bolo, selekcjonera w klubie. Przeglądał z nim nagrania z monitoringu z 17 lipca 2010 i zgodnie z oficjalnie podanym powodem – chciał ustalić, o której dokładnie z klubu wyszła Iwona i o której opuściło go całe towarzystwo.
W posiadaniu jakich nagrań jest zatem dziś policja i prokuratura? Czy jest możliwe, że doszło do uszkodzenia zapisów z „Dream Clubu” w trakcie ich zgrywania, a może celowego pogorszenia ich jakości? Ślady po usunięciu zapisów byłyby łatwe do zidentyfikowania, ale ingerencja w ich jakość już niekoniecznie.
Zapytaliśmy policjanta, zajmującego się na co dzień cyfrową obróbką nagrań, co sądzi o możliwości uszkodzenia zapisów, przez co te przestały spełniać swoją funkcję dowodową w sprawie. Ekspert, pomijając celowe działanie, uznał, że mogło dojść do trzech wariantów zdarzeń.
– Kopia z kopii już może nie być tak dobra. Może też ktoś to zgrywanie monitoringu zrobił na „odczep się”. Inna kwestia dotyczy przechowywanie tych nagrań. Może ktoś położył je w polu magnetycznym, oddziałującym na jakość – przyznał policjant.
– Trudno mi sobie wyobrazić, że kolega zaginionej gdańszczanki przeglądał i manipulował przy tych nagraniach. Musiałby mieć w tym zakresie umiejętności – dodał.
Brak zapisów z monitoringów osiedli Iwony i jej kolegi
Jednak w tym kontekście powraca pytanie, po co Paweł P. w ogóle przegląda te nagrania?
Nagrania z innego monitoringu stały się pewnego rodzaju alibi kolegi zaginionej nastolatki. Chodzi o monitoring, który znajduje się na bloku dziadków, gdzie po imprezie miał nocować Paweł P. Dopytywany o to, czy nie wyszedł przez okno z tego mieszkania, bronił się, mówiąc że przecież jest nagranie, na którym zostałby utrwalony.
O monitoring z 2010 roku spytaliśmy w administracji spółdzielni mieszkaniowej.
– Niemal na pewno nagrania do sprawy Iwony Wieczorek nie były zabezpieczane. Wiem, bo się tą sprawą interesowałem i jakiegoś większego zabezpieczenia policyjnego sobie nie przypominam, a policja musiałaby zabezpieczyć więcej niż jedną kamerę. Było ich przecież kilka - stwierdził pracownik spółdzielni.
Monitoring, jak dodał nasz rozmówca, nadpisywał się po dwóch tygodniach. Tyle czasu miała wówczas policja, aby go zabezpieczyć i jednoznacznie stwierdzić, czy Paweł P. po powrocie do domu przed 4:00 nad ranem nie wychodził z mieszkania dziadków.
Jeśli przyjąć relację pracownika spółdzielni za pewnik, żadnych nagrań z osiedla dziadków Pawła nie ma. Podobnie zresztą jak i z osiedla Iwony Wieczorek.

mm