https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ryszard, którego nigdy nie ma się dość

Ta muzyka porywa tak bardzo, że cztery godziny mijają, jak pstryknięcie palcem. Doskonała reżyseria, przemyślana obsada. Czegóż więcej chcieć?

Ta muzyka porywa tak bardzo, że cztery godziny mijają, jak pstryknięcie palcem. Doskonała reżyseria, przemyślana obsada. Czegóż więcej chcieć?

<!** Image 2 align=right alt="Image 118199" >Za „Tannhausera” dziękuję bardzo teatrowi poznańskiemu. Przede wszystkim wdzięczna jestem, że dzieło największego z Ryszardów, potraktowane zostało tak mądrze oszczędnie i to zarówno pod względem rozwiązań scenicznych, jak i scenografii. Nie oszczędzono za to artystów. Tytułowy bohater początkowo wzbudził mój niepokój. Czy on czasem nie szarżuje swoim wielkim głosem? Czy czasem tenor przeszczepiony na nasz grunt z Ameryki , Mark Duffin, nie balansuje na krawędziach tonacji? Wszak Wagner napisał mu piekielnie trudną partię. Proszę pomyśleć, na oko, prawie trzy godziny śpiewania i to konkretnego, bo w „Tannhauserze” nie ma czasu na oddech. A emocje? Tu nie sposób zachować kamienną twarz, stoicki spokój ruchów. Na klęczkach, na leżąco głos pracuje na najwyższych obrotach uczuć od miłości, po rozpacz, wściekłość, dramat.

<!** reklama>I znów opera o mężczyznach i o ich niewątpliwym talencie komplikowania kobietom i sobie też życia. Tannhauser, czyli Henryk, zamiast snuć szczęśliwy żywot u boku pięknej i młodej, a w dodatku dziewicy Elżbiety (doskonała Agnieszka Hauzer, ponoć świeżo po debiucie), wybiera rozpustę w grocie Wenus, z ową Wenus. Czego on tam nie doznał… A ukochana Elizabet czeka i myśli, że narzeczony penetruje obce krainy. Jakie to życiowe... A że mężczyźni są, jacy są, rozkosz piekielna też im się w końcu nudzi, bo ile można siedzieć, a raczej leżeć u boku, jednej, tak, tylko jednej, kobiety, choćby to nawet była bogini. Henryk informuje zatem Wenus, że wraca do domu, że ma dość wiecznej radości, że chce pocierpieć trochę na ziemi. Furia Wenus, mistrzowsko zagrana przez Katarzynę Hołysz ( tę samą, która w „Wolnym strzelcu” jako Agata nie wkomponowała się w duet z niezbyt dopasowanym wizualnie i głosowo partnerem) to popis czystej, kobiecej wściekłości. Tu, u Wagnera, Hołysz jest boska, wreszcie jej głos znalazł godną siebie partię wokalną. Oczarowała mnie, powiem szczerze, swoją kobiecością na scenie, swoją autentyczną wizją kobiety porzuconej. Lecz stało się. Henryk – Heinrich wraca do rzeczywistości, spotyka kolegów – brawa dla tych panów, dla zasłużonych śpiewaków, śpiewaków z wielką klasą (ich nazwiska wymienię niżej w ramce, bo na to zasłużyli ). Wraca, ale nie na długo. Żeby zmyć hańbę, odpokutować hulanki z Wenus trzeba iść do Rzymu, po rozgrzeszenie. Papież grzechów Henrykowi nie odpuszcza. Ekskomunikowany nieszczęśnik jako żebrak tuła się po świecie. Dopiero śmierć narzeczonej Elżbiety zjednuje mu niebo. I znów kobieta musi złożyć siebie w ofierze, by oczyścić hultaja z win nagromadzonych u boku innej kobiety. Czy libreciści muszą być aż tak dobrymi psychologami i obserwatorami życia?

Wagner i jego upodobanie do instrumentów dętych i drewnianych i blaszanych, Wagner ze swoją muzyczną przenikliwością, z emocjami ukrytymi w smyczkach, z dramatem zaklętym w obojach... Mniejsza o poglądy mistrza niemieckiej opery, które, jak słusznie zauważył Sławomir Pietras, poszły do grobu razem z ciałem kompozytora. Nie dziwi fakt, że pod geniusz Wagnera podszywali się geniusze zła, naziści. Firmować się przecież chcieli najlepszym z najlepszych. Apel do szanownych panów, którzy operę omijają szerokim lukiem, albo, jak kto woli kręgiem. Kochacie kino wojenne. Polecam powtórkę z „Czasu apokalipsy”. Z pewnością robi na was wrażenie muzyka puszczana z helikopterów. To „Walkirie” Wagnera. Podobnych „hitów”, Rysiek (a wszystkie Ryśki to fajne chłopaki) natrzaskał, co nie miara. A więc do opery, do fonoteki, do Empiku. Naprawdę warto.

Wolfram: Adam Szerszeń, Hermann :Dariusz Niemirowicz, Biterolf: Andrzej Ogórkiewicz Walter: Karol Bochański, Heinrich: Bartłomiej Szczeszek, Reinmar: Paweł Myszkowski, Pasterz: Natalia Puczniewska. Dyryguje Eraldo Salmieri. Jest jeszcze świetny chór i balet

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski