Kiedy kupowali od gminy działki, nie mieli pojęcia, co kryje się pod ziemią. Pięć lat temu pod jedną z działek zapadła się ziemia. Dziś już wiedzą, że mieszkają - w bezustannym strachu - nad starą kopalnią.
<!** Image 2 align=right alt="Image 55025" sub="Wojciech Weyna (w środku) pokazuje Robertowi Grochowskiemu (z lewej) i Marianowi Deptule zachowane na powierzchni fragmenty starych kopalni. Za nimi obmurowania starej sztolni. To najlepiej zachowana pokopalniana konstrukcja.Najprawdo- podobniej w tym miejscu archeolodzy „założą wykop”.">Pamięć ludzka jest bardzo zawodna. Czy tylko tej przypadłości można przypisać kłopoty mieszkańców osiedla letniskowego w Pile-Młyn nad Brdą opodal Gostycyna?
Na początku lat 90. gminny urząd w Gostycynie przeznaczył sporej wielkości teren w oddalonej o 5 km wsi Piła-Młyn pod działki budowlane. Ziemia była względnie tania, a miejsce atrakcyjne. Powstało spore osiedle domów, zarówno całorocznych jak i letniskowych. Między budynkami pozostały też puste działki. Właśnie pod jedną z nich w 2002 r. zawaliła się ziemia.
- Kiedy wybudowaliśmy domy, doszły nas słuchy, że była tu kiedyś stara kopalnia - opowiada Marian Deptuła, mieszkaniec osiedla. - Nie dawaliśmy tym opowieściom wiary. Nie przyszło nam do głowy, że gmina mogła o tym nie wiedzieć. Ale nagle, w nocy 5 lat temu, zapadła się działka. Na szczęście pusta. Zrobił się lej na jakieś 3 metry. To przekonało nas, że jednak musimy mieszkać nad starą kopalnią. Skojarzyliśmy wystające gdzieniegdzie z ziemi na polach dziwne fragmenty murów. Kiedy dowiedzieliśmy się od ekspertów, że zapadliska mogą „wędrować”, wystraszyliśmy się.
Zanim przyszedł boom na ropę naftową, w cenie i wielkim poważaniu był węgiel. Wydobywanie kamiennego to kosztowna i skomplikowana operacja. Z brunatnym jest zawsze łatwiej. Często można zaopatrzyć się w niego samemu ...
Tak od wieków robili mieszkańcy Wielkopolski, Kujaw, a także północnej części naszego regionu. Skromne pokłady mało wydajnego węgla brunatnego ciągną się na sporym odcinku nad Brdą. Wyeksploatowano duże części złoża w Stopce i Pile-Młyn, do dziś jednak można pójść nad rzekę z wiaderkiem i łopatą po opał np. w Samociążku.
Kopalnie pod Gostycynem, zanim popadły w całkowite zapomnienie, działały przez ponad pół wieku. Było ich nawet pięć! Z węgla żyła cała okolica, hucznie świętowano tu Barbórkę. W jakim stanie są podziemne pozostałości po czasach świetności, nie wie nikt.
By się tego dowiedzieć, część mieszkańców działek i miejscowi zapaleńcy założyli Stowarzyszenie Mieszkańców i Miłośników Piły nad Brdą „Buko”. Nazwę wzięli od najstarszej kopalni w tym rejonie.
Prawnuk sztygara
- Chcemy zajrzeć w głąb ziemi. Nie po to, by sprawdzić, czy da się wydobywać węgiel, ale co pozostało ze starych szybów, sztolni, chodników i korytarzy. Marzy mi się, by pozostałości kopalni udostępnić zwiedzającym i uczynić z tego lokalną atrakcję turystyczną - mówi Wojciech Weyna z „Buko”.
W latach 70. za sprawą urzędu górniczego prowadzono tu badania. Stwierdzono, że pod ziemią zostało jeszcze sporo węgla, jednak jego wydobycie to sprawa nieopłacalna.
- Szukamy wciąż w archiwach, pytamy najstarszych mieszkańców - mówi Weyna. Niektórzy pamiętają jeszcze czasy świetności kopalni, inni zaglądali w głąb ziemi na własną rękę, gdy sztolnie nie były zasypane. Udało się od mieszkańców zdobyć stare zdjęcia - pradziadek jednego z mieszkańców był w „Oldze” sztygarem.
Jeszcze tego lata prace archeologiczne na zlecenie wojewódzkiego konserwatora zabytków w Toruniu rozpocznie w Pile-Młyn archeolog Robert Grochowski: - Zależy mi, by odsłonić na początek jeden z szybów, a przynajmniej wejście do niego - mówi.
