Lektura bez dołączonego do niej opracownia czy streszczenia nie ma dziś racji bytu. Bryki zalewają rynek, a księgarze tłumaczą: - My tylko odpowiadamy na zapotrzebowania klientów.
<!** Image 3 align=right alt="Image 95023" sub="Kupić lekturę bez dołączonego do niej opracowania to dziś nie lada sztuka. Rynek zalały dobrze wydane i niedrogie bryki, które wyparły samodzielne teksty literackie Fot. Tadeusz Pawłowski">14-letnia Martyna w jednej z fordońskich księgarni kupiła „Romeo i Julię”, wydaną przez popularne wśród gimnazjalistów Wydawnictwo „Greg”. - Córka, gdy tylko weszła do domu, oświadczyła: „tylko na mnie nie krzycz, innych nie było”. Zdębiałam, gdy wzięłam książkę do ręki. Tekst Szekspira, owszem był, ale na marginesach widniały notatki informujące o najważniejszych scenach, coś na wzór tradycyjnych fiszek. Na końcu zaś szczegółowe streszczenie, scena po scenie, dokładnie rozpisana budowa i kompozycja utworu, charakterystyki bohaterów, wypisane cytaty, a nawet indeks - na której stronie znaleźć można cenne informacje o każdej z postaci. Szok! Nie ma się co dziwić, że uczniowie nie czytają książek, skoro w księgarni mogą dostać takie bryki - opowiada mama gimnazjalistki.
Lektura z opracowaniem to codzienność w polskiej szkole. Nierzadko takie pozycje znaleźć można także w szkolnych bibliotekach. - Rodzice kupują takie wydania swoim dzieciom, tylko nieliczni uczniowie mają dziś na ławkach tradycyjne wydania - przyznaje Mirosława Świniarska, polonistka z Gimnazjum nr 35 w Bydgoszczy. - Na lekcji uczeń powinien pracować z książką, sam wyszukiwać z tekstu odpowiednie cytaty, opisy. Niestety, niektóre wydawnictwa wyręczają w tym uczniów i proponuja gotowe rozwiązania, a dzieciaki idą na łatwiznę i z tego korzystają. Wiele razy zastanawiałam się, co z tym fantem zrobić, może zakazać przynoszenia czy kupowania takich książek. Ale te wydania są tańsze, więc nie mogę nikogo zmusić, by kupował droższe. Poza tym, gdyby nie one, w klasie tylko kilka osób miałoby książkę. To walka z wiatrakami - przyznaje nauczycielka.
<!** reklama>Zresztą nie tylko na czytaniu streszczeń i opracowań przyłapują swoich uczniów nauczyciele. Zmorą polskiej szkoły są przepisywane z internetowych portali wypracowania. Zachętę do korzystania z jednego z nich znaleźliśmy, między innymi, na... okładce lektury z opracowaniem Wydawnictwa „Greg”. Autorzy portalu polecają „największy w Polsce zbiór wypracowań ze wszystkich przedmiotów”, a reklamują go chwytliwym hasłem: Po co się męczyć? Bryk cię wyręczy! I zgodnie z ta sugestią, uczniowie używają do woli. - Żywcem przepisują fragmenty z różnych gotowców, sklejają to w całość, udają, że to ich praca i mają nadzieję, że nauczyciel się nie zorientuje. Tymczasem taki zlepek widać na pierwszy rzut oka - uważa Mirosława Świniarska. - W klasach piątych uczniowie musieli napisać charakterystykę bohaterki „Żony modnej”. Na kilkadziesiąt wypracowań kilka razy natrafiłam na zdanie: „w stosunku do ubioru bohaterka była...”. Co to za sformułowanie? Co za styl? Nie ma takiej możliwości, by kilkoro uczniów to wymyśliło. Po prostu żywcem zdanie przepisali.
Ucznia korzystającego z bryków polonista rozpozna od razu. - Na zadane pytanie odpowiadają frazesami, ich język jest nienaturalny i niezrozumiały. Mam wrażenie, że nie tylko dla mnie, ale także dla nich - uważa Grażyna Dziedzic, nauczycielka języka polskiego i dyrektor III LO w Bydgoszczy. - Bywa, że opracowania mają swoje plusy. Słabego ucznia potrafią ukierunkować, pomóc mu wyciagnąć wnioski. Oczywiście, pod warunkiem, że najpierw przeczyta lekturę. Jednak na uczniów zdolnych opracowania mają raczej wpływ negatywny, bo uczą ich myślowego lenistwa - dodaje.
Rynek opracowań i bryków trzyma się mocno, zarówno w Internecie, jak i w realu. Na wielu półkach księgarskich próżno już szukać lektur bez dołączonych opracowań. - Oferujemy klientom pozycje z opracowaniami, jak i te wydawane w formie tradycyjnej. Ale nie ma co ukrywać, że największy popyt jest na te pierwsze. A skoro takie jest zapotrzebowanie klientów, my na nie odpowiadamy - przyznaje Zbigniew Zdziebłowski z bydgoskiego „Matrasu”.