- Potrzebujemy prawie 300 tysięcy na remont budynku przy placu Kościeleckich. O ile mamy tu dalej działać - mówi Maria Sobczak, dyrektorka Wojewódzkiego Ośrodka Kultury.
<!** Image 2 align=right alt="Image 41907" sub="Nauka języka angielskiego to dla seniorów niebywała atrakcja. Na ciasnotę się nie skarżą i może dlatego, nikt o zapewnienie im godziwych warunków specjalnie nie zabiega">Kto za to zapłaci? Jak nieoficjalnie mówi się w Urzędzie Marszałkowskim, być może w przyszłości to miasto będzie po części płacić na działalność i remont siedziby ośrodka. Prawdopodobnie zmieni się także jego struktura. - Razem z prezydentem Konstantym Dombrowiczem przeanalizujemy zasady działania i zakres funkcjonowania WOK - mówi Piotr Całbecki, marszałek województwa. - Zastanowimy się także nad statutem instytucji. Jeśli chodzi o przydział pieniędzy, możliwe są przecież korekty w gotowym budżecie. Seniorzy napisali do mnie list i ja nie pozostanę głuchy na ich prośby. Szanuję tych ludzi.
Na wykłady do urzędu
<!** reklama left>Tymczasem podopieczni WOK wciąż mają do wyboru kilka małych salek na ponad 600 metrach. Rehabilitują się w małym pomieszczeniu, karimaty rozkładają na sfatygowanej wykładzinie, zamiast przy drabinkach ćwiczą przy krzesłach. Dla studentów Uniwersytetu Trzeciego Wieku miejsca przy placu Kościeleckich nie ma wcale. Wykłady odbywają się w sali Urzędu Wojewódzkiego. Tylko tam zmieści się bowiem około 800 słuchaczy. Większe imprezy organizowane są w sali Teatru Polskiego, Pałacu Młodzieży. To kosztuje. - Duże, ogólnopolskie spotkanie, które trwa cztery dni, to koszt prawie 5 tysięcy. Nawet jeśli zawrzemy z instytucją umowę partnerską, musimy przecież zwrócić pieniądze za ogrzewanie, energię, pracę ludzi - mówi Maria Sobczak.
Budynek Wojewódzkiego Ośrodka Kultury ma prawie sto lat. To zabytek, z którego utrzymaniem jest masa kłopotów. Po intensywnych ulewach woda w piwnicy sięgała dwóch metrów. Okna nigdy nie były wymieniane.
Po budynku hula wiatr
- Sześćdziesiąt sześć podwójnych, drewnianych framug składa się, niestety, głównie ze szpar - mówi nasza rozmówczyni. - Okna są niewymiarowe, z półkolami. Ich wymiana to ogromny koszt, ale coś trzeba zrobić, bo po budynku hula wiatr. Na szczęście, nie ma srogiej zimy, ale i tak nie uda się oszczędzać na cieple z powodu takich dziur. W najgorszym wypadku chcielibyśmy odnowić 100-metrową salę na parterze. Pomieści się tam zaledwie kilkadziesiąt osób. Dobre i to. Remont takiego pomieszczenia to wydatek ponad 100 tysięcy złotych. Nie wiem, co z nami będzie. Z tego, co widać, atrakcyjne budynki w Bydgoszczy już „się skończyły”. Może bardziej opłacałoby się zbudować coś nowego, niż łatać stare za wielkie pieniądze.