Bydgoski Port Lotniczy wydał na ich szkolenia masę pieniędzy. Dziś pracują na dużych międzynarodowych lotniskach: na Heathrow, w Dublinie, Newark. Dlaczego uciekli?
<!** Image 2 align=right alt="Image 38759" sub="Pracownicy Portu Lotniczego twierdzą, że ponieśli straty">O tym piszą w mailach do naszej redakcji.
- Łamanie praw pracowniczych to powód, który wygonił nas z kraju - tłumaczą. - Port Lotniczy w Bydgoszczy, poważna spółka akcyjna z większościowym udziałem miasta, nie odprowadzał pracowniczych składek do ZUS. W pokwitowaniach wynagrodzeń poświadczano nam nieprawdę. Chcemy wiedzieć, czy nadal trwa ten proceder. Mamy powody o to pytać, bo wyroki, które niedawno zapadły, spółka też lekceważy. Odszkodowanie i zaległe wynagrodzenie, które naszym kolegom przyznał bydgoski Sąd Rejonowy (wyrok z 28 września) trzeba było ściągać przez komornika. Dostali je dwa dni temu.
- Zaległe składki zostały już do ZUS odprowadzone - uspokaja nowy prezes Portu Lotniczego im I. Paderewskiego, Marcin Hydzik. Jest tu zaledwie parę tygodni, więc posiłkuje się wiedzą swojej zastępczyni Zofii Hekiert. A ta pokazuje nam zaświadczenia z ZUS, że spółka nie ma już zadłużeń. - Gdyby były zaległości w składkach lub podatkach, żaden bank nie udzieliłby nam kredytu - tłumaczy. Jak było wcześniej?
Prezes Hydzik obiecuje sprawdzić, czy w dokumentach księgowych z lat 2002-2004 poświadczano nieprawdę. - Ale to wymaga czasu - uprzedza. - Zatrudniamy ponad 90 osób, a przewinęło się przez port dużo więcej.
Po szybsze informacje sięgamy do...
źródła
Rzecznik bydgoskiego ZUS Alina Szałkowska, potwierdza, że aktualnie port płaci składki w terminie, ale wcześniej różnie bywało. - Zdarzały się okresy - mówi - kiedy wpływały one po terminie: w wyniku naszej interwencji, w drodze egzekucji administracyjnej, bądź poprzez zajęcie rachunku bankowego firmy.
<!** reklama left>- Nie było żadnej egzekucji - zaprzecza tym informacjom były prezes portu, Tomasz Makowski. - Z ZUS była zawarta ugoda, a zadłużenie spłacaliśmy w ratach - twierdzi. - Kiedy w czerwcu opuszczałem firmy, rachunek był czysty - dodaje.
- Dlaczego na księgowych pokwitowaniach wypłaty poświadczano pracownikom nieprawdę? - pytamy. - Byli pracownicy nazywają to fałszerstwem.
- Jakie fałszerstwo!? - bulwersuje się były prezes. - Jeśli na pensje była tylko pewna suma netto, to się ją wypłacało. A procedura tworzenia na tę okoliczność dokumentu, wraz z potrąceniem składek, jest ściśle określona. I nikt nikomu tych składek nie zagarnął! Jak pieniądze w spółce były to dług był spłacany wraz z odsetkami. Nikt nie poniósł...
straty
- My ponieśliśmy! - nie zgadzają się z taką interpretacją emigranci. - Materialną i moralną.
Robert - dawniej agent obsługi pasażerów w bydgoskim porcie, a dziś supervisor na lotnisku Newark pierwszy ujawnił ten proceder. Jego żona tłumaczyła lekarzowi, że korzysta z ubezpieczenia męża zatrudnionego w bydgoskim porcie. Ten sprawdził w komputerze, że na konto męża
w ZUS nic nie wpływa i kazał za wizytę płacić.
Kamila, dziś pracuje na lotnisku Heathrow, Paweł i Edyta dowiedzieli się o swoim pustym koncie w ZUS po pismach z funduszy emerytalnych. Proszono, by sprawdzili, dlaczego od dłuższego czasu nie są na nie przekazywane składki.
- Poszliśmy do ZUS - wspominają cierniową drogę do prawdy. - Na naszych oczach sprawdzano konta w komputerze. Były puste, a pracownicy głośno zastanawiali się, dlaczego dział zajmujący się ściąganiem składek nic w tej sprawie nie robi. Padały domysły, że pewnie jest jakiś układ między PLB i „górą” ZUS. Obiecali, że spróbują to jakoś ruszyć. Naszym śladem poszli inni pracownicy portu i okazało się, że i na ich kontach były braki. Zwróciliśmy się do dyrektora, by wyjaśnił tę sprawę z prezesem Makowskim. Ale dyrektor portu sam wkrótce wyleciał...
z fotela
- Wcisnęli mu wtedy do portu - na stanowisko strażaka ratownika - brata kadrowej z fałszywymi papierami i zaczęła się afera - wspominają. Jego następca też im nie pomógł. - Dostał „prikaz” od zarządu, by nie wtykał nosa w nie swoje sprawy - mówią. Co było dalej?
- Poprosiliśmy o kontrolę PIP, a zaraz po niej zaczęło się zastraszanie pracowników, wreszcie rozwiązanie umów o pracę i sprawa w sądzie pracy, którą teraz wygraliśmy, ale odszkodowanie wyegzekwował dopiero komornik. - To była wina naszej kancelarii prawniczej - usprawiedliwia spółkę prezes Hydzik - bo nas o wyroku nie powiadomiła. Komornik ściągnął te pieniądze 3 listopada.
O tym, dlaczego kasa bydgoskiego portu była dziurawa i jak łatano te dziury „pożyczką” z KPEC, w poniedziałek.
