Wielka woda schodzi, a w kałużach i na podmokłych terenach rozmnażają się chmary komarów. Raz na trzy tygodnie wykluwa się nowe pokolenie krwiożerczych owadów. Tylko słońce może je powstrzymać.
<!** Image 2 align=right alt="Image 150948" sub="Komary zostały zaatakowane z dwumetrowego działa. Opryski prowadzono wczoraj, między innymi, w zadrzewionych okolicach Centrum Onkologii w Fordonie Fot. Tadeusz Pawłowski">- W normalnych warunkach jesteśmy narażeni na atak kilku, kilkunastu komarów na godzinę. Za dwa tygodnie zaleje nas plaga tych owadów. Średnio w ciągu godziny będzie próbowało nas pokąsać kilkadziesiąt, a nawet kilkaset komarów - zapowiada Marcin Olik, dr nauk biologicznych z Wyższej Szkoły Środowiska w Bydgoszczy. - Po fali powodzi, kiedy woda powoli opada, dolina Wisły jest usiana oczkami wodnymi. Kałuże stoją w lasach i na polach. To idealne warunki dla rozwoju komarów.
Lubią płytką wodę, najlepiej nagrzaną słońcem. Ich larwy potrzebują zaledwie dwóch tygodni, aby przepoczwarzyć się w dorosłego osobnika. Przy sprzyjających warunkach, czyli jeśli lato będzie deszczowe, z powodzeniem mogą rozmnażać się do września. Atakują w godzinach popołudniowych i wieczornych. Zupełnie jak dla wampirów - słońce jest dla nich zabójcze. Gryzą tylko komarzyce.
- Nasz dom stoi wśród łąk, w pobliżu rowów melioracyjnych, ale jeszcze nigdy nie było tak źle jak w tym roku. Nie możemy odpocząć na werandzie, bo bez przerwy odganiamy się od komarów. A najbardziej cierpią dzieci. Najmłodszy syn jest cały pogryziony i płacze, bo swędzą go bąble - żali się pani Anna z podbydgoskiego Czarża.
Kąśliwe owady dają się we znaki również mieszkańcom miasta.
- Znajomi zorganizowali grilla na działce. Nawet specjalne świeczki nie odstraszały komarów. Musieliśmy się mocno znieczulić - pół żartem, pół serio opowiada Marta, studentka z Bydgoszczy.
<!** reklama>W ratuszowym wydziale zarządzania kryzysowego do problemu podchodzą poważnie. Właśnie wykonywane są planowe opryski. Wczoraj, korzystając ze słonecznej aury, specjaliści od zwalczania szkodników pracowali od świtu do wieczora.
- O trzeciej nad ranem, kiedy nie było jeszcze ludzi, weszliśmy do parku im. Witosa. W pierwszych promieniach słońca dało się zauważyć chmary komarów - opisuje Włodzimierz Dembczyński, właściciel firmy „Rattus” z Włocławka. - Atakujemy je z dwumetrowego działka. Jest przy tym trochę hałasu. Na hektar terenu przypada 2,5 kilograma preparatu. Dodajemy do niego substancję lepną, dzięki czemu opryski utrzymują się na liściach i rosa, a nawet deszcz ich nie zmyją. Przy zetknięciu z toksyną komar zdycha w ciągu 15 minut.
Wczoraj opryskano też parki im. Kazimierza Wielkiego i Kochanowskiego. Po południu ekipa przeniosła się do Ostromecka, aby oczyścić z komarów teren przed zapowiadanym festynem. Dużo pracy było też w Fordonie w zadrzewionych okolicach Centrum Onkologii. Na mapie oprysków są, m.in., Balaton, teren przy HSW „Łuczniczka” i Wyspa Młyńska.
- Muszę przyznać, że w Bydgoszczy dbacie o zieleń. Trawniki są przystrzyżone, krzewy przerzedzone, wszystko jak na przyjazd papieża - chwali nasze miasto Włodzimierz Dembczyński. - To w obecnej sytuacji jest równie ważne jak opryski, bo w dzikich chaszczach komarów jest najwięcej. Czy w związku z inwazją Urząd Miasta planuje dodatkowe akcje? - Mamy nadzieję, że opryski, które przeprowadzililiśmy, powstrzymają plagę komarów, ale jeśli będzie taka potrzeba, to nie wykluczamy kolejnych tego typu akcji - mówi Robert Dobrosielski z ratuszowego wydziału zarządzania kryzysowego.