Premier Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla PAP wyraził nadzieję, że wszystkie akta z „szafy Lesiaka” będą jawne, bo obrazują niepraworządne działania służb z pierwszej połowy lat 90.
Natomiast sam płk Jan Lesiak, oskarżony o inwigilację opozycji, bagatelizuje wymowę ujawnionych w niedzielę przez PAP dokumentów.
W pierwszej połowie lat 90. Urząd Ochrony Państwa posługiwał się swymi agentami wobec polityków opozycji w celu ich skłócenia oraz dezinformowania - wynika jednoznacznie z odtajnionych przez ABW akt z szafy płk. SB i UOP Jana Lesiaka, do których dostęp uzyskała PAP w Sądzie Okręgowym w Warszawie.
Premier ma nadzieję, że „całe akta będą jawne”. „A to dlatego, że pokazują one dobitnie, że przynajmniej ten fragment ówczesnej działalności służb z państwem demokratycznym i praworządnym nie miał nic wspólnego. To nasuwa pytanie o odpowiedzialność. To przede wszystkim odpowiedzialność rządu i to mówię z wielkim bólem, rządu sił postsolidarnościowych pani Hanny Suchockiej” - powiedział J.Kaczyński.
Dodał, że Suchocka odpowiada „w sensie ogólnym”. „Natomiast zupełnie inaczej widzę odpowiedzialność takich osób jak chociażby pan Andrzej Milczanowski, Jerzy Konieczny, jak pan Jan Rokita. Bo nie mam najmniejszej wątpliwości, że on doskonale się orientował w tych praktykach. Ci ludzie nie tylko łamali prawo i to w kilka lat po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, ale dopuszczali się czynów po prostu nikczemnych” - dodał premier.
Lech Wałęsa, zapytany czy na początku lat 90. miała miejsce inwigilacja prawicy, odpowiedział: „Była, ale w wykonaniu Kaczyńskich (...); oni są inicjatorami tego wszystkiego”. Wałęsa twierdzi, że mogło w tamtym czasie dojść do jego internowania przez „ludzi z tej grupy”.