<!** Image 1 align=left alt="Image 27580" >Nie wiem, czy jest gdzieś na świecie kraj, w którym częściej niż w Polsce wymienia się wszelakie ważne papiery. Nowe dowody osobiste, prawa jazdy, nowe paszporty. Rozumiem, że zmieniają się czasy, rośnie poziom zabezpieczeń, ale wystarczyłoby wprowadzić nowy wzór, który sukcesywnie wchodziłby do obiegu.
Tak już przecież jest, że dokumenty wymienia się w naturalny sposób. Ktoś zmienia adres, stan cywilny lub po prostu gubi papiery i, tak czy siak, wyrabia sobie nowe. U nas oczywiście musi być inaczej. Muszą być terminy, represje za spóźnienie i koszty przerzucane na obywatela. Czasem mam zresztą wrażenie, że cała ta mania wymiany służy przede wszystkim łataniu budżetowych dziur. Pomysł, żeby ograniczyć liczbę punktów, w których można załatwić paszport, to jeszcze jeden skandal. Ludzie z Inowrocławia czy Żnina będą musieli podróżować do Bydgoszczy, ci z Grudziądza i Brodnicy - do Torunia, żeby wyrobić paszport, za który na dodatek znów trzeba będzie zapłacić więcej.
W urzędach tłumaczą, że skarbu państwa nie stać na wyposażenie starostw powiatowych w odpowiedni sprzęt. Jasne, państwa nie stać. Ale obywateli musi być stać. Na przykład na dojazdy. I tylko dlaczego różni ważni politycy dziwią się potem, że państwu się nie ufa, a paszport coraz częściej służy do podróży tylko w jedną stronę?
