Powód jest jeden: ludzie mówią niemal wyłącznie na ten sam temat. Mimo że dotyczy on - oczywiście - lotniska, to angażują się w spór wokół niego również ludzie, którzy nie tylko z niego nie korzystają, ale i czasem nawet nie widzieli go z bliska.
Wiedzą tylko, że to Port Lotniczy Bydgoszcz (gwoli ścisłości, leżący nie całkiem na terenie administracyjnym Bydgoszczy, bo dokładniej w Białych Błotach). Punkt widzenia w najgłośniejszej w minionym tygodniu sprawie zależy jednak nie tylko od miejsca siedzenia („leżenia”?). [break]
Chodzi bowiem o to, czy za cenę niewielkiego stosunkowo dokapitalizowania, dołączyć do nazwy lokalnego portu lotniczego słowo „Toruń”. Poza emocjami bydgoszczan pozostaje decyzja właścicielska, która w przyszłym tygodniu przesądzi o podmiocie (przedmiocie?) sporu.
Za zmianą jest samorząd województwa, któremu kibicuje samorząd Torunia, zdecydowanie przeciwko - samorząd Bydgoszczy. Trwa wymiana płomiennych oświadczeń (również w formie komercyjnych kampanii medialnych), a - jak wspomniałam na wstępie - w Bydgoszczy grzeją się redakcyjne telefony i wszelkie miastolubne fora internetowe.
Trudno się pozbyć wrażenia, że będzie jak zawsze. Doraźny spadek formy może przełożyć się na oddanie sąsiadowi kolejnego punktu.
Tak się bowiem złożyło, że kłótnia wokół nazwy prawie nałożyła się na dyskusję o tym, co Bydgoszcz straciła, bezpowrotnie (?) oddając Toruniowi Akademię Medyczną im. Rydygiera. Nie wnikając w podnoszone wcześniej wielokroć szczegóły, tamta decyzja też wydawała się wypadkową emocji, indywidualnych przekonań i doraźnego sporu, w którym ostatecznie ktoś przeważył, określając długofalowe skutki.
Dziś, w dobie wszechobecnej marketingowej walki, posiadanie zaledwie (choćby najbardziej szacownej) agendy, wydziału zamiejscowego cudzego uniwersytetu (zwłaszcza, nie ukrywajmy, gdy chodzi o uniwersytet toruński), musi być dla marki miasta zabójcze.
Nasi Czytelnicy, śledzący tę dyskusję, znają oczywiście „twarde” fakty przemawiającymi za stanowiskiem obu stron. Padają kwoty zainwestowane, padają i te niezbędne do kolejnych zakupów, by lotnisko rosło w siłę. Trudno się jednak pozbyć wrażenia, że będzie jak zawsze.
Doraźny spadek formy może przełożyć się na oddanie sąsiadowi kolejnego punktu. Jak w siatkówce - można zdobywać kolejne oczka waleczną grą, można oddawać je bez walki, podkładając się kiepskim serwem. Dosłownie rzecz ujmując, kiepską zagrywką jest tu na pewno przekonywanie, że dołączenie do nazwy Portu Lotniczego Bydgoszcz członu „Toruń” uczyni ją bardziej rozpoznawalną i przytaczanie, że taka „dwuczłonowość” jest światową praktyką.
Nie jest: Szczecin - Goleniów to lotnisko w małym miasteczku POD Szczecinem, a lotnisko w maleńkim Charleroi leży POD Brukselą, która pozwala pasażerom orientować się, czego szukają, kupując bilety. Ani PLB nie jest zlokalizowany w Toruniu, ani nie trzeba nam go, by ktoś znalazł na mapie znacznie większą Bydgoszcz.
(Mój kolega, autor satyryczno-graficznej strony SieRysuje, dowcipnie podsumował to kreską - podróżni wysiadający na naszym lotnisku podziwiają wielkość Torunia, obliczając, jak dużo kilometrów dzieli ich jeszcze od gotyckiej Starówki...) Mam nadzieję, że ktoś publikujący felietony za 15-30 lat nie dołączy kolejnego z firmowych znaków Bydgoszczy do listy wartości zaprzepaszczonych.
