Rozmowa z RAFAŁEM BRUSKIM, prezydentem Bydgoszczy,
o kontaktach z Toruniem i współpracy z Urzędem Marszałkowskim.
Czy nowy prezydent Bydgoszczy oznacza nowe otwarcie w relacjach Torunia z Bydgoszczą? Za Pana poprzednika było różnie. Najpierw wydawały się bardzo poprawne, ale gdzieś od roku klimat zaczął się wyraźnie psuć.
Zawsze miałem dobre relacje z prezydentem Torunia. Michał Zaleski był jedyną osobą z Torunia, która złożyła mi gratulacje po wyborze na prezydenta. To pewien symbol. To są dwa różne miasta. Każde ma swoją ścieżkę rozwoju, ale są obszary wspólnego działania. I będziemy współdziałać zwłaszcza tam, gdzie na zasadzie wartości dodanej jeden plus jeden będzie więcej niż dwa. Nie ma we mnie wrogości wobec Torunia i jego mieszkańców, którą niektórzy mi przypisują. Był u mnie niedawno marszałek Piotr Całbecki i tłumaczyłem mu, jak jest postrzegany przez bydgoszczan. Kluczem jest zaufanie. Niczego nie da się zrobić na siłę. Można się ożenić dla pieniędzy, dla kariery, ale jeśli związek ma być trwały, to trzeba go oprzeć na zaufaniu. Dopóki będzie go brakowało, to patrzenie bydgoszczan w kierunku pięknego Torunia będzie sztuczne, wymuszane przez tych, którzy sprawują władzę.
<!** reklama>
Z danych Urzędu Marszałkowskiego wynika, że w podziale pieniędzy pomiędzy Bydgoszcz i Toruń nie ma żadnej wielkiej dysproporcji. Do zarzutów o to rzekome faworyzowanie Torunia sceptycznie odnosi się wicemarszałek Edward Hartwich, który przecież jest z Bydgoszczy.
**Tak, ale wybrał go sobie marszałek Całbecki. W Bydgoszczy nie ma także zaufania do wicemarszałka Hartwicha.
Czy to nie jest tak, że ktokolwiek z Bydgoszczy byłby w Urzędzie Marszałkowskim w Toruniu, to i tak byłby traktowany nieufnie?
Był wicemarszałek Włodzisław Giziński. Potrafił mówić prawdę, dociekać prawdy i oczekiwać przejrzystości. No i szybko został odwołany. Prawdę da się wyliczyć. Wiem to jako ekonomista. Wszystkie dane ma Urząd Marszałkowski. Co powinien zrobić marszałek? Wyłożyć wszystko na stół. Jeśli nierówne traktowanie jest mitem, to bym przygotował dane, opublikował i miałbym święty spokój. To powiedziałem marszałkowi. Nie robi tego. Widać ma coś do ukrycia.
Z materiałów UM wynika, że z budżetu województwa, w tym w ramach RPO, przekazano Bydgoszczy 1,3 mld zł, Toruniowi - 999 mln zł. To wypada 4643 zł na mieszkańca Bydgoszczy i 4800 zł - Torunia. Gdzie ta rażąca nierówność?
To nie są konkrety. To jest statystyka. Dane chwilowe. Zostanie podpisana jedna, dwie umowy i te dane się zmienią. Nie pokazują całej prawdy. RPO jest w takim stanie zaawansowania, że można pokazać wszystko - co dostały samorządy, przedsiębiorcy, co przekazano w konkursach.
Jak wyglądają Pana kontakty z marszałkiem Całbeckim? Obaj należycie do kujawsko-pomorskiej struktury Platformy Obywatelskiej.
Są wyłącznie służbowe. Co mam zrobić, gdy na przykład czytam coś takiego: „prezydent Bydgoszczy Rafał Bruski żalił się, że marszałek jest z Torunia, szef portu lotniczego w Bydgoszczy także, pieniądze dzieli Urząd Marszałkowski w Toruniu, w domyśle niesprawiedliwie...” i marszałek odpowiada tak: „Cóż ja mogę na to odpowiedzieć? Boli mnie, że opinia prezydenta największego miasta regionu jest tak negatywna o mieszkańcach Torunia”. To brzmi tak, jakbym był wrogiem mieszkańców Torunia! Uważacie panowie, że tak się uczciwie gra?
Jak Pan widzi kwestię metropolii? Bydgosko-toruńska czy bydgoska? Nigdy nie kwestionował Pan jednoznacznie tej pierwszej, jednocześnie cieszy się Pan poparciem stowarzyszenia Metropolia Bydgoska, forsującej zupełnie inne rozwiązanie.
Kluczem do jakiejkolwiek metropolii jest zaufanie. Przy obecnym stanie nieufności nie ma szansy na bydgosko-toruńską. Dziwne jest dla mnie, że o tej kwestii dyskutuje marszałek województwa z jednym prezydentem, Bydgoszczy. Powinni zaś dyskutować prezydenci dwóch miast. Jaka jest rola marszałków w procesie metropolizacji? To właśnie marszałkowie zatrzymali projekt ustawy dotyczący metropolii, ponieważ chcieli przejąć nad tym władzę. O to jest spór między Konwentem Marszałków a Unią Metropolii Polskich i prezydentami. Rząd starał się szukać kompromisu, ale proces się zatrzymał. Nie ma zaufania, przejrzystości. Dlatego większość bydgoszczan nie widzi szans na metropolię, w której rolę decydująca przejąłby marszałek.
Hasła typu „Toruń nas okrada” tego zaufania nie budują.
Pewnie, że ten, który je wypowiada powinien to udowodnić. Jednak druga strona, jeśli ma czyste sumienie, powinna po prostu wszystkie dane wyłożyć na stół.
