Kasjerów ponoć brakuje w całej Polsce i nawet kolejne informacje o podwyżkach płac nie wpływają na ich rekrutację. Mimo że pensja kasjera bliska już jest pensji adiunkta na wyższej uczelni, ludzie do tej roboty wciąż się nie garną.
Płonna, przynajmniej na razie, okazała się też nadzieja, że sytuację w sklepach poprawią kasy samoobsługowe. Owszem, zauważyć można, że coraz więcej osób z nich korzysta i radzi sobie z obsługą coraz lepiej, ale nie zawsze wpływa to na rzeczywiste przyspieszenie tempa zapłaty za towar. Przekonałem się o tym na dzień przed sylwestrem, gdy w pobliskim przybytku na literę „B” widząc sznur ludzi do zwykłych kas i mając tylko trzy produkty w koszyku, wybrałem kasę samoobsługową. Niestety, postałem przy niej dłużej niż gdybym czekał na obsługę kasjerki. A to za sprawą sylwestrowego napitku, który nawet w samoobsługowej kasie zaakceptować musi żywa dusza, której wokół długo nie było.
Nie mogą sobie w tej „B” zamontować skanera dowodu osobistego, który automatycznie otwierałby dostęp do procentów?