Obejście całego terenu razem z członkami „Buko” i Grochowskim zajmuje nam sporo czasu. Pokopalniany teren jest naprawdę rozległy
<!** reklama left>- Z kompleksowymi badaniami będzie problem - przypuszcza Weyna. - Część kopalni znajduje się po ziemią gminy, część pod działką prywatną, a jeszcze część pod gruntami należącymi do Lasów Państwowych.
Zapadliska
Właśnie w lesie najlepiej widać zapadliska, nawet kilkumetrowej głębokości. Nie ma wątpliwości, że to efekt istnienia podziemnych korytarzy kopalni. W lesie trafiamy też na pozostałości starej sztolni. Opodal niej - zarośnięte hałdy. W pobliżu jest też dziwny, obudowanym cegłami, zbiornik na wodę, która zawsze tu stoi. - Może służył do „kąpania” węgla w celu jego oczyszczenia? - zastanawia się Deptuła.
Po przeciwnej stronie drogi wystaje nad poziom łąki jeden z dawnych szybów wentylacyjnych.
Przez ostatnie 60 lat przyroda zrobiła swoje, niewiele śladów zostało po górniczej hossie w Pile-Młyn. Przed sprzedażą działek przeprowadzono rekultywację terenu, zniwelowano i wyrównano grunt. Prawdopodobnie zasypano wówczas wystające nad ziemię otwory pozostałych szybów.
- Tu wszędzie coś pod ziemią jest - przekonuje Weyna. - A to ktoś z mieszkańców przy wykopie otworu na szambo natknął się na mur z czerwonej cegły, inny znalazł zagrzebany zardzewiały wózek, to może być prawdziwy unikat.
- Od konserwatora wojewódzkiego mam zlecenie na dokumentację wszystkiego, co świadczy o istnieniu dawnej kopalni na powierzchni ziemi. Chciałbym też założyć wykop na sztolni i powierzchniowo rozpoznać te miejsca, gdzie coś może być, zdejmując jedynie górną warstwę gleby, tzw. humus - konkretyzuje swoje plany Grochowski. - Można będzie też zajrzeć do środka przez znalezione otwory zdalnie sterowaną kamerą.
Prawda czy fikcja?
Weyna natknął się niedawno w Internecie na opis wyprawy, którą przeprowadzili na własną rękę amatorzy mocnych wrażeń z Poznania: - Twierdzą, że znaleźli wejście do starej kopalni nad samą rzeką, na skarpie i 2 dni spędzili pod ziemią. Opisują długie ciągi obmurowanych korytarzy, stare poniemieckie tabliczki na cegłach i urządzeniach, sporo zabytkowego sprzętu. Nie udało się mi się z nimi skontaktować i opowieści potwierdzić. Szukaliśmy otworu, którym mogli wejść od strony Brdy. Nie znaleźliśmy.
<!** Image 3 align=right alt="Image 55025" sub="Do tego szybu wentylacyjnego zajrzeć nie sposób - otwór jest za wąski. „Oko” aparatu fotograficznego wsuniętego do środka odsłania rąbek tajemnicy.">Niezależnie od planów odsłonięcia choćby fragmentu starych kopalni, członkowie„Buko” myślą też o przyszłości mieszkańców pilskiego osiedla, którzy chcieliby mieć pewność, że mogą spać spokojnie. Domagają się dokonania poważnych ekspertyz, które - ich zdaniem - wójt gminy powinien przeprowadzić, zanim wystawił ziemię na sprzedaż. W 2005 r. dowiedzieli się, że tuż obok osiedla ma być budowany oddział szpitalny.
Zagraża zdrowiu i życiu?
- Powstanie szpitala oznaczałoby koniec spokoju dla mieszkańców. Musiałaby powstać nowa droga, jeździłyby karetki na sygnale w nocy, powstałaby spalarnia odpadów i inne uciążliwości dla środowiska. Wójt decyzji o lokalizacji nie uzgodnił ani z urzędem górniczym, ani z geologiem kraju. Zaczęliśmy działać na własną rękę - wspomina M. Deptuła. - Ściągnęliśmy dokumentację starych kopalni z Niemiec, z Hanoweru i wtedy uświadomiliśmy sobie, że teren pod działkami to szwajcarski ser. Wygraliśmy z wójtem w samorządowym kolegium odwoławczym. Plany szpitalne upadły. Teraz walczymy z wójtem o ustalenie stopnia zagrożenia dla osiedla. Skierowaliśmy do prokuratury skargę na zaniedbanie urzędników w związku z doprowadzeniem do budowy osiedla na terenach pokopalnianych. Prokuratura Rejonowa w Tucholi, która prowadzi tę sprawę, rozszerzyła jej zakres o zagrożenie zdrowia i życia mieszkańców!