<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/czarnowska_ewa.jpg" >Pamiętam z lat szkolnych, że wizytacja była rzeczą świętą. Niezapowiedziane było też zaplanowane, więc „przypadkowo” mieliśmy odświętne ubranka, a do odpowiedzi wybierano najbardziej elokwentnych uczniów. Niedawno usłyszałam o szoku innej klasy, której pani zaproponowała na lekcji pomysłowe zajęcia w grupach, z kolorowymi pomocami dydaktycznymi.
Powód zmiany sposobu pracy - zwykle sztampowego i nudnego - zawsze ten sam: z tyłu klasy siedział „nieoczekiwany” dyrektor. Nie tylko tę szkołę czeka jednak wkrótce trzęsienie ziemi, o którym pani kurator oświaty mówi, że jest mile widziane i wręcz oczekiwane przez środowisko. Ewaluacja zewnętrzna - strasznie brzmi, a oznacza, że w Polskę niedługo ruszą specsłużby kuratoryjne. Będą mieć one sekretne, wszędzie jednolite sposoby sprawdzenia, czy dana szkoła dobrze uczy, po partnersku traktuje rodziców czy umie słuchać ucznia. Ma to obiektywnie pokazać, że „A” wystawione jej w Warszawie, Żninie czy Białych Błotach zawsze znaczy ten sam, najwyższy stopień uznania. Nie wiem, czy w szkołach się z tego cieszą, nie wiem, czy tajemnicze narzędzia (ankiety, tabele) okażą się praktyczne. Cieszą się na pewno z tego wszyscy oponenci układania list rankingowych szkół na podstawie wyników egzaminów.
<!** reklama>Każdy wie, że przylicealne gimnazjum spija śmietankę zdolnych uczniów ze szkół rejonowych, które snują się w ogonach takich zestawień. Każdy wie, ale każdy na te listy przebojów patrzy. Łatwo popisywać się wzorową współpracą z rodzicami, kiedy ma się tych rodziców zawsze chętnych do pomocy i często z pełnym portfelem. Takie placówki są potem na językach szukających miejsca dla dziecka, robią się modne, podziwiane. Jeśli ewaluacja doprowadzi do tego, że wreszcie dobrze, sprawiedliwie i głośniej zacznie się mówić o kameralnej, przyjaznej szkole na peryferiach jakiegoś miasta czy miasteczka - będzie warto to trzęsienie ziemi przeżyć.